Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2008, 18:22   #17
Lord Artemis
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
Eskil
Eskil rozmyślał o zatartych śladach i zbyt „szybkich” porządkach dokonanych przez zakonników i żołnierzy Altdorfu. To wręcz nie było podobne do tych zazwyczaj nie paradnych i ospałych ludzi. Był pełen podejrzeń. Nie podobało mu się to. A jeszcze bardziej nie podobało mu się to, że Kapłan Ulryka zabił innego zakonnika i ukradł kamień. To było Bardzo dziwne. Wręcz nie podobne do takich ludzi. Znał wielu kapłanów, ale nie słyszał nigdy o podobnej historii. Kapłani Ulryka nie mordowali, było to zachowanie podobne do wyznawców Khaina.. Ale nie do Ulrykanina!!! Szlag by to trafił... Trzeba zrobić swoje i jak najszybciej zakończyć tą misję. Eskil nie był pewny czy postąpił słusznie zgadzając się na podjęcie tej misji...


Noc była chłodna. Na niewielkiej wysokości unosiła się mgiełka, księżyc oświetlał trakt. Drzewa lekko szumiały, gdy chłodny wietrzyk poruszał nimi. Z nozdrzy konia wydobywała się para. Kopyta stukały o ziemiste podłoże.
Eskil zauważył w oddali zajazd. Przebywał w nim już parę razy, jeszcze za czasów pracy dla Reiksguard i dzięki temu znał bardzo dobrze oberżystę, może nawet i przyjaciela. Skierował się w kierunku zajazdu, musiał zatrzymać się na noc a poza tym miał kilka pytań do oberżysty Olesna. Być może on lub ktoś z obecnych widział lub wie coś na temat Erba....

Dwu piętrowy zajazd zbudowany głównie z desek i cegieł umiejscowiony był na niewielkiej polance... Z okien wylewało się światło świec i pochodni a z komina wylatywał dym. Z boku dobudowana była zagroda dla koni, której pilnowało dwóch młodych chłopców pobierających opłatę. Zajazd w środku był całkiem schludny, tej nocy nie było tu zbyt wielu wędrowców. Zaledwie kilka osób siedziało przy stolikach i popijało piwo bądź jadło posiłek. Nie było tutaj tak jak w innych karczmach, brak smrodu oraz zaduchu. W kominku palił się ogień a za dębową lada stał Olesn polerujący metalowe kufle....

Olesn wyglądał tak jak zawsze. Spasiony i brodaty. Szczery uśmiech zagościł mu na twarzy gdy tylko zobaczył Eskila.

- Stary druhu!!!!! Co Cię do mnie sprowadza??? Znów Patrol w tych okolicach i nie masz ochoty nocować w lesie?? -Olesn natychmiastowo postawił przed Tobą darmowy napój oraz posiłek. Za pokój niestety już policzył pieniądze. Pogawędziliście chwile o interesach oraz pobliskim świecie. Gdy zapytałeś Olesna o możliwe pogłoski bądź też informacje o uciekającym kapłanie oberżysta zbladł.

- Słyszałem. – Dodał ściszonym głosem pochylając się nad Eskilem.- Był tutaj. Odszedł dzisiaj rano.... Wiem tylko tyle ile mi powiedział. ja jestem prosty człowiek i nie wnikam w sprawy kapłanów. No wiec ja myłem naczynia tutaj a on wszedł... Twarz miał okrwawioną... Pomocy szukał. Udzieliłem mu... Nie będę się bogom narażał... Nie pytałem o nic, że on był kapłan ja widział. Mówił coś, że źle się dzieje i żebym nikomu nie mówił, ze łon tu jest... Więc ja nie mówił... Palca miał strasznie rozharatanego.... Dałem mu wody, bandaże i jeść.... No i tyle com go widział... Rano poszedł.. Chłopcy ze stajenki mówili, ze się na północ skierował... Tyle, co go widać było.....-Olsen zakończył swoją dziwną przemowę, wzruszył ramionami i niewinnie zapytał.- Podać coś jeszcze???

Następnego dnia, gdy słońce jeszcze dobrze nie pokazało się zza chmur Eskil wyruszył. Skręcił w miejscu wskazanym przez stajennych, gdzie kapłan skręcił Angarad las. Angarad początku nie było żadnych śladów... Jednak bystre oczy wypatrzyły ślady stóp oraz parę kropel krwi... Koń „Karzeł” posłusznie wędrował koło swojego pana prowadzony za uzdę, Eskil z pełną skupienia twarzą wyszukiwał nowych śladów....

