Wątek: Znany Świat
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2008, 18:37   #72
Marchosias
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Devon łapczywie łapał każdy oddech, w duszy przeklinając Ranorda za takie upokorzenie. To nie miało tak wyglądać, tak szybko, nagle, od niechcenia.
Już miał wstać i pogłębić swoją klęskę, stracić honor, atakując Treskova w plecy, jednak podeszła do niego Alice, pochyliła się i zaszeptała do ucha
-Nie warto Devonie, daj już spokój i jedźmy do Rudedorfu.
Popatrzał na nią i z zawiedzeniem w oczach, pokierował swoje kroki do koni, by naszykować je do dalszej drogi.

Książę nieco zawiedziony, spodziewał się lepszego pojedynku. Jednak nie można było zaprzeczyć, Devon sam sobie sprawił taki los.

Gdy już wszyscy byliście gotowi do drogi, wreszcie ponowiliście podróż wzdłuż szlaku. Noc nie była nadto mroźna, nie bardziej, od poprzedniej. Wiatr zamilkł, a śnieg spoczywał już tylko na gruncie.
W oddali słyszeliście wycia wilków, żadnego jednak nie dane wam było spotkać.

Zbliżał się ranek, słońce leniwie wznosiło się zza ośnieżonych drzew, zaś przed wami widać było cel podróży, wielką bramę Rudedorfu.
-Jesteśmy na miejscu, pobudka! - wykrzyczał książę, kierując swój głos w stronę tyłu wozu.

Sir Ranord Treskov ---
Nareszcie, powoli robiłeś się już zmęczony tą całonocną podróżą. Trevor jechał cały czas obok Ciebie, ziewając od czasu do czasu.
Wreszcie bedziesz mógł przystąpić do turnieju i przestać być rycerzem bez ziemi, co było chańbiące na samą myśl.
Co zaś tyczy się walki z Devonem, była to formalność, którą musiałeś tylko wyregulować. Chyba jednak trochę przesadziłeś, upokarzając go w tak perfidny sposób, bo wygląda, jakby czuł jeszcze większą urazę niż wcześniej

Elmero ---
Pomimo iż mogłeś spać przez niemal całą podróż, nie zmrużyłeś oka nawet na chwilę. Nie czułeś się śpiący, czego powiedzieć o reszcie nie można było.
Co jednak miał teraz znacznie większe znaczenie, dotarłeś do Rudedorfu szybciej, niż się spodziewałeś.
Nęciła Cię ponętna sakwa Ojca Otto, odpędziłeś jednak od siebie myśli, by sprawdzić jej zawartość. Czy z wdzięczności, że zawiózł Cię tutaj? Nie, raczej z powodu zbyt dużej liczby ludzi i faktu, że byłbyś jednym z trzech głównych podejrzanych.
Mniejsza jednak o to, bramy Rudedorfu czekały na przyjęcie twojej osoby.

Jeff Harland ---
Jazda na grzbiecie Trafa nie należał do najgorszych, nawet pomimo faktu, że musiałeś podtrzymywać się silniej, by nie spaść podczas jednego z kilku przyśnięć.
Biorąc pod uwagę pogodę, rozpatrywałeś pozostanie w Rudedorfie do końca zimy, by wczesną wiosną wyruszyć do Pars. W mieście nie powinno dziać się zbyt wiele, co było Ci w zupełności na rękę.

Krzysztof D'Gnish ---
Podróż była wyjątkowa niewygodna, bolał Cię już tyłek od ciągłych podskoków wozu, zapewne spowodowanych przez wyboje na niewidocznej drodze, przykrytej grubą warstwą śniegu.
Nie mogłeś zasnąć, jak byś się mocno nie starał. Starając się umilić drogę, zerkałeś na Alice i jej pokaźne piersi. Od razu przypomniał Ci się miły sen, który niedawno miałeś.
Spotęgowało to złość, którą czułeś do wyboistej drogi, jednak argumenty nie zdawałyby się robić na niej zbytniego wrażenia, dlatego siedziałeś cicho.
Wszyscy byli tacy ponurzy, co się zmieniło zaraz po ujrzeniu bramy Rudedorfu. Zbawienie na horyzoncie!
Zadowolenie jednak szybko minęło, gdy przypomniałeś sobie, w jakim celu tutaj zmierzasz.

