Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2008, 11:53   #21
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Głupi Jasiu, Głupi Jasiu -
Śmiał się w lesie szczebiot ptasi
- Prawda to, że ci rozumu brak!
Woda Życia nie istnieje
A w obczyźnie nam zmarniejesz -
Ale on przed siebie szedł i tak.



Na szczęście O’hrurg mimo stosunkowo łagodnego usposobienia umiał sobie radzić z dyscypliną – uśmiechnął się do swych myśli Jake – Kiedyś opowiadali w jednostce, że kiedy spotkał na warcie pijanego żołnierza puścił go nago przez… - ale ze wspomnień wyrwało go wejście nowej postaci. Młodszy chorąży zlustrował ją wzrokiem od stóp do głowy. To była jedna z tych kobiet o których się myśli „tak, jest całkiem seksowna ale, nie masz na co liczyć, na przedarcie się przez zasłonę profesjonalizmu” Jednak Jake akurat lubił poddawać stereotypy w wątpliwość.

Sarach Brief – Naprawdę tak się nazywa? Scott nie mogąc pohamować rozbawienia, uśmiechnął się tylko pod nosem jakby był bardzo zadowolony z rozpoczęcia misji. W sumie był. Zawsze podniecały go stawiane przed nim nietypowe zadania, a to wydawało się najdziwniejsze z dotychczas przezeń wykonywanych. Uczucie to wzmogło się kiedy wszyscy powstali z miejsc i ruszyli za panią Brief przez kolejne korytarze.

Jake wszedł do wskazanej szatni i przez chwilę jeszcze rozważał przypomnienie sobie o jakimś superważnym pytaniu do pani Brief, tuż po rozebraniu się do badań. Ponieważ dziesięć minut było to aż nadto czasu dla żołnierza, by sprawnie rozebrać się, ubrać i zjeść obiad, więc mężczyzna zaczął już planować, jak ciekawiej je wykorzystać, ale tylko roześmiał się do wizji siebie biegającego bez ubrania po pentagonie.

W końcu dał się obejrzeć towarzyszom misji w nowym stroju. Na nogach nosił szerokie, beżowe, płócienne spodenki zbyt krótkie by można nazwać je długimi i viceversa sięgały sporo za kolana. Pod rozpiętą ciemnoniebieską koszulą, bez nadruków, pierś opinał mu biały podkoszulek na ramiączkach. Na szyi nosił popularne wśród surferów drewniane koraliki. Mrugnął do reszty spod ciemnych okularów. Starał się skojarzyć nazwiska z odmienionymi osobami, lecz po tak krótkiej znajomości było to dosyć trudne.

W końcu wystartowali i przeczucie, że ta misja będzie niepowtarzalna utwierdziło się w nim jeszcze mocniej. Nie mógł powstrzymać się od nieprofesjonalnego optymizmu. Z zaciekawieniem przeglądał listę ekwipunku. W tej gestii Scott miał zaufanie do Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych, choć jego oczekiwania o super bajeranckim sprzęcie wprost proporcjonalnym do wagi i tajności misji, zostały nieco zawiedzione.

Jake na prośbę O’hrurga pomyślał nad nazwą, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Propozycje padły tylko od Brytyjczyków i obie wydały mu się dosyć kiepskie.

- Mnie tam pasowałoby nawet „moi drodzy” – odezwał się w końcu śmiejąc się przy tym. – Wprowadziło by to atmosferę czułości i troskliwości.

Starał się nawiązywać niezobowiązujące rozmowy, które przełamałyby pierwsze lody. Wdał się w krótką dyskusję o Iraku z Wolfem i Lanem, i zaraz znaleźli wspólny temat o sprzęcie, pojazdach i taktyce terenowej.

- Skoro już jesteśmy przy Marines, trenowałem trochę Marines Martial Arts – zwrócił się ściszonym głosem do porucznika Wolfa - i niezbyt rozumiem tą dźwignie na obojczyk, gdyby pan porucznik zechciał zademonstrować powiedzmy z pomocą porucznika Straffeya, to moglibyśmy na tym wiele skorzystać, oczywiście w na polu edukacyjnym.


Głupi Jasiu, Głupi Jasiu,
Rozumiałeś mowę ptasią,
Ale więcej już rozumiesz dziś:
W baśniach śpią prawdziwe dzieje;
Woda Życia nie istnieje,
Ale zawsze warto po nią iść.


*Jacek Kaczmarski Bajka o głupim Jasiu
 
Angrod jest offline  
Stary 09-03-2008, 14:21   #22
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przed helikopterem stali Wolf i Lane pogrążeni w rozmowie.
- ...Sierżant Lane melduje się. Miło widzieć kogoś z marines w ekipie. Latałem z waszymi chłopakami na akcje. Prawdę mówią o was, faktycznie sikacie drutem kolczastym. Od 2003 do 2004 byłem w Iraku, prowincja Al-Anbar - uścisnęli sobie dłonie. Kate podeszła do nich i lekko się uśmiechnęła.
- To miejmy formalności już za sobą - rzuciła na ziemię wielki plecak, wyprostowała się i zasalutowała.- Sierżant Anderson. 1-szy Batalion 160-tego Pułku Lotniczego Operacji Specjalnych. W Iraku byłam niedługo, wspierałam tam z powietrza operacje Rangersów. Ostatnio na misji stabilizacyjnej na Haiti. - wyrzuciła z siebie prawie jednym tchem.



- To właśnie ta koszulka wywołała takie kontrowersje. Nie wiem czemu… - Wolf uśmiechnął się ironicznie.
Obejrzała uważnie zdjęcie i kąciki jej ust nieznacznie się uniosły.
- Ja również nie mam zielonego pojęcia, Sir. Nie widzę tu niczego niestosownego– obdarowała go szerokim uśmiechem – I jestem pewna, że nie rzucałby się pan w niej nadmiernie w oczy. Zapewne co drugi Amerykanin takową posiada.
Dalej wpatrywała się w fotografię. Chciała przeanalizować wszystkie widoczne szczegóły jakby mogła z nich wyczytać coś więcej o samym podporuczniku. Kiedy oddawała mu zdjęcie delikatnie musnęła palcami jego dłoń. Zmieszana szybko cofnęła rękę. Niby nic się wydarzyło ale dotyk jego ciepłej skóry dziwnie ją speszył. A przecież nie należała do nieśmiałych. Zakłopotana przygryzła wargę i odwróciła wzrok.
 
liliel jest offline  
Stary 10-03-2008, 14:06   #23
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
O’hrurg przyglądał się swoim ludziom, od czasu do czasu uśmiechając się półgębkiem, oczy jego były jednak poważne. Nie miał w zwyczaju pełnić funkcji centrum rozrywkowego, ale najwyraźniej dobrze mu poszło. Chciał rozluźnić szczególnie cywili i jakoś zintegrować ten zróżnicowany pod każdym względem oddział. Wyraźnie udało mu się, zważywszy na to, co dostrzegł w relacjach chocby dwojga pilotów.

„Niech im będzie... Jeszcze zdążą się najeść strachu. Kiedy ich funkcjonowanie zostanie ograniczone do jednego, podstawowego pragnienia – pragnienia przetrwania, odechce im się romansów...”

- Widzę, że w naszej grupie trudno mówić o jednomyślności. – odezwał się w pewnym momencie fizyk.

Po tym jak wylecieli z Pentagonu, Tom Krasovsky zajął się sprawdzaniem sprzętu, przez co wielu zapomniało o jego istnieniu... Jednak nie wszyscy. Niektórzy wciąż rzucali zazdrosne spojrzenia w kierunku naukowca, gdy ten z lubością prezentował im otrzymany od Armii laptop. Tylko on i Amanda Mc’Roilly mieli komputery umieszczone w specjalnych, odpornych na wodę i wszelkie uszkodzenia, niemal wręcz pancernych walizkach. Pani doktor jednak nie bardzo interesowała się elektronicznymi bajerami, w które ją wyposażono. Siedziała po prostu w swoim kącie tak, że mogła przez niedużą szybkę wyglądać na zewnątrz.

- A skoro trudno mówić o jednomyślności, to mniemam, iż to najwyższy ranga powinien określić kod językowy, którym będziemy się posługiwać. – kontynuował fizyk Immanentna potrzeba kooperacji także na gruncie aktów mowy jest wszakże zrozumiała, zważywszy na charakter naszej misji. Uważam jednak, że popadanie w semantyczną banalność, jaką są choćby wspomniane przez kolegę wojskowego – borsuki, podważa zasadniczość tej czynności, wywołując niepożądany efekt perlokucyjny.

Wreszcie naukowiec skończył, a gdy nikt nie podjął z nim polemiki, tudzież nie poparł go – prawdopodobnie się obraził. Ostentacyjnie westchnąwszy, znów zajął się przeglądaniem zawartości laptopa.

Po pewnym czasie głos zabrał major, powracając do wątku nazewnictwa.

- No cóż, myślę zatem, że faktycznie póki jesteśmy cywilami, mogę was nazywać „moi drodzy” czy nawet „kochana wycieczko”. Kiedy jednak wylecimy z Miami, wszyscy staniecie się wojskowymi, bo nie będzie już czasu na pieszczoty. Krótkie polecenia, szybkie działanie – oto schemat działania. A „Krwiożercze Borsuki” zostawię sobie na wypadki niesubordynacji... nie no, żartuję. Zobaczymy jak to będzie, a póki co dolatujemy do miasta detektywa Crocketta. Spójrzcie...


- Wylądujemy na dachu sześćdziesięciopiętrowego centrum handlowego. – tłumaczył dalej O’hrurg, jednocześnie szukając czegoś w swoim bagażu – Jak działamy? Opuszczając śmigłowiec zapominacie o misji. Nie mówicie o niej i staracie się nie myśleć. Jedyne co zostaje w waszych głowach, to zakodowane polecenie, że o 1:30pm wszyscy macie wrócić na lotnisko. Nie zdziwcie się jednak, że śmigłowiec będzie jakby inny – to, jak już wspominałem, część naszego kamuflażu. Zrozumiano?

Wszyscy mniej lub bardziej chętnie pokiwali głowami. Faktycznie tajna misja rządowa na tym etapie zaczęła przypominać wycieczkę japońskich turystów.

- A co z pieniędzmi? – odważył się zapytać James Kent.

Parę osób mruknęło, przychylając się do tego pytania. Kwestia finansów bowiem od początku ich ciekawiła.

- No właśnie. – podchwycił major - Każdy z was wychodząc na płytę lotniska otrzyma aparat fotograficzny i kartę kredytową. Karty nie mają limitu, lecz jest jedna zasada – nie wolno wam niczego zakupić. Możecie zabawić się w kasynie, możecie iść na obiad, możecie nawet iść do fryzjera. Każdy zakup konkretnego przedmiotu spowoduje jednak zablokowanie karty. Przedmiot zostanie przeze mnie zarekwirowany, tak samo zresztą jak aparaty i karty, kiedy już wrócicie na lotnisko. I jeszcze jedno, nie rozkaz, ale prośba. Nie opuszczajcie budynku. Sześćdziesiąt pięter to dość zwiedzania na dwie godziny. Chciałbym też, abyście nie chodzili osobno. Jeśli ktoś nie ma do kogo się dołączyć, wyznaczam porucznika Martiego Wolfa jako szefa wycieczki. Idziecie z nim jak coś.

O’hrurg
uśmiechnął się pełną gębą do pilota.

- To może wszyscy wybierzemy się na obiad? – zapytała cicho Amanda Dowiedzieliśmy się nieco o naszych umiejętnościach oraz wykształceniu, ale myślę, warto jeszcze poznać się tak o... jak człowiek z człowiekiem.

- Dobry pomysł.
major spojrzał spod krzaczastych brwi na murzynkę, która jakby zawstydziła się – Proponuję, żebyście odwiedzili restauracje „ Le quie” na jedenastym piętrze, wyśmienite dania europejskie tam podają.

- A pan majorze?

- Ja muszę zostać przy śmigłowcu.

- Panie majorze, zaraz schodzimy.
– zakomunikowała w pewnym momencie Kate.

- Słyszeliście, przygotować się do lądowania!

***

Poniedziałek, 11:51am
MIAMI


Tak jak zapowiedział major, kiedy tylko stanęli na płycie lotniska, wręczono im nieduże pakunki. Każdy dostał aparat fotograficzny z paskiem do zawieszenia na szyi.



Każdemu też wręczono nowiusieńką, jeszcze zafoliowaną kartę płatniczą.



- Pin to 1109. Jedenasty września. Data choć przykra, to charakterystyczna i chyba nikt jej nie zapomni. – wyjaśnił Peter O’hrurg.

Ci, którzy rozglądając się wokół mieli nadzieję zobaczyć panoramę Miami, musieli się srogo zawieźć, bowiem ich lądowisko było szczelnie otoczone murem. Jedyna możliwość wydostania się na nogach prowadziła przez nieduże drzwiczki w jednej ze ścian. Tam też pokierowała ich pani z obsługi – jedna z wielu ludzi, którzy nagle zaczęli niczym mrówki uwijać się przy ich maszynie.

O’hrurg raz jeszcze potoczył wzrokiem po swoim oddziale, by wyłapać wszelkie uchybienia. Na szczęście wszyscy wyglądali na wzorowych turystów, choć niektórzy mieli trochę kwaśne miny.

- Pamiętajcie, macie tu wrócić o 1:30pm. Bawcie się dobrze... kochana wycieczko! – ryknął po wojskowemu, a po chwili dodał z uśmiechem największego szubrawcy. - I żadnego alkoholu. Po powrocie czekać na was będą alkomaty.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 10-03-2008, 16:18   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spod przymrużonych powiek spojrzał na doktora Krasovsky'ego.
"Jakby nie mógł powiedzieć, że chodzi mu o typową potrzebę współpracy, czy wtórne oddziaływanie" - pomyślał, starannie skrywając rozbawienie spowodowane faktem, iż fizyk został totalnie zignorowany. Na co mogło wpłynąć również zachowanie doktora, mniej czy bardziej złośliwie podkreślającego swój stan posiadania.
"A może on już nie umie mówić po ludzku?"
Ta myśl była mniej wesoła...

Rzucił okiem na zegarek... Z tego, co mówił major, mieli ponad półtorej godziny czasu.
"Co można robić w centrum handlowym mając płótno w kieszeni?" - przed oczami stanęła mu wizja dziesięciu osób snujących się po piętrach i gapiących się na wystawione towary. Lub ekspedientki. Jego portfel powędrował do worka wraz resztą rzeczy...

- A co z pieniędzmi - spytał, zanim zdążył się zastanowić nad ewentualną reakcją majora. Łatwo było zauważyć, że nie tylko on był żywo zainteresowany tą kwestią.

"Złota karta!. Wow!"
Przed oczami stanęła mu wizja odkucia się za podatki, latami spływające do kieszeni Wuja Sama. Dalsze słowa majora nieco przytłumiły tę radość...
"Żadnych zakupów... A ewentualna wygrana też pójdzie na konto Wujcia..."
Było trochę za mało czasu, by coś pokombinować i w pełni wykorzystać możliwości karty bez limitu. Fryzjer nie był mu potrzebny - odruchowo przeczesał długie włosy. Ale obiad.... Kto wie, kiedy major pozwoli im przyzwoicie zjeść...
"Zacieśnianie więzi interpersonalnych, jak by się wyraził pan doktor" - skomentował w myślach słowa Amandy. - "Ciekawe czy doktorka i Angola można w pełni zaliczyć do ludzi..."

Lądowanie było całkiem niezłe. Widać było, że piloci znają się na swojej robocie.
Nacisnął panamę na głowę i jako jeden z ostatnich wysiadł z helikoptera. Obejrzał japońskie cacko i, mimo zbyt szerokiego ronda kapelusza, zawiesił aparat na szyi. Z pewnym trudem zapanował nad chęcią zrobienia ukrytego zdjęcia całej kompanii. Major mógłby mieć niejakie pretensje, nawet mając w perspektywie konfiskatę aparatu. Jakby nie było, wysłanie zdjęć z centrum hotelowego na drugi koniec świata nie powinno sprawiać żadnej trudności...

Ze spokojem wysłuchał powtórki polecenia przybycia na lądowisko o odpowiedniej porze. Nie wyobrażał sobie, by można było nie wrócić na czas, przebywając stale w jednym gmachu. Chociaż... Kilka sposobów by znalazł... Od porwania, przez awarię windy, na spotkaniu kobiety życia kończąc. Ewentualnie mężczyzny... W końcu niektórzy mogą mieć inne preferencje seksualne. Na przykład Kate, która wyglądała, jakby w niewielkim poważaniu miała poglądy armii na temat fraternizacji...
Na wszelki wypadek nastawił alarm w zegarku na 1:15 pm.

Krzywe miny paru osób wskazywały na to, że ostatni zakaz majora, ten dotyczący napojów o mniejszej czy większej zawartości alkoholu, nie spotkał się z większym uznaniem. Jego zainteresowanie tym, co major zrobiłby z ewentualnym delikwentem nie było tak wielkie, by miał w tej chwili o to wypytywać. Może później...

I chociaż przez moment miał ochotę zaprosić Amandę na obiad we dwoje, to powiedział:
- Może rzeczywiście wpadniemy do "Le quie" sprawdzić, czy kuchnia francuska jest warta swej sławy?
 
Kerm jest offline  
Stary 11-03-2008, 00:37   #25
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- To może wszyscy wybierzemy się na obiad? – zapytała cicho Amanda Dowiedzieliśmy się nieco o naszych umiejętnościach oraz wykształceniu, ale myślę, warto jeszcze poznać się tak o... jak człowiek z człowiekiem.
Kate przeszyła ją chłodnym spojrzeniem i cicho parsknęła śmiechem. Wiedziała, że niepotrzebnie zwraca na siebie uwagę pozostałych i z pewnością zrazi do siebie Mc’Roilly ale prawdę powiedziawszy było jej to obojętne. Może ostatnio zbyt często była cyniczna i niewzruszona ale nie potrafiła nic na to poradzić. Wolała więc myśleć o tym jak o obciążeniu genetycznym od niej niezależnym.
- Może jeszcze potrzymamy się za ręce i wymienimy się pamiętnikami? – Mruknęła bardziej do siebie niż do pozostałych, chociaż ci którzy stali obok zapewne wyraźnie to słyszeli. Mimo kpiny w głosie ton miała poważny, uśmiechała się przy tym szeroko, prawie serdecznie. Przez tyle lat spędzonych w armii unikała tematów osobistych z żołnierzami, z którymi na co dzień latała, a tu nagle, ma usiąść przy jednym stole z zupełnie obcymi ludźmi i opowiedzieć coś o sobie? A co to ma być? Pieprzony zlot grupy wzajemnego wsparcia? Może niech pani doktor od razu rozstawi kozetki i rozda formularze testów psychologicznych. Doskonale wiedziała, że jej osąd był niesprawiedliwy i arogancki ale nie potrafiła powstrzymać się przed ciętym komentarzem.
Tak było o wiele prościej. Szydzić z ludzi i ukrywać się za maską drwiny. Choć prawda była taka, że chciało jej się wyć. A Mc’Roilly znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Kate czuła się stłamszona i zrezygnowana. Teraz kiedy nawet Tom zniknął z jej życia stało się ono nagle nic nie warte . Jeśli on nie żyje, nie wrócę z tej wyspy – zrozumiała - Nie mam do czego. To wszystko to jakaś ironia losu. Całe życie spędziłam w armii tylko po to aby spełnić oczekiwania własnego ojca i wreszcie się od niego uwolnić. Wszystkie możliwości przeleciały mi przez palce jak piasek w klepsydrze. Zmarnowałam moje szanse i teraz muszę tkwić w tym punkcie zawieszenia...- znów odpłynęła myślami. Ostatnio zbyt często jej się to zdarzało.


- Może rzeczywiście wpadniemy do "Le quie" sprawdzić, czy kuchnia francuska jest warta swej sławy? – rzucił wreszcie Kent gdy zaczęli oddalać się od płyty lotniska zostawiając za plecami majora.
Kate nie przepadała za eleganckim, snobistycznymi restauracjami.
Już to widzę. Stylowe wnętrza, wykwintna kuchnia, salonowe maniery i menu po francuski. Takie miejsca przyprawiają mnie o zawrót głowy. Francuskiego nie znam a i etykietę mam opanowaną na miernym poziomie. O nie! Nie mam ochoty robić z siebie pośmiewiska. Chociaż Anglik byłby pewnie wniebowzięty– przemknęło jej przez myśl.
Kate była prostą dziewczyną, ale zdarzyło jej się kilkakrotnie wylądować na randce w naprawdę ekskluzywnych miejscach. Była wtedy cała spięta i przygaszona do tego stopnia, że prawie w ogóle się nie odzywała. Spotkanie kończyło się fiaskiem a facet się zrażał bo był przekonany, że zgrywa znudzoną i zmanierowaną damę. A takie miejsca po prostu ją przytłaczały. Brakowało jej tam powietrza.
Randki... – pomyślała rozbawiona – zabawny temat. Prawda była taka, że relacje damsko-męskie ją przerastały. Nigdy nie próbowała nawet stworzyć trwałego związku. Z drugiej strony jeszcze nigdy nie spotkała nikogo wartego podjęcia ryzyka. Chociaż może świadomie takiego unikała. Miała kilka zasad, które gwarantowały względną satysfakcję przy minimalnym zaangażowaniu. Na przykład, nigdy nie sypiała z facetami do których miała słabość. To pozwalało bez zbędnych skrupułów ulotnić się nad ranem z motelowego pokoju, lub co gorsza wyprosić towarzysza za drzwi własnego domu jeszcze przed śniadaniem. Ale największe katusze przeżywała, gdy facet po wspólnie spędzonej nocy dzwonił drugiego dnia i chciał ją gdzieś zaprosić. Panikowała wtedy i gubiła się we własnych kłamstwach żeby go spławić. Nie. Związki zdecydowanie nie były dla niej. Sama była wystarczająco niedojrzała i rozchwiana emocjonalnie. Nie potrafiła radzić sobie ze swoją psychiką w pojedynkę a co dopiero mieszać w to jeszcze kolejną osobę? Nie potrzebowała dodatkowych komplikacji. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Była uczuciowym kaleką. Miała problemy z budowaniem zwykłym międzyludzkich relacji. Matka niewiele zdążyła jej w tej dziedzinie nauczyć, a ojciec… Cóż, ojciec był zbyt zajęty zamienianiem ich domu w poligon.
- Na mnie nie licz Kent. Do francuskiej restauracji musiałbyś zaciągnąć mnie siłą, a zważywszy na rozkazy majora abyśmy nie rzucali się w oczy byłoby to wielce odradzane, ponieważ uwierz, ja umiem skutecznie stawiać opór. – uśmiechnęła się zjadliwie - A poza tym nic dziś jeszcze nie jadłam, a ja zazwyczaj bywam wyjątkowo paskudna przed śniadaniem. Zdecydowanie daruję sobie żabie udka, a jeśli ktoś ma ochotę na tradycyjne piwo i jajka na bekonie... – chrząknęła lekko - przepraszam, miałam oczywiście na myśli kawę i jajka na bekonie, to zapraszam. Ja stawiam – uśmiechnęła się zawadiacko wymachując złotą kartą. Znów dopadł ją wisielczy humor. Obróciła się na pięcie i już zaczęła iść w kierunku pobliskiego baru szybkiej obsługi, gdzie kelnerka w schludnym, białym fartuszku krzątała się z parującym dzbankiem czarnej kawy – I proponowałabym aby choć jedna osoba się do mnie przyłączyła. O’hrurg wyraźnie mówił żeby się nie rozdzielać – teraz gdy major zniknął jej z oczu poczuła się znów jak pies zerwany z łańcucha.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 11-03-2008 o 00:49.
liliel jest offline  
Stary 11-03-2008, 08:52   #26
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Podporucznik Marti Wolf

Krasovsky wyraźnie zaczynał go irytować. Od początku wyprawy nie powiedział nic co było by pozytywną opinią. W dodatku gadał tak skomplikowanym językiem jakiego Marti już nie pamiętał. Kto wie czy w ogóle znał pojęcie słowa „perlokucja”. Przez chwile jakby odciął się myślami. Szybko jednak powrócił, gdy usłyszał słowa majora.

- …Jeśli ktoś nie ma do kogo się dołączyć, wyznaczam porucznika Martiego Wolfa jako szefa wycieczki. Idziecie z nim jak coś.


O’hrurg uśmiechnął się pełną gębą do pilota. Marti odwzajemnił już nieco wymuszony uśmiech. Czuł się jak na pieprzonej wycieczce. W sumie było mu wszystko jedno z kim pójdzie. Najważniejsze to zjeść obiad. W końcu nie musiał jeść w biegu.
Z fryzjera skorzysta. Włosy trochę odrosły, więc się zgoli. Major palnął coś o Krwiożerczych Borsukach.

- Majorze a może po prostu nazwiemy się grupą operacyjną B-120, od obiektu, na który lecimy?


- To może wszyscy wybierzemy się na obiad? – zapytała cicho Amanda – Dowiedzieliśmy się nieco o naszych umiejętnościach oraz wykształceniu, ale myślę, warto jeszcze poznać się tak o... jak człowiek z człowiekiem.

Jak człowiek…

Amanda bardziej przypominała mu bohaterkę filmu „Planeta Małp”. Przemilczał jednak ten fakt. Nie miał zamiaru się uzewnętrzniać. Po co? To nie wycieczka tylko poważna misja. Można trzymać się razem, ale to nie spotkanie towarzyskie. Co jej to da, jak jej powiem, że siedzę na kiblu dłużej niż przeciętny człowiek, bo lubię sobie poczytać gazetę… Może to jakiś ukryty test psychologiczny jaki wymyśliła armia.
Gdy wylądowali Marti poczuł się odpowiedzialny za ludzi. Ta odpowiedzialność go przerastała. Większość grupy zachowywała się jak duże dzieci. To było gorsze niż opanowanie armii na froncie. Padła propozycja ze strony Kenta. Całkiem niegłupia. Trzymanie się razem mogło być dobrym pomysłem. Nikt nie wpadnie w kłopoty i misja rozpocznie się zgodnie z planem. Nie miał jednak ochoty na europejską kuchnie. Chciał zjeść coś pożywnego. Dwa duże zestawy z soczystym hamburgerem i złotymi frytkami. Do tego kawa i co tylko da rade zjeść. Tak. To było to czego potrzebował. Pożywne śniadanie.
Ledwie major się oddalił i Kate wyskoczyła niczym koń na wyścigach. Jej propozycja była zdecydowanie lepsza niż Kenta. Tam pewnie serwują pożywne śniadanie, jakiego potrzebował Marti.

