-Książę ma rację- przyznał Anzulewicz, patrząc na Bolka- Musimy znaleźć tego psa i pokazać mu naszą mściwość- dodał, po czym podszedł do okna, wyglądając przez nie- Dziwi mnie to, że przeżył upadek z takiej wysokości… Żaden człowiek nie jest wstanie uchronić się przed śmiercią po czymś takim…- zamyślił się na chwilę, wciąż wyglądając w dół.
Wiedział już, że na tym balu nie zetknął się tylko ze zwykłymi śmiertelnikami. Budziło to w nim przerażenie, które jednak ukrywał, wiedząc, że okazanie strachu będzie w tym momencie głupotą.
-Myślę, że nie odszedł daleko. Nawet jeżeli przeżył ten upadek, nie mógł mieć tyle siły, żeby uciekać… Można też się dyskretnie spytać służby, czy nie widzieli czegoś- powiedział Gregor, patrząc na zgromadzonych na wierzy- musimy działać szybko. Jeżeli dobrze słyszałem, armia Truttcheweitza czeka w gotowości do ataku. Musimy go znaleźć zanim przekaże jakiekolwiek rozkazy.
Po chwili spojrzał na Vasquesa.
-„Kiedy tylko skończymy z krzyżakiem, przyjdzie pora, aby nasze miecze się skrzyżowały i rozsądziły o naszym losie. Takiej zniewagi nie potrafię wybaczyć!”- w jego oczach dalej widać było ogień nienawiści- „To jeszcze nie koniec…” |