Nicole Totenhoffer

Kapłan popatrzył na Nicole... Położył delikatnie rękę na jej ramieniu i z miłym, ciepłym uśmiechem powiedział.

- Drogie dziecko.... Cieszę się, ze Gustaw ma takich przyjaciół jak Ty. W pewnym sensie zazdroszczę mu.... – Rzekł a przez twarz przeszedł mu cień bólu.

Odwrócił się i podszedł do chorego generała. Przetarł jego twarz szmatką i usiadł na krańcu jego łóżka.... Popatrzył znów na twarz Nicole.

- „Lekarstwo” skradł.. Ah!!! Jakże Ciężko mi to powiedzieć...- Rzekł ze smutkiem gorejącym na twarzy, wziął głęboki oddech- Skradł go jeden z naszych braci. Ulryk nie wybaczy mu tego. Człowiek ten nazywa się Erb. Był kapłanem, ale w imię zła wyrzekł się naszego Boga i zabił swojego przyjaciela. Następnie ukradł magiczny kamień, który służył nam do leczenia i pomocy ludziom. Był to magiczny Artefakt. Kamień, o którym wiedziało bardzo mało ludzi. – Znów wziął głęboki oddech i ciągnął dalej- Mówię Ci to, ponieważ Generał zawsze był dla nas dobrym człowiekiem. Zrobił wiele dobrego dla miasta, bez niego to miasto nie będzie takie jak kiedyś, zrobię co w mojej mocy, aby przeżył ponieważ wydaje mi się, że pozostało mu jeszcze dużo czasu zanim odwiedza go posłańcy Morra. Utrzymam go przy życiu. Tyle mogę zrobić, ale bez kamienia nie jestem w stanie w pełni wyleczyć tego człowieka a co za tym idzie uratować mu życia. Nicole.. Posłuchaj mnie teraz uważnie... Nikt nie może wiedzieć, po co Ci kamień i do czego on służy. Są ludzie tacy jak Erb, którzy mogli by zrobić Ci krzywdę aby odebrać kamień...

Kapłan wstał. Popatrzył z litością na Generała, stanął na wprost Nicole.

- Pomocny okazać może się pewien człowiek. Nazywa się Eskil jest byłym żołnierzem Reiksguard. Mężczyzna koło trzydziestki, ciemne włosy. Z tego, co powiedział mi człowiek, który go zatrudnił mężczyzna ma akcent bardziej podobny do krainy Norski, często dorzuca coś w tym języku. Lecz niestety z tego, co wiem wyruszył na poszukiwanie kamienia wczoraj wieczorem i opuścił miasto. Zatrudniłem go, ponieważ sam nie mogę opuścić Gustawa. Z moich informacji wynika, że Erb skierował się w stronę Marienburga bądź też w kierunku morza szponów. A ścigający go Eskil podąży za nim, to ponoć najlepszy tropiciel i zwiadowca w tych okolicach, ten człowiek może być bardzo pomocny.... Proszę, aby wszystko, o czym tutaj była mowa nie wyszło po za ten pokój.– Uśmiechną się ciepło i zdjął medalion w kształcie głowy wilka.- Mnie przynajmniej na razie nie będzie tak przydatny jak Tobie - Powiedział i podał Nicole medalion- Niech Ulryka ma Cię w swojej opiece drogie dziecko....

Ostatnie spojrzenie na Generała umęczonego nieznaną chorobą odbierało chęci do życia... Jednak można było mu pomóc.. Była nadzieja, wystarczyło odnaleźć klejnot... Ten człowiek przez wiele lat służył Ci radą i pomocą, często opiekował się Tobą... Był oddanym przyjacielem ojca... A teraz sam potrzebował przyjaciół i opieki, a Ty mogłaś mu to zaoferować.....


Wyruszyłaś od razu... Wiedziałaś, że człowiek imieniem Eskil może Ci pomóc... A pomocy potrzebowałaś w tej chwili najbardziej. Liczyło się życie generała....Eskil miał przewagę nad Tobą, ale miałaś jeszcze nadzieję odnaleźć go i pomóc w odnalezieniu klejnotu, który uratuje życie Gustawa.... Koń pędził jak oszalały.. Wiatr rozwiewał włosy... Łzy spadały po policzkach... Po paru godzinach koń zwalniał... Był zmęczony... Musiałaś zatrzymać się na postój.... A jedynym miejscem dogodnym do tego był widoczny w oddali zajazd....



Nessa
Wypoczynek w karczmie kosztował drogo. Ale pieniądze nie grały roli, liczyły się wygody. Brak smrodu, krzyków i tłumów, czyste i wygodne łóżka, piękne pokoje z dużymi oknami oraz kąpiel i wspaniałe wytworne jedzenie, ( które nie dorównywał jednak temu gotowanemu przez Emily) to były rzeczy, które zaoferowała Ci karczma pod „ Zieloną Salamandra”. W sumie rzeczy byłaś usatysfakcjonowana. Cicha i spokojna dzielnica miasta posiadała miłe dla oka ogrody i parki. Nie jest tak źle jak mogłoby być, jednak jak mówi powiedzenie „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Tęskniłaś już za swoją wieża i Daniami serwowanymi przez Emily. Jednak to był dopiero początek Twojej wyprawy i tylko Bóg wie, kiedy ona się zakończy...
Spałaś długo, meczące towarzystwo Alberta oraz sen w nie miłych polowych warunkach musiał nadwątlić Twoje siły. Było już południe. Nie byłaś usatysfakcjonowana z tak długiego snu.. Jednak cóż zrobić, nareszcie wyspałaś się porządnie i w spokoju, w warunkach, na jakie zasługiwała Dama.... Obiad przyszykowany w karczmie smakował wybornie, jednak Emily na pewno zrobiłaby lepszy.... Chwilowo miałaś czas na oglądnięcie Amuletu. Pięknie wykonany i zachwycający wzrok swoim wizerunkiem amulet nie wskazywał na użycie magii. Sprawdziłaś go dyskretnie paroma czarami. Byłaś zadowolona z takiego daru....

Początkowo strażnicy nie chcieli wpuścić Cię do Generała, nie wyjawili powodów, dla których nie chcą tego zrobić.... Kiedy kłamstwa nie pomogły, Nessa użyła siły perswazji a to przekonało Strażników aby wpuścili ja do środka... Po drodze minęłaś kobietę, miała pół elfie rysy i złociste włosy, w jej oczach widać było łzy.... Korytarz, którym podążałaś był chłodnym miejscem, można było odetchnąć od upału rozlewającego się na zewnątrz. Ściany korytarza ozdabiały Herby Imperium oraz Altdorfu. Gdzie niegdzie wisiały portrety sławnych rycerzy i dowódców.

Zapukałaś do pokoju generała... Drewniane okute żelazem drzwi otworzył Ci sadząc po wyglądzie kapłan Ulryka...

- Słucham???- Zapytał z lekkim zdenerwowaniem patrząc na Ciebie... Oczy dziwnie mu się skurczyły a twarz spięła...

W Twojej głowie jak by zaszumiało. Wyczułaś coś. Energie bijąca od Kapłana... Magię... Jednak nie taką, jaką posiadali kapłani Ulryka. Pamiętałaś, jaką magią emanował Merion ( dawny właściciel wieży). Jednak u tego kapłana magia była dziwna i intrygująca.... Aura wokół tego człowieka była czarna... Czarna jak noc...

Kapłan z wymalowanym przerażeniem odsunął się od drzwi. Nessa majestatycznym krokiem wkroczyła do komnaty. Na łóżku leżał starszy człowiek... Po jego umęczonej twarzy widać było, że choroba, która go trawi jest nie tylko bólem na ciele ale i także na duszy..... Kapłan popatrzył na kobietę. Odsunął się pod ścianę i stał tam z ogromną nienawiścią w oczach....

-Czego chcesz wiedźmo??- Zapytał a z jego ust wydobył się głos arogancki i przesiąknięty złem....




Angarad


Veron.... Sława.... Sława.....

Głos w Twojej głowie nie dawał Ci spokoju.... Dziwne szepty w umyśle nakazywały wyruszyć do Verona... Noc była chłodna a chłód wniknął do pokoju. Dolałeś oliwy do lampy i rozpaliłeś ją... Rozłożyłeś leżące na łóżku koce i owinąłeś się nimi... Popatrzyłeś na migoczący płomień ognia, którego blask biegał po Twej twarzy....