- I proponowałabym aby choć jedna osoba się do mnie przyłączyła. O’hrurg wyraźnie mówił żeby się nie rozdzielać.
– Kate powiedziała to tak lekko jakby ktoś dał jej przepustkę.

- Sierżancie Anderson proszę zawrócić i dołączyć do grupy! To rozkaz! – Marti nie lubił niesubordynacji i bezmyślności. Powiedział to tak poważnym tonem, że chyba przesadził sądząc po minie Kate. Starał się być zawsze zorganizowany i odpowiedzialny.
- Zanim się rozdzielimy mam propozycję. Możemy się podzielić lub iść razem we wspólnie wybrane miejsce. Skoro mamy określony czas, to lepiej sie nie zgubić i nie wpaść w jakieś kłopoty. Czekam na propozycję.

Wolf nie chciał się integrować, ale dla dobra misji lepiej trzymać się razem.
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 25-03-2008 o 19:19.
DrHyde jest offline  
Stary 11-03-2008, 13:38   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
James bez mrugnięcia okiem wysłuchał nader obszernego komentarza, jaki padł ze strony sierżant Anderson.
"Wrzód jej wyskoczył na tyłku, czy może..." - nie dokończył myśli. Niektóre kobiety w niektóre dni zachowywały się nieco irracjonalnie.
Uśmiechnął się jedynie uprzejmie, nie komentując wypowiedzi. Jak i nie komentując na głos faktu, że Kate wolała trzymać się od reszty jak najdalej. No, może od większej części tej reszty.

"Ciekawe, co zrobi na wyspie. Uda, że nas nie ma? Będzie rozmawiać tylko z 'kolegami z wojska', plebs cywilny tudzież Angola ignorując?"

- Zawsze sądziłem - spojrzał na Marti'ego i lekko się uśmiechnął - że propozycja przełożonego jest niczym rozkaz. Nie zależy mi aż tak na żabich udkach, ślimaczkach, croissantach czy francuskiej odmianie pokrojonych macek w sosie własnym. Ciekaw po prostu byłem, co miał na myśli major wysyłając nas tam.

Spojrzał przelotnie na Kate, potem na Marti'ego.

- Skoro Kate ma ochotę na samotność we dwoje to po co jej tego zabraniać? Mamy być grupą szczęśliwych, pełnych zadowolenia z siebie i otoczenia osób. Nabzdyczona jak pięciolatka i wlokąca się z opuszczoną głową turystka byłaby widokiem wprost niezwykłym.

Nie patrzył na Kate. Wolał nawet nie myśleć, jaką robi minę. I co za chwilę powie...

- Sądzę, że ci, którzy mają ochotę na hamburgera znajdą sobie jakiś bar, reszta zjedzie do "Le quie" sprawdzić, czym przez pół godziny uraczy nas szef kuchni. Skoro po sklepach nie ma co chodzić, to za - rzucił okiem na zegarek - 40 minut spotkamy się w kasynie. Zrobimy sobie kilka fotek, przepuścimy kilka dolców z kasy Wuja Sama, a potem grzecznie wrócimy, by major nie dostał zawału.

- Zgadzasz się na taki plan? - zwrócił się bezpośrednio do Marti'ego.

Zastanawiał się, dokąd wybierze się Staffey. Pewnie do "Le quie". Możliwość obserwowania jego snobistycznych zachowań stanowiłaby dodatkową przyjemność...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-03-2008 o 19:40. Powód: Bo niektórzy narzekają ;)
Kerm jest offline  
Stary 11-03-2008, 20:30   #28
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Sierżancie Anderson proszę zawrócić i dołączyć do grupy! To rozkaz! – usłyszała za plecami ryk Wolfa.
- Tak jest, Sir – cofnęła się posłusznie i przyjęła skruszoną minę. Nie chciała stawiać Wolfa w niezręcznej sytuacji, szczególnie przed cywilami. Chyba zbyt się rozluźniła korzystając z nieobecności majora i zbagatelizowała skrupulatność Wolfa. Tak czy owak jej wizja przyjemnego spędzenia wolnego czasu nagle rozmyła się i pękła jak mydlana bańka.

