Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2008, 14:06   #23
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
O’hrurg przyglądał się swoim ludziom, od czasu do czasu uśmiechając się półgębkiem, oczy jego były jednak poważne. Nie miał w zwyczaju pełnić funkcji centrum rozrywkowego, ale najwyraźniej dobrze mu poszło. Chciał rozluźnić szczególnie cywili i jakoś zintegrować ten zróżnicowany pod każdym względem oddział. Wyraźnie udało mu się, zważywszy na to, co dostrzegł w relacjach chocby dwojga pilotów.

„Niech im będzie... Jeszcze zdążą się najeść strachu. Kiedy ich funkcjonowanie zostanie ograniczone do jednego, podstawowego pragnienia – pragnienia przetrwania, odechce im się romansów...”

- Widzę, że w naszej grupie trudno mówić o jednomyślności. – odezwał się w pewnym momencie fizyk.

Po tym jak wylecieli z Pentagonu, Tom Krasovsky zajął się sprawdzaniem sprzętu, przez co wielu zapomniało o jego istnieniu... Jednak nie wszyscy. Niektórzy wciąż rzucali zazdrosne spojrzenia w kierunku naukowca, gdy ten z lubością prezentował im otrzymany od Armii laptop. Tylko on i Amanda Mc’Roilly mieli komputery umieszczone w specjalnych, odpornych na wodę i wszelkie uszkodzenia, niemal wręcz pancernych walizkach. Pani doktor jednak nie bardzo interesowała się elektronicznymi bajerami, w które ją wyposażono. Siedziała po prostu w swoim kącie tak, że mogła przez niedużą szybkę wyglądać na zewnątrz.

- A skoro trudno mówić o jednomyślności, to mniemam, iż to najwyższy ranga powinien określić kod językowy, którym będziemy się posługiwać. – kontynuował fizyk Immanentna potrzeba kooperacji także na gruncie aktów mowy jest wszakże zrozumiała, zważywszy na charakter naszej misji. Uważam jednak, że popadanie w semantyczną banalność, jaką są choćby wspomniane przez kolegę wojskowego – borsuki, podważa zasadniczość tej czynności, wywołując niepożądany efekt perlokucyjny.

Wreszcie naukowiec skończył, a gdy nikt nie podjął z nim polemiki, tudzież nie poparł go – prawdopodobnie się obraził. Ostentacyjnie westchnąwszy, znów zajął się przeglądaniem zawartości laptopa.

Po pewnym czasie głos zabrał major, powracając do wątku nazewnictwa.

- No cóż, myślę zatem, że faktycznie póki jesteśmy cywilami, mogę was nazywać „moi drodzy” czy nawet „kochana wycieczko”. Kiedy jednak wylecimy z Miami, wszyscy staniecie się wojskowymi, bo nie będzie już czasu na pieszczoty. Krótkie polecenia, szybkie działanie – oto schemat działania. A „Krwiożercze Borsuki” zostawię sobie na wypadki niesubordynacji... nie no, żartuję. Zobaczymy jak to będzie, a póki co dolatujemy do miasta detektywa Crocketta. Spójrzcie...


- Wylądujemy na dachu sześćdziesięciopiętrowego centrum handlowego. – tłumaczył dalej O’hrurg, jednocześnie szukając czegoś w swoim bagażu – Jak działamy? Opuszczając śmigłowiec zapominacie o misji. Nie mówicie o niej i staracie się nie myśleć. Jedyne co zostaje w waszych głowach, to zakodowane polecenie, że o 1:30pm wszyscy macie wrócić na lotnisko. Nie zdziwcie się jednak, że śmigłowiec będzie jakby inny – to, jak już wspominałem, część naszego kamuflażu. Zrozumiano?

Wszyscy mniej lub bardziej chętnie pokiwali głowami. Faktycznie tajna misja rządowa na tym etapie zaczęła przypominać wycieczkę japońskich turystów.

- A co z pieniędzmi? – odważył się zapytać James Kent.

Parę osób mruknęło, przychylając się do tego pytania. Kwestia finansów bowiem od początku ich ciekawiła.

- No właśnie. – podchwycił major - Każdy z was wychodząc na płytę lotniska otrzyma aparat fotograficzny i kartę kredytową. Karty nie mają limitu, lecz jest jedna zasada – nie wolno wam niczego zakupić. Możecie zabawić się w kasynie, możecie iść na obiad, możecie nawet iść do fryzjera. Każdy zakup konkretnego przedmiotu spowoduje jednak zablokowanie karty. Przedmiot zostanie przeze mnie zarekwirowany, tak samo zresztą jak aparaty i karty, kiedy już wrócicie na lotnisko. I jeszcze jedno, nie rozkaz, ale prośba. Nie opuszczajcie budynku. Sześćdziesiąt pięter to dość zwiedzania na dwie godziny. Chciałbym też, abyście nie chodzili osobno. Jeśli ktoś nie ma do kogo się dołączyć, wyznaczam porucznika Martiego Wolfa jako szefa wycieczki. Idziecie z nim jak coś.

O’hrurg
uśmiechnął się pełną gębą do pilota.

- To może wszyscy wybierzemy się na obiad? – zapytała cicho Amanda Dowiedzieliśmy się nieco o naszych umiejętnościach oraz wykształceniu, ale myślę, warto jeszcze poznać się tak o... jak człowiek z człowiekiem.

- Dobry pomysł.
major spojrzał spod krzaczastych brwi na murzynkę, która jakby zawstydziła się – Proponuję, żebyście odwiedzili restauracje „ Le quie” na jedenastym piętrze, wyśmienite dania europejskie tam podają.

- A pan majorze?

- Ja muszę zostać przy śmigłowcu.

- Panie majorze, zaraz schodzimy.
– zakomunikowała w pewnym momencie Kate.

- Słyszeliście, przygotować się do lądowania!

***

Poniedziałek, 11:51am
MIAMI


Tak jak zapowiedział major, kiedy tylko stanęli na płycie lotniska, wręczono im nieduże pakunki. Każdy dostał aparat fotograficzny z paskiem do zawieszenia na szyi.



Każdemu też wręczono nowiusieńką, jeszcze zafoliowaną kartę płatniczą.



- Pin to 1109. Jedenasty września. Data choć przykra, to charakterystyczna i chyba nikt jej nie zapomni. – wyjaśnił Peter O’hrurg.

Ci, którzy rozglądając się wokół mieli nadzieję zobaczyć panoramę Miami, musieli się srogo zawieźć, bowiem ich lądowisko było szczelnie otoczone murem. Jedyna możliwość wydostania się na nogach prowadziła przez nieduże drzwiczki w jednej ze ścian. Tam też pokierowała ich pani z obsługi – jedna z wielu ludzi, którzy nagle zaczęli niczym mrówki uwijać się przy ich maszynie.

O’hrurg raz jeszcze potoczył wzrokiem po swoim oddziale, by wyłapać wszelkie uchybienia. Na szczęście wszyscy wyglądali na wzorowych turystów, choć niektórzy mieli trochę kwaśne miny.

- Pamiętajcie, macie tu wrócić o 1:30pm. Bawcie się dobrze... kochana wycieczko! – ryknął po wojskowemu, a po chwili dodał z uśmiechem największego szubrawcy. - I żadnego alkoholu. Po powrocie czekać na was będą alkomaty.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline