Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2008, 02:29   #23
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Doganiali go.
Dwa tuziny zabijaków, wymachujących w powietrzu obrzynami, paląc w niebo z rewolwerów, grożąc gazrurkami i kręcąc młyńce łańcuchami powoli i systematycznie zmniejszało dystans, jaki dzielił ich od ich najnowszej ofiary.

Doug zaciskał drżące dłonie na kierownicy tak mocno, że kłykcie mu zbielały. Na czoło wstąpiła pojedyncza kropelka potu.
Szlag by trafił! Tak na samym początku Wyścigu? Zerknął na wskaźnik paliwa. Niedobrze, nie będzie mógł im uciekać w nieskończoność… normalnie za jakąś godzinę podjechałby na stacyjkę znajomego zassać trochę paliwka, ale w tych okolicznościach nie mógł sobie pozwolić na postój. Ani na ucieczkę. Pozostaje… walka.

Kierowca piaskowego Maxxa zrobił gwałtowny wiraż i w sekundę miast dupskiem świecić w stronę gangerów, powitał ich zderzakiem. Zdezorientowani motocykliści próbowali zjechać z drogi pędzącemu, pancernemu wozowi, ale przy pełnej prędkości było to raczej trudne. Większości udało się co prawda zjechać na pobocze, ale kilku wykopyrtnęło się na łeb, na szyję, gdy w strachu zbyt gwałtownie szarpnęli kierownicę, a jeden totalnie pozbawiony refleksu nieszczęśnik przy 80mp/h pocałował czółkiem przednią szybę Maxxa, zostawiając na niej szkarłatny, rozłożysty kwiatek, i przekoziołkował w powietrzu nad pojazdem, by w końcu paść na asfalt z drugiej strony, zmasakrowany, złamany i martwy. Jego motor wpadł Dougowi pod koła i tyle go widzieli – przynajmniej w pierwotnej, przypominającej jednoślad postaci.

Gang nie był tym pocieszony. Ci, którzy się przewrócili, zerwali się teraz na równe nogi(jak kto mógł…) i miotając przekleństwa zaczęli palić ze swych spluw(co kto miał…) w potężny wóz. Doug słyszał, jak kule odbijają się od ciężkiego pancerza, i ponownie zawrócił.

Zajechali go z dwóch stron. Ten z prawej wycelował w stalowe żaluzje z obrzyna. Bez większego namysłu Monter mocno skręcił i potrącił go, wywalając z autostrady. Zrobił błąd – ten z lewej praktycznie przystawił lufę swojego DE między listwy. To był herszt, powiewając swoją czarno-siwą brodą.

Pociągnął za spust. Trzy razy.

Ułamek sekundy wcześniej Doug pochylił się i przylgnął do siedzenia pasażera. Za drugim strzałem ogromny .50 Action Express rozbił pancerną szybę w deszcz ostrych odłamków, który obsypał skulonego montera. Pocisk drasnął go w ramię. Trzeci nabój świsnął mu koło ucha i wbił się w wewnętrzną część drzwi pasażera.

Doug pociągnął kierownicę, odpadł od herszta i wyjebał się z autostrady. Maxx podskakiwał chwilę na kamieniach, dopóki jego kierowca nie wyprostował się, nie wypluł z ust kawałków szkła i nie odzyskał panowania nad kierownicą.

Teraz był wkurzony.

*


Z ponurą determinacją na twarzy monter znów zawrócił na autostradę.

Czekali na niego. Rozstawieni w linii, na lekko ugiętych kolanach, otoczeni przez porzucone motory. Stopy szeroko rozstawione, broń wycelowana w przednią szybę. Obrzyny, AK-47, Peacemakery, Desert Eagle, dwururka i jeden benzynowy miotacz ognia.
Herszt stał trochę z tyłu i przyglądał się ciekawie szarży człowieka, którego nazywał Złotą Rączką.
Tego samego, który wiele lat temu uruchomił silnik transportera na Froncie podczas ataku maszyn, ratując całą kompanię przed masakrą. ‘Widzisz tę bliznę, o tu, na klacie? Odłamek przebił ściankę naszego transportera…’.
Szarży, która miała być jego ostatnią - przynajmniej w ich mniemaniu.