Wolf kontynuował:
- Zanim się rozdzielimy mam propozycję. Możemy się podzielić lub iść razem we wspólnie wybrane miejsce. Skoro mamy określony czas, to lepiej się nie zgubić i nie wpaść w jakieś kłopoty. Czekam na propozycję.
No tak. Nie wpaść w kłopoty. Dobre sobie. Ale niektórych zdaje się kłopoty odnajdują same pomyślała. A potem jakby na potwierdzenie jej teorii Kent niespodziewanie wypalił wiązankę na jej temat.

- Skoro Kate ma ochotę na samotność we dwoje to po co jej tego zabraniać? Mamy być grupą szczęśliwych, pełnych zadowolenia z siebie i otoczenia osób. Nabzdyczona jak pięciolatka i wlokąca się z opuszczoną głową turystka byłaby widokiem wprost niezwykłym….

Spojrzała z ukosa na Kenta i zaśmiała się nerwowo. Poczuła, że wzbiera w niej gniew. Ten pieprzony cywil śmiał prawić jej kazania? Zacisnęła dłonie w pięści ale zaraz je rozluźniła jakby usiłowała wymusić na sobie spokój.
- Jeżeli chodzi o posiłek we dwoje Kent, to czuj się zaproszony. Może wyjaśnimy sobie wtedy coś na osobności, bo zdaje się masz jakiś problem. I albo jestem dziś wyjątkowo drażliwa albo ty mnie kurwa obrażasz…- zrobiła w jego kierunku kilka kroków. Mimo iż sięgała mu zaledwie do brody wyzywająco podniosła ku niemu oczy.
 
liliel jest offline  
Stary 11-03-2008, 21:23   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
James uśmiechnął się do rozgniewanej Kate.
- Ależ oczywiście, moja droga, że jesteś po prostu nieco przeczulona. Któż mógłby obrażać kogoś mającego takie urocze, czarne oczy?
Pytanie było oczywiście czysto retoryczne.
Ściągnął kapelusz i skłonił się niczym Południowiec.
- Jestem wprost zaszczycony zaproszeniem. I z przyjemnością z niego skorzystam. Kawa i jajka na bekonie to będzie wspaniały wstęp do pięknej przyjaźni...

Ciekaw był, czy Kate się wścieknie, czy roześmieje. Miał nadzieję, że to drugie... Z uśmiechem byłoby jej chyba bardziej do twarzy. Całkowicie poważnym tonem kontynuował:

- Spacer we dwoje z piękną kobietą. Marzenie... I jeszcze ta kawa...

Spojrzał kątem oka na Marti'ego.
- Marti na pewno pozwoli, wiedząc że będziesz pod dobrą opieką.
- Prawda? - zwrócił się bezpośrednio do Wolfa.

Popatrzył w stronę wyjścia.
- Panie przodem - uprzejmym gestem zaprosił Kate. - Znajdziemy jakiś zaciszny kąt i będziemy mogli podyskutować na temat tego, kto z czym ma problemy... - dodał. I nie wyglądało na to, żeby żartował.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-03-2008, 23:14   #30
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Panie przodem. Znajdziemy jakiś zaciszny kąt i będziemy mogli podyskutować na temat tego, kto z czym ma problemy...
Osłupiała wpatrywała się w Kenta nie bardzo wiedząc jak zareagować. Najpierw wzniecił w niej furię a teraz taktownie chciał się z wszystkiego wycofać. Nie do wiary… Jeszcze przed chwilą gotowa była obić mu twarz a teraz ledwie mogła wykrztusić z siebie słowo.
- Kent, myślisz, że jesteś zabawny? Może podchodzisz do tej misji jak do egzotycznej przygody, ale ja jestem niejako w pracy, więc nie oczekuj ode mnie, że będę zgrywać rozszczebiotaną panienkę, tylko dlatego aby poprawić ci humor i pomóc się zaadaptować. – spojrzała na Wolfa – Sir, sierżant Anderson prosi o instrukcje. – wyglądała na zakłopotaną – Proszę określić punkt docelowy i dalsze wytyczne misji – wyrzucała z siebie słowa jak automat, wpatrując się w Wolfa prawie błagalnie. Kent ją zaskoczył. Nie była w stanie przejrzeć jego intencji. Poszukiwała bezpiecznego punktu odniesienia. Niech ktoś u diabła po prostu powie jej co ma robić…
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 11-03-2008 o 23:23.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172