Mortarel ---
Całą drogę starałeś się być czujny, jednak i ciebie dopadła plaga ziewania. Było to coś, czego powstrzymać nie sposób, a co dodatkowo udzielało się u innych.
Towarzysze, którzy również jechali na wozie, nie spali, tak samo jak Ty. W gotowości, wypatrywałeś ewentualnych zagrożeń. Wycie wilka było jak ukojenie dla twoich uszu, usłyszałeś bliski twemu sercu dźwięk.
Nawet nie zauważyłeś, gdy byliście już pod bramą Rudedorfu.

Alice ---
Raz prawie spadłaś z konia, Devon na szczęście podtrzymał Cię za ramię, samemu zsuwając się jednak trochę i wpadając na twojego konia.
Sytuacja szybko została opanowana i po chwili jechaliście dalej i dalej i dalej i dalej...
Droga się dłużyła, jakby szlak nie miał końca. Devon siedział naburmuszony i nie powiedział ani jednego słowa, co dodatkowo potęgowało nudę.
Na szczęście dojechaliście do Rudedorfu, mogąc wreszcie odpocząć.
Myślami już byłaś w innym miejscu, pełnym książek i ich postarzałego zapachu.

***

Brama była zamknięta, jednak głośny gwizd księcia wystarczył, by straż opuściła ją i dała wam wjechać. Najwyraźniej spodziewali się przyjazdu Juliusa.
-Dziękuję wam, szanowni państwo, za towarzystwo. Mam nadzieję, że znajdziecie tu tego, czego szukacie. Teraz czas na mnie, nagli się zbierać muszę i skierować do kwaterunku, pewnie czekają na mnie z gorącym łożem i posiłkiem.
Poszperał chwilę w jednej z toreb, które zapięte miał przy koniu, wyjął świecącą monetę i rzucił nią do barda.
-Rad jestem móc usłyszeć twych pieśni jeszcze raz. Do zobaczenia i niech drogi nasze skrzyżuję się ponownie.
Po tych słowach oddalił się w gęstej mgle, która zebrała się w ciasnych uliczkach miasta. Zaraz za nim ruszyła jego dzielna świta, nie odstępując na krok.

Miasto wydawało się ogromne, pomimo mgły, widzieliście mnóstwo krętych uliczek oraz wielki plac, będący targiem w co bardziej słoneczne dni. Miasto jeszcze się nie przebudziło, co potęgowało klimat zamarcia.
Wszystkie okiennice pozamykane, chroniły domy przed chłodem, jaki panował na zewnątrz. Ulice zasypane śniegiem, zdawały się być nie do przebycia. Dachy opierzone białym puchem, radośnie przyjmowały wschodzące światło dnia.
Do waszych uszu doszedł dźwięk otwierających się drzwi, zza których wyszedł zziębnięty mężczyzna. Spojrzał na was, po czym wyraźnie zaczął się wpatrywać w jednego z zebranych. Nietrudno było poznać na kogo, gdyż twarz Krzysztofa zaczęła robić się czerwona ze złości.

Krzysztof D'Gnish ---
Marko Delanter! To ta szuja, wszędzie poznałbyś ten paskudny ryj!

Mężczyzna średniego wzrostu, owinięty w grubą skórę, trząsł się z zimna. Był zarośnięty czarną brodą oraz połączonymi z nią wąsami. Wszystko łączyło się z krótkimi, kręconymi włosami na głowie, co wyglądało dość komicznie w tej chwili.

***

Więc, moi mili, co robicie? Gdzie zmierzacie?