Eskil nie tracił czasu na zbędne rozmowy. Wyspał się po tym jak wysłuchał karczmarza i z samego rana wyruszył, uprzednio uzupełniając sakwę jedzeniem na parę dni. Wjechał na trakt do Middenheim i kłusem ruszył do przodu rozglądając się na boki. Dźwięk śpiewających ptaków i ta cisza wokół działały na niego kojąco. Po chwili minął go pierwszy dyliżans pędzący do Middenheim z pasażerami. Niech Taal nad nimi czuwa. Lasy w tej części Imperium nie były przyjazne. Zwłaszcza Drak Wald - okryty złą sławą. Eskil nie raz widział przerażające i tragiczne obrazy na traktach i rzekach Reiklandu. W końcu miał zaszczyt być żołnierzem Reiksguard. Zaszczyt… Mocno nagięta teoria. Nawet kiedy służył w armii Nordlandu, dostawał większy żołd i był lepiej traktowany. Może to zależało od jakichś czynników? Kogo to z resztą obchodziło. Wjechał w las i zsiadł z konia. Wpadł bardzo szybko na trop ściganego kapłana. Słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu. Mężczyzna znów poczuł zapach lasu o poranku. Aż zachciało mu się żyć. Dzień zaczął się bardzo optymistycznie, ale to mogła być cisza przed burzą. Wyjechał na sporą połać łąk.
Przeciął je kłusem pewny tropu, którym zmierzał. W lesie zatrzymał się na popas. Od wczoraj nic nie jadł. Koń podszedł do drzewa i zaczął skubać zieloną trawkę.
- Dvergr. Hvað heldur pú?
Koń pomachał łbem i wrócił do swego zajęcia. Eskil wyciągnął trochę suszonego mięsa i urwał kawałek chleba ze sporego bochenka. Zaczął jeść. Wyciągnął bukłak i zapił wodą. Rozejrzał się po okolicy. W oddali dostrzegł kilka zrąbanych drzew. Może gdzieś tu są jakieś chaty drwali albo tartak. Rozglądał się, lecz nic nie widział. Dostrzegł tylko znaki na drzewach ostrzegające o załomach w ziemi i licznych mrowiskach. Ruszył w dalszą drogę.
Gdy słońce pokazało swe oblicze, dojechał do wodopoju. Mały stawik w leśnej głuszy. Zsiadł i pozwolił Karłowi napić się spokojnie. Szukał śladów.
* * *
Słowniczek:
Dvergr - karzeł
Hvað heldur pú? - co o tym sądzisz?