Elf zwlekł się na śniadanie. Czuł huk wystrzału jakby wewnątrz czaszki. Dostał porannych mdłości niczym ciężarna kobieta. Dobrze jednak wiedział, czym sobie na to zasłużył. Nie pamiętał już momentu w którym sięgnął po pierwsze piwo. Potem kolejne i kolejne w rytm zabawy miejscowych. Ślady na ubraniu wskazywały, że musiał rzygać niczym młody kot. Zdążył się jednak obmyć, przebrać i oporządzić nim zszedł do głównej sali karczmy.
- Jajecznicę i sporą pajdę chleba. Jak masz mleko to też wezmę. Przygotuj mi suchy prowiant na tydzień podróży.
Zaokrętowany wolał mieć własny zapas jedzenia, gdyby kuchenne racje nie były wystarczające.
- Witam wszystkich. – zwróciÅ‚ siÄ™ do przyszÅ‚ych towarzyszy na statku, pokÅ‚oniÅ‚ siÄ™ jednak lekko tylko kapÅ‚anowi. Gdy zjadÅ‚ Å›niadanie czekaÅ‚ na zamówiony wóz, gotów ruszać do drogi. UregulowaÅ‚ jeszcze rachunek u karczmarza i trzymaÅ‚ siÄ™ w pobliżu kapÅ‚ana.
Przy stole gościł też jego niezwykły chowaniec. Którego podkarmiał rybami. Z nim, osoba na bocianim gnieździe właściwie nie była potrzebna. |