Leżąc na łóżku i patrząc w okno oglądałeś wschód słońca. Zmęczone oczy po nie przespanej nocy były strasznie podkrążone... Całą noc w głowie odzywały się głosy.... Nie mogłeś spać... Kiedy tylko przymknąłeś oko od razu stawał Ci przed oczami obraz starej Wiedźmy... Co się ze mną dzieje?? – Zapytałeś sam Siebie i wstałeś łóżka. Pozbierałeś wszystkie swoje rzeczy i udałeś się na dół. Zamówiłeś kufel orzeźwiającego piwa i zjadłeś posiłek. Myśli kłębiły się w głowie..

Sława.... Sława...Sława.... Veron.... Sława....

Kurwa szlag mnie trafi....- Mruknął pod nosem Angarad i wstał od stołu.

Szybkim krokiem wyszedł na ulice.... Poranek tego dnia był chłodny... Angarad odetchnął głęboko świeżym powietrzem. Przeciągnął się lekko i poprawił miecze. Ruszył w nieznana stronę uderzając obcasami o bruk.... Po paru godzinach kluczenia tu i tam odnalazł to, czego chciał.... Budynek straży miejskiej mieścił się niedaleko ratusza. W samym centrum miasta... Angarad zaklął cicho i niepewnym krokiem ruszył w stronę żółtego budynku... Przy wejściu zatrzymało go dwóch strażników. Oceniając wygląd Angarad nie chcieli go wpuścić... Po chwili rozmowy jednak zdecydowali się dać mu szansę. Tuż za drzwiami stali kolejni, poprosili o złożenie broni i stając po obu stronach mężczyzny ruszyli z nim długim korytarzem. Gdy doszli już do drzwi, na których widniała tabliczka „ Kapitan Veron” jeden z nich zapukał.

Veron nie przyjął Angarad zbyt gościnnie. Jednak, gdy usłyszał, z jaka sprawa przychodzi ten mężczyzna uśmiechnął się i rozkazał strażnikom, aby opuścili pokój.

- Alishia powiadasz??? I przysyła Ciebie, żebyś pomógł tak????- Zapytał zaciekawiony Veron z parszywym uśmiechem na twarzy.- No cóż... Według mnie nie nadajesz się do tego zadania, ale skoro ona coś w Tobie widzi to może ma rację...- Dokończył i wzruszył ramionami, po chwili usiadł na fotelu i wyłożył nogi na blat biurka. Włożył sobie kawałek drewienka i przeżuwając go patrzył na Ciebie... Jego czarne jak noc oczy skupiły się na Tobie, wręcz przenikały na wylot...

- No, więc...- Rzekł powoli.- Sprawa jest dosyć poważna... I tutaj zgodzę się z Wiedźmą.. Nie wzbudzisz podejrzeń. Bo ktoś o takim wyglądzie jak Ty... No mniejsza z tym, nie mnie to oceniać.... Ostatnio zaginął pewien cenny artefakt... Mówiąc dokładniej został skradziony... Jest to potężny kamień o wielkiej mocy... I można za jego pomocą zrobić wiele dobrego... Ale został skradziony i teraz potrzeba kogoś, kto go odnajdzie... Nie mogę wysłać żadnego ze swoich żołnierzy, myślę, że odpowiedź jest prosta, czemu nie.... Więc tak... Artefakt to taki czerwony kamyk z literką „K”... Skradł go człowiek, który jest kapłanem Ulryka... Dlaczego Cię zatrudniliśmy??? Ponieważ kapłani Ulryka chcą znaleźć klejnot na własną rękę a my pozwolić na to nie możemy... Według informacji, jakie zgromadziłem Erb przemieszcza się na północ, w kierunku Marienburga lub morza Szponów... Jest wymęczony i ranny.... Ma coś z palcem... Tyle.. To chyba wszystko....Misja jest tajna i nie możesz mówić o niej nikomu... Prawdę mówiąc, jeśli powiesz to może Ci grozić niebezpieczeństwo... Różne osoby interesują się tym klejnotem.. Aha.. No mówiąc szczerze przynosząc mi ten artefakt uczynię Cię sławnym... Kapłani Ulryka i wszyscy w Imperium poznają Twoje imię.... Dostaniesz wszystko, czego pożądasz... Pieniądze.... Kobiety.. Sławę.....

