Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2008, 00:37   #25
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- To może wszyscy wybierzemy się na obiad? – zapytała cicho Amanda Dowiedzieliśmy się nieco o naszych umiejętnościach oraz wykształceniu, ale myślę, warto jeszcze poznać się tak o... jak człowiek z człowiekiem.
Kate przeszyła ją chłodnym spojrzeniem i cicho parsknęła śmiechem. Wiedziała, że niepotrzebnie zwraca na siebie uwagę pozostałych i z pewnością zrazi do siebie Mc’Roilly ale prawdę powiedziawszy było jej to obojętne. Może ostatnio zbyt często była cyniczna i niewzruszona ale nie potrafiła nic na to poradzić. Wolała więc myśleć o tym jak o obciążeniu genetycznym od niej niezależnym.
- Może jeszcze potrzymamy się za ręce i wymienimy się pamiętnikami? – Mruknęła bardziej do siebie niż do pozostałych, chociaż ci którzy stali obok zapewne wyraźnie to słyszeli. Mimo kpiny w głosie ton miała poważny, uśmiechała się przy tym szeroko, prawie serdecznie. Przez tyle lat spędzonych w armii unikała tematów osobistych z żołnierzami, z którymi na co dzień latała, a tu nagle, ma usiąść przy jednym stole z zupełnie obcymi ludźmi i opowiedzieć coś o sobie? A co to ma być? Pieprzony zlot grupy wzajemnego wsparcia? Może niech pani doktor od razu rozstawi kozetki i rozda formularze testów psychologicznych. Doskonale wiedziała, że jej osąd był niesprawiedliwy i arogancki ale nie potrafiła powstrzymać się przed ciętym komentarzem.
Tak było o wiele prościej. Szydzić z ludzi i ukrywać się za maską drwiny. Choć prawda była taka, że chciało jej się wyć. A Mc’Roilly znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Kate czuła się stłamszona i zrezygnowana. Teraz kiedy nawet Tom zniknął z jej życia stało się ono nagle nic nie warte . Jeśli on nie żyje, nie wrócę z tej wyspy – zrozumiała - Nie mam do czego. To wszystko to jakaś ironia losu. Całe życie spędziłam w armii tylko po to aby spełnić oczekiwania własnego ojca i wreszcie się od niego uwolnić. Wszystkie możliwości przeleciały mi przez palce jak piasek w klepsydrze. Zmarnowałam moje szanse i teraz muszę tkwić w tym punkcie zawieszenia...- znów odpłynęła myślami. Ostatnio zbyt często jej się to zdarzało.


- Może rzeczywiście wpadniemy do "Le quie" sprawdzić, czy kuchnia francuska jest warta swej sławy? – rzucił wreszcie Kent gdy zaczęli oddalać się od płyty lotniska zostawiając za plecami majora.
Kate nie przepadała za eleganckim, snobistycznymi restauracjami.
Już to widzę. Stylowe wnętrza, wykwintna kuchnia, salonowe maniery i menu po francuski. Takie miejsca przyprawiają mnie o zawrót głowy. Francuskiego nie znam a i etykietę mam opanowaną na miernym poziomie. O nie! Nie mam ochoty robić z siebie pośmiewiska. Chociaż Anglik byłby pewnie wniebowzięty– przemknęło jej przez myśl.
Kate była prostą dziewczyną, ale zdarzyło jej się kilkakrotnie wylądować na randce w naprawdę ekskluzywnych miejscach. Była wtedy cała spięta i przygaszona do tego stopnia, że prawie w ogóle się nie odzywała. Spotkanie kończyło się fiaskiem a facet się zrażał bo był przekonany, że zgrywa znudzoną i zmanierowaną damę. A takie miejsca po prostu ją przytłaczały. Brakowało jej tam powietrza.
Randki... – pomyślała rozbawiona – zabawny temat. Prawda była taka, że relacje damsko-męskie ją przerastały. Nigdy nie próbowała nawet stworzyć trwałego związku. Z drugiej strony jeszcze nigdy nie spotkała nikogo wartego podjęcia ryzyka. Chociaż może świadomie takiego unikała. Miała kilka zasad, które gwarantowały względną satysfakcję przy minimalnym zaangażowaniu. Na przykład, nigdy nie sypiała z facetami do których miała słabość. To pozwalało bez zbędnych skrupułów ulotnić się nad ranem z motelowego pokoju, lub co gorsza wyprosić towarzysza za drzwi własnego domu jeszcze przed śniadaniem. Ale największe katusze przeżywała, gdy facet po wspólnie spędzonej nocy dzwonił drugiego dnia i chciał ją gdzieś zaprosić. Panikowała wtedy i gubiła się we własnych kłamstwach żeby go spławić. Nie. Związki zdecydowanie nie były dla niej. Sama była wystarczająco niedojrzała i rozchwiana emocjonalnie. Nie potrafiła radzić sobie ze swoją psychiką w pojedynkę a co dopiero mieszać w to jeszcze kolejną osobę? Nie potrzebowała dodatkowych komplikacji. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Była uczuciowym kaleką. Miała problemy z budowaniem zwykłym międzyludzkich relacji. Matka niewiele zdążyła jej w tej dziedzinie nauczyć, a ojciec… Cóż, ojciec był zbyt zajęty zamienianiem ich domu w poligon.
- Na mnie nie licz Kent. Do francuskiej restauracji musiałbyś zaciągnąć mnie siłą, a zważywszy na rozkazy majora abyśmy nie rzucali się w oczy byłoby to wielce odradzane, ponieważ uwierz, ja umiem skutecznie stawiać opór. – uśmiechnęła się zjadliwie - A poza tym nic dziś jeszcze nie jadłam, a ja zazwyczaj bywam wyjątkowo paskudna przed śniadaniem. Zdecydowanie daruję sobie żabie udka, a jeśli ktoś ma ochotę na tradycyjne piwo i jajka na bekonie... – chrząknęła lekko - przepraszam, miałam oczywiście na myśli kawę i jajka na bekonie, to zapraszam. Ja stawiam – uśmiechnęła się zawadiacko wymachując złotą kartą. Znów dopadł ją wisielczy humor. Obróciła się na pięcie i już zaczęła iść w kierunku pobliskiego baru szybkiej obsługi, gdzie kelnerka w schludnym, białym fartuszku krzątała się z parującym dzbankiem czarnej kawy – I proponowałabym aby choć jedna osoba się do mnie przyłączyła. O’hrurg wyraźnie mówił żeby się nie rozdzielać – teraz gdy major zniknął jej z oczu poczuła się znów jak pies zerwany z łańcucha.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 11-03-2008 o 00:49.
liliel jest offline