Trzy… dwa… jeden…
Doug odliczał na głos, coraz donioślej. Jeszcze nie strzelali – wiedzieli, że zasięg musi być minimalny, żeby ostrzał odniósł jakiś skutek na tak pancernej bryce. Czekali cierpliwie – odwagi i jąder nie można im było odmówić, a mało kto potrafi stać w spokoju, gdy szarżuje na niego trzydzieści tysięcy funtów.

Pięć… sześć… siedem…
Doug docisnął pedał gazu aż do deski. Potężny silnik warknął. Wóz albo przewóz. Zbliżał się. Herszt podniósł rękę i powiedział coś – monter widział, że jego usta wykrzywiły się w okrutnym grymasie. Gangerzy złożyli się do strzału.

Osiem…
Popołudniową ciszę rozdarł nieartykułowany, zwierzęcy ryk, który zadudnił monterowi w klatce piersiowej. Zdezorientowany gang zapomniał o swoim celu. Motocykliści zaczęli oglądać się na różne strony. Skąd ten dźwięk może dochodzić?
Nagle jeden z nich pokazał ręką w stronę Nowego Jorku i wrzasnął coś, ale było już za późno. Ze względu na niewielkie okienka Doug nie miał pojęcia, co ich tak przeraziło, ale pierzchli w sekundę – jak stali, tak zniknęli, próbując dopaść swoje chromowane maszyny, z hersztem na czele.

*

Ogromny ciągnik, czarny ciągnik od TIRa jak na filmach wpadł w stłoczonych gangerów, roztrącając maszyny i miażdżąc pod kołami ludzi. Ogniste motywy na jego bokach lśniły w popołudniowym słońcu jak prawdziwe płomienie, nadając mu wygląd zamanifestowanego Jeźdźca Apokalipsy o których gadali w Salt Lake City, który właśnie tę godzinę wybrał, by zejść na ziemię i rozprawić się z grzesznymi, czyniąc wśród nich pogrom swych lśniącym zderzakiem prawie tak skutecznie, jak anielski miecz.

Zajęci walką gangerzy musieli go wcześniej nie dostrzec – teraz wydawało im się, że pojawił się z nikąd, spadł im na głowy z niebios, wyprysnął spod ziemi.

Rozpędzony TIR przebił się przez gangerów, obrócił się gwałtownie i stanął w miejscu. Doug dopiero wtedy zauważył, że obserwował całe zdarzenie wciąż jadąc na pełnej szybkości, dał więc po hamulcach. Z piskiem tarcz Maxx zatrzymał się na piasku, kilkanaście metrów od krawędzi autostrady. Wyglądało na to, że gangerzy otrząsnęli się już z pierwszego zdziwienia i miast uciec, kilku z nich otoczyło kabinę ciągnika. Żądni krwi i zadośćuczynienia za śmierć kolegów gangsterzy porzucili bron palną i sięgnęli po bardziej radykalne środki.

Pierwszy, najodważniejszy, podskoczył z gazrurką do drzwi i przycisnął mordę do okna, by dowiedzieć się, ki diabeł ich tak dojebał.

Zdziwił się bardzo, gdy zobaczyło, to, co zobaczył.
I padł do tyłu ze zmasakrowaną twarzą, gdy seria z kałacha wypaliła mu tuż przed oczami. Drugi wskoczył na maskę, ale kierowca nie czekał, aż się do niego dobiją – ciągnik ruszył jak z kopyta, obwieszony wianuszkiem dyndających motocyklistów.

Doug spróbował odpalić, ale za chuja nie dało rady – silnik tylko się krztusił. Coś musiało się uszkodzić, gdy najechał na ten zasrany motor. Sycząc przekleństwa, drżącymi rękoma zamocował swój brytyjski nóż bojowy na końcu lufy swojego Mossberga i otworzył kopniakiem drzwi.

Powitał go zakrwawiony, ciężko dyszący herszt. Zanim Doug zdążył pisnąć, siwobrody chwycił go za szmaty i z rozmachem rzucił nim w piach i kamienie. Pompka spadła tuż obok, ale gdy tylko monter wyciągnął po nią rękę, wrzasnął z bólu, gdy wielki bucior herszta na nią opadł.

Potężny, siwy ganger schylił się, złapał swego – byłego – przyjaciela za sweter na piersi i podniósł go nad głowę, jakby bawił się z dzieckiem. W jego zalanych posoką z rozcięcia na czole oczach czaił się obłęd.
-Jazz, do kurwy nędzy…- Wycharczał Doug, próbując nadaremnie rozluźnić żelazny uścisk herszta, który mógł palcami zawiązywać gwoździe w kokardki.


Tymczasem na autostradzie ciągnik jeździł od krawężnika do krawężnika, próbując strząsnąć z siebie dwóch wyjątkowo upierdliwych motocyklistów, podczas gdy reszta, wrzeszcząc wniebogłosy, paliła doń z broni krótkiej. Kierowca zrobił gwałtowny wiraż, który targnął gangerem na masce akurat wtedy, gdy jego koledzy wystrzelili kolejną serię, która zmiotła go z TIRa w czerwonawym obłoczku.


Herszt, nazwany przez Douga Jazzem, ponownie rzucił nim o ziemię i zaczął go brutalnie kopać, postękując i łapiąc co jakiś czas oddech. Widać było, że powolna strata krwi dawała mu się we znaki. Przy kolejnym kopnięciu niemal stracił równowagę. Doug wykorzystał to, złapał go za kostkę i podciął. Jazz zwalił się ciężko na ziemię.
Monter wstał na klęczki, dyskretnie zwymiotował i złapał kolbę swojego Mossberga. Klęczał teraz tyłem do słońca, zauważył więc od razu, gdy zza jego cienia wychynął drugi, większy.

Doug obrócił się błyskawicznie i dźgnął swoim bagnetem na oślep. Na twarz chlusnęła mu świeża krew, poczuł, że ostrze zagłębia się po samą lufę.
I, zupełnie odruchowo, nacisnął spust.

Brzuch Jazza zmienił stan skupienia. Mężczyzna rzygnął krwią zmiksowaną z wszelkimi możliwymi organami, wypuścił trzymany oburącz kamień i powoli, jak ścięte drzewo, fajchnął się do tyłu na zroszony krwią piach.

*

Słysząc huk wystrzału, ocaleli gangerzy gwałtownie się obrócili.
Widząc swojego herszta martwego ich i tak mocno nadszarpnięty duch walki uleciał panu Bogu w oko. Z dziewczęcym piskiem rzucili się do motorów i nim zdążyłbyś powiedzieć ‘O kurwa mać, ty zafajdany fiucie!’ jebali już w długą.

Doug podniósł się z klęczek, używając pompki jak laski, i utykając, ruszył na zasłaną ludzkimi szczątkami i maszynami autostradę, ku stojącemu na poboczu Tirowi, do którego drzwi pasażera wciąż czepił się martwy ganger, postrzelony przez towarzyszy prosto w czoło.

Gdy stanął przed imponującą maszyną, jej czarno-czerwone drzwi otworzyły się i na szary asfalt wyskoczyła drobna, młoda dziewczyna z kałachem w ręku. Nie zwracając uwagi na Douga[/b], z zaciętym wyrazem twarzy złożyła się i posłała chmurę pocisków w pierzchających gangerów, dopóki nie usłyszała charakterystycznego ‘tatatata’ pustego magazynka. Jeden z motocyklistów położył się na autostradzie ścięty serią i więcej się nie ruszył. Dziewczę zaklęło fantazyjnie i cisnęło bezużytecznym AK o ziemię. Dopiero wtedy zauważyła słaniającego się montera.

-Oh. Wszystko w porządku?- Spytała.
 
__________________
"Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi"

Ostatnio edytowane przez K.D. : 16-03-2008 o 10:40.
K.D. jest offline