Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2008, 21:27   #14
Kud*aty
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
John "Romeo"

Podróż do Nowego Yorku nie była zbyt ciekawa. Duży ruch na "drodze" bardzo przeszkadzał Johnowi. Nie mógł na liczniku osiągnąć większej prędkości więc nie schodził poniżej 120, bo co jakiś czas jakiś palant musiał mu zajechać drogę czy coś w tym stylu. Wtedy do akcji wkraczał Malcolm. Musieli się co jakiś czas zatrzymywać, ale doprawdy było warto. Żebyście widzieli miny tych w których za uprzykrzenie jazdy leciała włócznia, którą perkusista wysyłał spokojnie z samochodu. to jednak była rozrywka tylko dla Malcolma więc w tym czasie John oraz Alex strzelali sobie po kieliszku czegoś mocniejszego. No dobra John pił z kieliszka a Alieksiej ze szklanki. Raz na trasie spotkali ładną kobietę latynoskiej urody również śpieszącą na wyścig swoim czarnym Coupe. Mówiła, że zatrzymuje się w motelu niedaleko stąd i zaproponowała by zatrzymali się razem z nią. Do dziś nie wiadomo jak udało się odwieść od pozostania w tym cholernym motelu kierowcę Plymouth. Zapewne pomogło silne ramię gladiatora oraz wódka mechanika.

Po kilku dniach podróży dotarli do NY cali i zdrowi. Została im ostatnia noc przed wyścigiem więc postanowili skorzystać z komfortu jakiejś knajpy w mieście znajdującej się blisko miejsca startu. Chcieli pić i bawić się. Rano zbudził ich hałas wywoływany przez jeżdżące wokół samochody. Przez przednią szybę samochodu wlewały się promienie słońca rażąc ich w oczy. Pierwszy obudził się Fieldstone. Wyjął osuszoną flaszkę wódki z pod pachy Alex'a i wyrzucił ją do pobliskiego kosza. Świeże powietrze rozbudziło go zupełnie po całonocnej drzemce w aucie poprzedzonej ostrą, aczkolwiek krótko trwającą bibą. Czas naglił, trzeba było ruszać na start.

Dotarcie na metę mimo jej bliskiego położenia zajęło dużo czasu. Korki i kobiety zajmowały go w szczególności. John mógł z nimi flirtować bez końca, gdyż korek posuwał się bardzo wolno na szczęście do przodu. Po pewnym czasie dotarli w końcu na start. Po drodze spotkali starego znajomego. Gary jak każdy ceniący się obywatel w Detroit uczestniczył w wyścigach. Był kierowcą i to niezłym. Po wymienieniu powitań każdy ruszył w swoją stronę. Kolejną osobą na którą "Romeo" zwrócił uwagę była przepiękna kobieta siedząca w starym odrapanym wozie bojowym. Spojrzał na Malcolma i uśmiechnął się. Wiedział, co chłopakowi chodzi po głowie i wiedział również, że on wie co chodzi po głowie John'owi. Jak się okazało było jeszcze trochę czasu więc mechanik wlazł pod GTX i zaczął przegląd. Po wykryciu niegroźnej usterki poprosił o asystę Johna który chętnie mu pomagał. Rozglądał się przy tym uważnie oceniając stan innych pojazdów oraz umiejętności ich właścicieli. Wiedział, że tak naprawdę jakie są autka potencjalnych wrogów okaże się na trasie, ale już teraz był tego ciekawy. Gdy Malcolm zaczął bawić się swoją mini perkusją - zawsze lubił ją tak nazywać - koleś rozważał czy nie wyjąć gitarki, lecz jakiś gość mu w tym przeszkodził. Zaczął coś pieprzyć, że zaraz rozpocznie się wyścig i po co w ogóle jest organizowany. Ekipa szybko wsiadła do zawsze gotowego autka i czekała na sygnał startu. Wcześniej powieszona na mocowaniu wewnętrznego lusterka tabliczka z numerem 666 dyndała się teraz wesoło. Gdzieś z oddali przystojniak usłyszał:

”Riders on the storm.
Riders on the storm.
Into this house we're born
Into this world we're thrown ...”

Niezłe... Bardzo fajna piosenka. Gdzieś ją już słyszałem. A no tak w NFS Underground II. Wydałem kupę gambli aby sobie w nią pograć przez 15 minut. - myślał kierowca. Wybacz kolego, - tym razem już przemówił - ale twoje radio słabo tu słychać. Muszę puścić coś z naszej kolekcji... Hmmm może to. Muzyka rozbrzmiała w samochodzie. Nie ma to jak punk przed startem. Daje niezłego kopa. Każdy zajął już swoją pozycję. Między pojazdem ustawiły się dwa motory. Idioci - skwitował John na tyle głośno by jeden z nich (grubas) mógł to dosłyszeć. Popatrzył tylko groźnie na Johna, który spokojnie odwrócił głowę w stronę trasy. Może i wyglądał na spokojnego, ale gdy dostrzegł przypiętą do harleya pompkę lekko się strwożył. Chyba się zemści - powiedział lecz został całkowicie zagłuszony przez ryk samochodów właśnie startujących - więc trzeba temu zapobiec! - teraz już krzyknął. Miał rację. Zaraz po szybkim starcie GTX (chłopaków wgniotło "lekko" w siedzenia) motocyklista został lekko z tyłu. Sięgał po coś do czarnej skórzanej kurtki. Po chwili w łapie trzymał Magnum 44. Szansę na ucieczkę przed kulą zniweczyła jakaś lama która wjechała Fieldstone’owi pod maskę. Gość był teraz w trudnej sytuacji. Nie ma dokąd uciekać z autem w tym tłoku przed tym idiotą. Po krótkiej chwili przypomniał sobie bardzo istotną rzecz. JESTEM Z DETROIT!. Ułamek sekundy później John dał lekko po heblach i momentalnie zrównał się z motocyklistą. Ten lekko zdezorientowany nie wiedział co robić. Kierowca Plymouth’a błyskawicznie zakręcił kierownicą uderzając w motor "świni" jadącej obok która wypieprzyła się natychmiast.

- A ostrzegałem Cię byś zawsze trzymał obie ręce na kierownicy... 1:0 dla mnie chłopaki - zwrócił się uradowany do towarzyszy. Nie Malcolm, Ci przed wyścigiem się nie liczą - uprzedził pytanie z szerokim uśmiechem na ustach. Kiedy to on się tak śmiał? Chyba dawno. To nie jest zwykły uśmiech, którym obdarza się Panny. To był uśmiech szaleńca, który ukojenie znajduje w właśnie takiej jeździe. W tej chwili srał na to że mają zdarty lakier na prawych drzwiach. Teraz trwał wyścig, spełniały się marzenia... Piosenka się skończyła. Przyszedł czas na następną:

[MEDIA]http://youtube.com/watch?v=fsDpznl8eIs[/MEDIA]

Johna zaczęło coś kusić. Mianowicie, był to mały czerwony guziczek z literkami "NoS". Samochód ciągle przyśpieszał. Romeo popatrzył na towarzyszy. Ich oczy "mówiły" stanowczo "NIE!" Z zasmuconą miną wrócił do prowadzenia. Było bardzo dużo uczestników. Dobrze, że większość była już za nimi...
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...

Ostatnio edytowane przez Kud*aty : 14-03-2008 o 21:34.
Kud*aty jest offline