Angarad wracał ze spotkania... Był zły o to jak potraktował go Veron i jak nie wiele informacji mu podał.... Jednak było coś, co skusiło go do tej misji....

...Sława...Sława...Sława....


************************************************** ********************
Gdy tylko Angarad opuścił pokój Veron uśmiechnął się.... Wstał i podszedł do okna.. Popatrzył przez nie... Stojąc z założonymi na plecach rękami przyglądał się wychodzącemu przez bramę dziedzińca człowieka. Po oczach Nerona przebiegły czarne jak noc żyłki....

************************************************** *********************

Katlin

Katlin przysłuchała się całej rozmowie. Dowiedziała się o tym, że jeden z mężczyzn pracuje dla Reiksguard, najlepszej jednostki zwiadowczej w Imperium zajmującej się walką przemytnikami i zwiadami o charakterze wojskowym. Mówił coś o zmarłym kapłanie. O cennej paczce, jaką posiada jakiś człowiek, którego potrzeba odnaleźć. Z rozmowy wynikało także, ze to mężczyzna zabił kapłana. Cenna rzecz... Co to może być???

Katlin patrzyła za wychodzącymi mężczyznami. Wiedziała już, ze nie trafiła przypadkowo do tego śmierdzącego miasta... A Pan żąda właśnie tej paczuszki... Wiedziała to... Czuła to!!! A jak by na potwierdzenie swoich myśli znak zapiekł ja delikatnie. Katlin wstała i wyszła za mężczyznami... Jeden z nich w dziwnym nieznanym Ci dotąd języku zawołał konia. Śledziła ich.... Była w tym dobra. Przez lata spędzone w zakonie wiele się nauczyła. Za mężczyznami dotarła do jakiejś świątyni... Nie obchodziło jej, jakiej i kogo.. Wiedziała jedynie, ze Ci heretycy nie powinni istnieć!!! Powinni być ukarani, że nie wyznają prawdziwego Pana...

Kobieta patrzyła jak mężczyźni wchodzą do dobudowanego obok świątyni domku.. Znikli w środku... Nie wiedział, o czym tam mówią i o co chodzi. Stała tak chwilę.. Słońce powoli skrywało się za horyzontem.... Po dłuższej chwili mężczyźni wyszli, pożegnali się i rozeszli.... Katlin podążyła za jednym z nich, tego, który prowadził konia. Szła za nim aż do karczmy, w której się pożywił. Przeczekała na zewnątrz aż mężczyzna wyjdzie... Następnie śledząc go dotarła do bramy... Strażnik, którego spotkała zaledwie parę godzin temu zamienił kilka słów z Mężczyzną. Katlin ledwo zdążyła wyjść za bramę, gdy ta zamknęła się z hukiem... Popatrzyła za galopującym na koniu mężczyzną i z nerwami wypisanymi na twarzy i w oczach poszła powoli za oddalającą się postacią....

W środku nocy dotarła do zajazdu. Głodna i zmęczona otworzyła drzwi...

************************************************** ************
Mężczyzna w czarnej płytowej zbroi stał na krawędzi lasu.... Na napierśniku miał wymalowany znak... Znak Pana czaszek... Opierał ogromny dwuręczny bastard o nogę. Przed nim stanął ohydny stwór. Wyglądał jak obdarty ze skóry człowiek... Widać mu było mięśnie i żyły... Był odrażający!!!

- Panie mój...- Rzekł Stwór.- Odnaleźliśmy tego wstrętnego człowieka...

- To dobrze... Odbierzcie mu to, co nie jego.. Zabijcie go. Będzie miał nauczkę... Jak powiedziałem „to” ma trafić tam gdzie ja rozkażę...- Dobył się tubalny głos z pod metalowego hełmu.- Wyślij orków...

- Tak jest panie... Zajmę się wszystkim... Lecz jest jeszcze jeden mały problem.... – Rzekł wystraszonym głosem Stwór i cofnął się w tył.- Do sprawy wkroczyli ludzie Nurgla...

- Nimi się nie przejmujcie... Zajmij się swoimi zadaniami.... – Rzekł Wojownik i odwrócił się.....

************************************************** *************************
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 12-03-2008 o 14:46.
Lord Artemis jest offline