Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2008, 19:42   #150
Sumar
 
Sumar's Avatar
 
Reputacja: 1 Sumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputację
Vintilian
Twierdza Krasnoludzka - ogromna, przestronna i o dziwo jasna. Wszystko co się w niej znajdowało bezsprzecznie wskazywało na kompleksy zamieszkujących tu istot. Za wielkimi wrotami, których strzegło dwóch niskich, aczkolwiek postawnych Khazadów, znajdował się krótki, wysoki, hol prowadzący do samego centrum podziemi. W centrum Krasnoludzkeigo miasta stał okrągły podest, który w tej chwili był ciasno otoczony nie tylko Krasnoludami, bądź gnomami, ale całą gamą ras; począwszy od Elfów, przez Ludzi, na samych Niziołkach kończąc. Straży krasnoludzkiej nie brakowało, bo w końcu nie codziennie wpuszcza się tylu obcych do swego domu.
Na skrajach okrągłego i rzecz jasna wielkiego pomieszczenia, jeśli można nazwać było tak ten ogromny, podziemny plac znajdowały się różnego rodzaju sklepy, kuźnie i huty i miejsca upojeń tak alkoholowych jak i fizycznych.

W tym momencie cały tłum wzniósł różnego rodzaju okrzyki. Jedni podnosili ręce złorzecząc, inni natomiast klaskali, gratulując komuś, a kilka szczęśliwych osób, wyszło z tłumu głośno się ciesząc i ruszyło w kierunku najbliższej karczmy.

Po chwili mężczyzna stojący na podeście, ubrany w ciemny, niebieskawozielony płaszcz, na którego jakby z góry padało światło, podniósł prawą rękę i wypowiedział kilka imion. Sytuacja znowu się powtórzyła. Z tym, że teraz ci, którzy wcześniej złorzeczyli, teraz wybiegali ciesząc się i kłaniając pozostałym, zaś z tymi którzy wybiegli wcześniej wymienili złowrogie gesty.
Mężczyzna na podeście znowu wypowiedział jakieś imię. Tym razem jedno, a nie jak to było w poprzednich przypadkach, po cztery, bądź trzy. Szczęśliwy wybraniec wyszedł dumny i majestatycznym krokiem ruszył przed siebie. Ubrany był w czarny płaszcz...

Za chwilę tłok jaki panował wokół podestu zelżał i rozpłynął się, tylko po to by rozpocząć za chwilę na nowo zabawę. Z jednej strony oblewając za tych, którym się udało, a z drugiej zalewając się przez to, że się nie udało.
Muzyka, tańce, piwo, wódka, piwo i wódka. Tak najogólniej wyglądało to po pięciu minutach po rozpłynięciu się tłumu.

Mężczyzna na podeście dalej był tam, gdzie wcześniej. Nie stał, lewitował kilka cali nad ziemią. Miał siwą brodę i laskę w ręku. Uśmiechał się.


Albreht i Bruno
Krasnoludzki karczmarz spojrzał na was.
- Tak. Mam wskazać każdemu drogę tam, który ma taki o dziwne kulki jakie wy zapewne macie. Możecie iść prosto ściezkom, i byście zapewne trafili. Ino mamy też inną droge, znacznie szybszą. Ale aby zeń przejść musicie mieć przewodnika. Krasnoluda. Inaczej ni da rady. - westchnął karczmarz i popatrzył po was
- Pogadajcie tutaj, bo i nie brak nas, a ja nie moge. Jak który bendzie chciał z wami iść, to pójdziecie, jok nie, znaczy nie warto wam ufać. takie zasady i tyla.
- To jak jeszcze dać piwa?



Vanessa
- To nie masz zamiaru iść do twierdzy? - zapytał po prostu mężczyzna
- Czy może...? A jak nie, to gdzie masz zamiar iść?

Coś zaszumiało w pobliskich krzakach, a woda zafalowała... pewnie wiatr.
 

Ostatnio edytowane przez Sumar : 09-03-2008 o 19:46.
Sumar jest offline