"Polska" - pomyślał. - "Kawałek stąd..."
Poznał w Paryżu kilku Polaków. Byli świetnymi kompanami - i do bitki, i do wypitki, i do kobiet.
Jeden z nich już go wyprzedził w drodze do lepszego świata.
Z trudem powstrzymał skrzywienie się, gdy ponure słowa przepowiedni wypłynęły z głębi pamięci. Ile mu jeszcze zostało? Rok? Dwa? Ale tych dwóch mężczyzn nie powinno to obchodzić...
- Znałem parę osób z twego kraju - powiedział, nie udzielając jeszcze odpowiedzi na postawione mu pytanie. - zawsze byli dobrymi towarzyszami...
Obrócił się w stronę człowieka, który nie podał swego imienia.
Wątpliwości na twarzy tego mężczyzny były widoczne mimo nikłego oświetlenia, jakie dawał wpadający przez okno księżyc.
Brak wiary w to, co mówił nie poruszyło Giuseppe'a. - Na piechotę przed wampirami nie uciekniemy.
Nie wspomniał o swoim koniu, stojącym niedaleko chaty. Na trzech to było za mało.
- Nie znajdziemy też lepszego miejsca, niż to, chyba że znasz jakiś kościół w pobliżu. W czterech ścianach jesteśmy bezpieczniejsi, niż na otwartym terenie. Ale proponowałbym przenieść się na piętro i rozpalić ogień. Większość wampirów tego nie lubi. Podobnie jak uciętej głowy i osikowego kołka w sercu.
Nie powiedział, że trzeba być odpowiednio szybkim. I mieć ciut szczęścia...
Spojrzał na Michała. - Pytasz o moje doświadczenie? Chodzi ci o wiedźmy, wampiry, boginki wodne, czyli wasze rusałki, wilkołaki i inne zwierzoczłeki, mutanty?
Z trudem opanował uśmiech.
- Większość z tego to wymysły ciemnego plebsu. Każde dziwne zdarzenie przypisują ciemnym mocom. Polezie głupiec na bagna, a już hyr idzie, że błędne ogniki go pociągnęły w topiel. Krowa mleka da mniej, to od razu zielarkę pławić zaczną. Pijany chłop utopi się w stawie, to już są winne nimfy. A nawet gdyby mu się i pokazała jakaś, to po co za gołą babą lata, skoro w chałupie ma własną...
Już znacznie poważniej kontynuował:
- Z pewnością są prawdziwe czarownice, ale jeszcze nigdy takowej nie widziałem. Wilkołaki ze trzy spotkałem. I kotołaka.
Odruchowo potarł lewe ramię, na którym po spotkaniu z kotołakiem, a raczej kotołaczką, zostały długie szramy. Całe szczęście, że zioła Petra pomogły. Ale było ich coraz mniej... Wody też trochę ubyło... - A wampiry? Ten był szósty...
Zdanie zostało wypowiedziane całkowicie beznamiętnie. Dopiero w następnym zabrzmiało uczucie:
- Bóg mi dopomógł - powiedział Giuseppe, czyniąc równocześnie znak krzyża.
Sięgnął za próg i podniósł poprzednio niewidoczny plecak, którego wystawało kilka długich przedmiotów.
- Proponowałbym zmienić lokal.
Wskazał schody i ruszył w ich stronę. |