Kiedy chłopak służebny znalazł się w komnacie, gdzie ostatni raz rozmawiał z księżną, rozejrzał się strwożony. Po chwili z ciężkim westchnieniem opadł na ławę pod ścianą. Nawet nie zauważył, że rzucany przez niego cień jakby urósł i spłynął na ziemie niczym kaskada.
Co wydarzyło się na wieży? Toż to... toż to czarna magia była! Musi o tym powiedzieć! Najpierw Julce, a potem pójdą do kaznodziei. Stary Szczepan będzie wiedział co poradzić...
- Masz.
Podskoczył ze strachu, kiedy jakaś szczupła dłoń podsunęła mu kielich z winem. Chłopak spojrzał na postać, która stała tuż obok. To była pani
Lorianna.
Sepleniąc jakieś przeprosiny, sługa zerwał się z ławy, omal nie trącając dłoni księżnej, czym wydawał się jeszcze bardziej strwożony.
-
Spokojnie. – rzekła bez emocji kobieta. Wzrok miała zamyślony. –
Wiem co się stało na wieży. Napij się, należy cię.
- Dzię.... dziękuję pani.
Chłopak przechylił czarkę, wypijając kilkoma haustami całą jej zawartość. Faktycznie lżej się na sercu zrobiło, gdy w gardle zapiekło, a pierś od środka rozgrzało. Kiedy odstawił naczynie,
Lorianna podeszła bliżej i spojrzała wprost w jego oczy. Chciał spuścić wzrok, lecz nie potrafił.
-
Na wieży widziałeś tylko jak twój pan, książę Bolko został zaatakowany przez Krzyżaka. Nic więcej, rozumiesz? [dominacja]
- Tak pani. Tylko Krzyżak...
- Właśnie. No, a teraz idź do kuchni. Powiedz kucharce, że ma ci dać kawałek pieczonego świniaka.
- Och, dzięki ci pani!
Wampirzyca z lekkim uśmiechem patrzyła na młodzieńca, który potykając się o własne nogi, wreszcie opuścił komnatę. Kiedy drzwi za nim skrzypnęły, jej mina zrzedła, a brwi ściągnęły się.
-
Mów Magdaleno.
- Pssssyt, jesteś jak zwykle czujna księżno. – wysepleniła szkaradna przedstawicielka klanu Nosferatu.
Stała ukryta w cieniu komnaty, jednak znając jej nawyki,
Lorianna wyczuliła się na obecność drugiej wampirzycy. Jednocześnie też lękała się, ze pewnego dnia nie wyczuje swojej informatorki, a wtedy...
Tak czy inaczej nie ufała Magdalenie za grosz.
-
Przybył posłaniec. Wojska krzyżackie faktycznie zmieniły swój cel, zmierzając do naszego sąsiada...
- Dobrze to słyszeć. Czy wiesz gdzie jest Burkhard?
- Jeszcze nie pani, coś się stało jeszcze...
- Zatem opowiadaj.
- Zabito. Zabito sługi Arcybiskupa, cała ich stajnia krwią spływa.
- Jak to?! Przecież ani ja, ani miłościwy książę...
- Ktoś obcy pani. Ktoś, kto posiada wiedzę o nas. Arcybiskup był jednym z nas, był uczniem magyji...
- Domyślałam się tego.
- Jakiś człek też musiał się domyślać, na ścianie stajni bowiem pozostawił przesłanie „Strzeżcie się nieczyści”. Łacińskie te słowa napisał krwią swych ofiar.
- Nikt nie może tego zobaczyć! A jeśli ktoś... każ go wtrącić do lochu lub zamknąć w komnacie do mego przybycia, jeśli to będzie szlachetnie urodzony. Rozumiesz?
- Tak pani...
- Czemu więc tu sterczysz jeszcze?
- Jest jeszcze coś... na bal przybył jeden z nas, dzieci Kaina. Nie znam go...
- Ależ... myślisz, że to on?
- Nie wiem...
Nagle martwe serce jakby załomotało w piersi.
Lorianna odruchowo przycisnęła do siebie ręce, jakby to miało poluzować ów dziwny, chwilowy uścisk.
„Veni, veni, venias.” – obcy głos rozległ się w jej umyśle. Nie nachalnie, ale przyzywająco, zachęcająco... Tylko czy na pewno głos był obcy? Skądś go znała...
-
Pani? – zaciekawiła się jej zachowaniem Magdalena, wychodząc odrobinę z cienia. Blask świec nałożył maskę śmierci na jej owrzodzone oblicze, szpecąc jeszcze bardziej.
- Odejdź! Zrób to, co kazałam.
- Jak sobie życzysz.
Gdy Nosferatu zniknęła,
Lorianna wyprostowała się. Na moment znieruchomiała i zamknęła oczy, by upewnić się, że ciało jej nie jest w niczyim władaniu.
Nie było na szczęście, jedynie jakąś nitka subtelnie ciągnęła ją... no właśnie, dokąd? Nawet jeśli ów nieznajomy był mordercą ze stajni, musiała się dowiedzieć.
***
Nie musiała iść daleko. Przeczucie podpowiadało jej, że oto dotarła do właściwych drzwi. Po chwili wahania, popchnęła je.
W środku w blasku świec dostrzegła sylwetkę mężczyzny. Ten obrócił się, słysząc jej kroki. Poznała znajome oblicze, a pamięć, choć zagrzebała już dawne wspomnienie, od razu podsunęła imię.
- Siemowit...
Błyskawiczna dedukcja oraz świadomość upływu czasu, uzmysłowiły
Loriannie co stało się z jej dawnym ukochanym. Już wiedziała także, kto był owym obcym wampirem na przyjęciu.
- Siemowicie... coś ty zrobił? – wyszeptały drżące wargi.