Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2008, 16:50   #18
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Marlon spokojnym krokiem ruszył do swojej maszyny. Coś mało spotykanego w dzisiejszych czasach, ale ktoś z taką pozycją jak cappo jednej z większych rodzin mafijnych Las Vegas, miał różne dojścia.

UH-1B w wersji transportowej był używany w Wietnamie. Technika była dość stara, po prawdzie niektóre z samochodów, które dzisiaj widział miały więcej elektroniki, niż ten jego wysłużony śmigłowiec. Mógłby mieć wszystko, ale kochał to cacko. Było niepowtarzalne i robiło ogromne wrażenie, natomiast ryk silnika wzbudzał strach w sercach jego wrogów.

Na widok swojego szefa, dwóch strzelców pokładowych stanęło na równe nogi. Jeden z nich był niski i szczupły, drugi wyższy miał nadwagę. Szef wiedział, że Vincent i Vitorre są braćmi, z wyglądu zupełnie inni, pod względem charakterów ... niemalże identyczni. Potrafili się świetne dogadać

-Szefie- powiedział Vincent i podał Marlonowi kurtkę i kask pilota. Niespiesznie założył wszystko i razem z resztą osób mu towarzyszących wsiadł do maszyny. Zajął miejsce pilota, obok niego usiadła 30 letnia brunetka. De Rossi nauczył się pilotować helikoptery jeszcze przed wojną, dobrze było mieć bogatych i wpływowych rodziców. Nie miał pojęcia, kto i gdzie nauczył pilotować Annę, nie lubiła o sobie mówić, to była jej sprawa, a dopóki nie przeszkadzało to w pracy albo nie zagrażało rodzinie De Rossi nie miał zamiaru interweniować.

Na tablicy przełączył kolejne przyciski, kiedy był gotowy uruchomił wirnik. Maszyna powoli i majestatycznie podniosła się do góry. Z niezwykłą wprawą obrócił ją na niewielkiej wysokości i ruszył przed siebie cały czas wzbijając się w górę. Cały czas się uśmiechał, uwielbiał to uczucie, kto mógłby go tutaj dosięgnąć. Czuł się niezwykle bezpiecznie i pewnie. Zaczął krążyć obserwując niezwykle chaotyczny start.

-Jakaś ciekawa sytuacja na 6, może podlecimy bliżej?- usłyszał w słuchawce głos Anny. Na potwierdzenie pokiwał głową i ruszył we wskazanym kierunku.

Ciekawa sytuacja okazała się starciem odzianego w czarne skóry motocyklisty i grupie Indian na gigamamucie.

-Zakład o spluwę, że facet rozwali zwierzaka - zapytał Vitorre swojego brata

-O spluwę i naboje- odparł tamten i przeszedł na drugą stronę aby móc lepiej obserwować zaistniałą sytuację.

Maszyna zeszła na jeszcze niższy pułap. Szkoda, że nie miał bezpośredniego połączenia, mógłby zrobić z tego zakład dodatkowy. Cóż życie nie jest łatwe. Jego rozmyślania przerwał głos Vincenta
-No i wygrałem ...-

*
Łowca mutantów miał całkiem prosty plan. Ostrożnie aby nie przewrócić swojej maszyny wyciągnął Pogromcę. Spluwa, która potrafiła załatwić każdego humanoidalnego mutanta. Z takim zwierzakiem, może być pewien problem, ale odpowiedni strzał powinien załatwić sprawę. Nie pozwoli takiemu cholerstwu łazić po ziemi, a przy okazji pozbędzie się pewnej konkurencji do nagrody.

Był pewny swego, wierzył że nic nie może go powstrzymać. Indianie widzieli go jednak od dawna. Ich zwierzak nie był opancerzony, był jednak ich przyjacielem. Jego treser Spokojna Woda, kochał tego przerośniętego zwierzaka i był pewien, że tamten odwzajemnia jego uczucia. Jeden z obserwatorów, klepnął go w ramię i pokazał zbliżającego się motocyklistę. Krótkie skinienie głową, nie było rozkazów, ale każdy wiedział, co w takiej sytuacji powinien zrobić.

Jeden z Indian wyciągnął ogromny pistolet. Poczekał, aż kierujący znajdzie się w zasięgu jego strzału. Spokojnie przymierzył celując w rękę trzymaną na kierownicy. Huk wystrzału rozległ się po okolicy. Kula kalibru .50 trafiła Nathaniela, w rękę na wysokości łokcia. Nie czuł bólu, a fontanna krwi i części kości wydała mu się surrealistyczna. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, jak na jakimś filmie. Jego motor przechylił się, a łowca mutantów wylądował ciężko na ziemi.

Automatycznie podniósł się na równe nogi. Jakieś 20 metrów od niego leżał krwawy ochłap, który kiedyś był jego ręką. Nie wiadomo czy sprawiła to adrenalina, ale znalazł w sobie tyle siły aby dojść do niej i ją podnieść. Krew uchodziła z niego plamiąc spodnie i zostawiając widoczny ślad na autostradzie. Wiedział, że musi ją zatamować. Podniósł rękę chcąc przyczepić ją do ciała. Umierał, jednakże umysł nie chciał poddać się tej idei, chociaż akurat ta walka była beznadziejna nie poddawał się.

Chwilę później już nie żył. Palce ocalałej ręki w pośmiertnym spazmie zacisnęły się na czymś co jeszcze niedawno było częścią jego samego. Jego oczy były puste, a na ustach tańczył dziwny uśmiech ... jak gdyby w ostatnim momencie zrozumiał.

Indianie przestali się nim interesować, a masywny zwierzak ruszył dalej do Los Angeles. Nikogo nie obchodził los ciała, zostawiono go dla padlinożerców ... oni zawsze wygrywają.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline