Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2008, 11:23   #25
Bulny
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
- Co wy chłopaki na to, żeby pojechać trochę okrężną drogą?! - Krzyknął Malcolm, aby przebić się przez ryk ogromnego silnika znajdującego się pod maską auta. - Pewnie i tak większość tych gangerskich lam, wiedząc o wyścigu zaczaiła się na najkrótszej drodze.
Spojrzenie kumpli było nieco dziwne. Żeby Malcolm unikał walki? Coś było nie tak...
Zaszokowany John zapytał kumpla:
- Eee... To którędy byśmy w takim razie pojechali?!
- Do Detroit!... - perkusista rozwiał wątpliwości reszty załogi, aczkolwiek dalej mocnym zdziwieniem było dla nich wybranie rodzimego miasta, zamiast przebijania się przez tabuny cwaniaków, którzy liczą na łatwy zarobek.
- ... No a potem na front po machinę molocha!... - Baker rozwiał już wszystkie wątpliwości. W końcu walka z ogromnymi robotami jest dużo ciekawsza i bardziej emocjonująca, niż pokonywanie setnego z rzędu gangera. - Przy okazji może zarobię dla nas jakieś gamble na arenie - dodał, po czym znowu wyszedł przez szyberdach, unikając o włos zawalonego mostu, którego nie zauważył. Zapewne budowla przecięłaby go na pół, gdyby ruski nie wciągnął go z powrotem do kabiny.
- Dzięki - rzekł drummer wychodząc jeszcze raz. Wziął przy okazji ze sobą swoją włócznię stworzoną specjalnie tak, aby można było rozłożyć ją na dwie mniejsze części i zaczął ją skręcać. Potem wyprostował się przodem do kierunku jazdy i stanął prosto, jak średniowieczny strażnik podczas swojej warty, gdy na oku ma go jego pan.
Stał tak niewzruszenie przez jakiś czas.

***

Tuż po wyjeździe z wielkiego jabłka i rozdzieleniu się całego tabunu ludzi, na drodze którą jechał Plymouth chłopaków nie było prawie nikogo. Lekko radioaktywny wiatr przywiany z zachodu rozwiewał włosy mężczyzny, który niestrudzenie obserwował okolicę stojąc w bezruchu od piętnastu minut. Zawsze musiało mu coś odwalić. Tym razem przełączył się na tryb "stoicki obserwator" i gapił sie na trasę nie dając po sobie znaku życia. Czasem jedynie zamrugał oczami, gdy piach, albo insekty godziły w jego wzrok.
Wśród kierowców byli ludzie, którzy obrali tą trasę, zapewne większość z nich tak jak chłopaki była z Detroit, aczkolwiek było ich bardzo mało, tak więc albo zostali szybko zgubieni, albo szybko znaleźli sobie lepszą trasę. W każdym razie najbliższym postojem chłopaków była mieścina o nazwie Scranton, jakieś 150 kilometrów od Nowego Jorku.

***

Podróż trwała zbyt długo. Z uwagi na stan autostrady, którą jechali kierowca pojazdu nie mógł wyciągnąć jednak sensownych prędkości, tak więc tłukli sie tam coś ponad dwie godziny. Mieścina była jedną z większych po drodze do Detroit. Z racji swego położenia nieopodal NY prace, mające na celu odbudowanie jej, przynosiły efekty. Ludzie jechali przez chwilę krętymi, wysprzątanymi uliczkami. Przy krawężnikach poustawiane były stosy beczek, i jakiegoś nikomu nie potrzebnego złomu, które zapewne niedługo zostaną wywiezione. W końcu Malcolm wypatrzył napis knajpa i tam kazał udać się Fieldstone'owi. Przed knajpą stało już parę wozów, a niektóre z nich perkusista widział na starcie wyścigu, tak więc nic nie stało na przeszkodzie, aby pozbyć się niepotrzebnych konkurentów.
- Daj śrubokręt. - powiedział do Alieksieja, który momentalnie podał przyrząd Bakerowi. Drummer podszedł do wozu jednego z gości - całkiem fajnego pickupa, ale i tak nic nie dorówna bryce ich teamu - i upewniając się uprzednio czy nikt jej nie pilnuje przebił narzędziem dwie opony.
- Chłopaki sobie już chyba w tym odcinku nie pojeżdżą - Rzekł z perfidnym uśmieszkiem na twarzy, po czym wszedł do baru. Fieldstone w tym czasie wyjechał samochodem za knajpę i zabezpieczył go łańcuchem, tak aby nawet, gdy ktoś go zauważy nie mógł go ukraść.
Goście w knajpie byli zbyt zajęci graniem w rzutki z jakimś indiańcem, który bezczelnie wygrywał on nich amunicję sztuka po sztuce.
- Mogę się przyłączyć? - Zapytał z podejrzanym uśmieszkiem.

***

- No k***a! - Zaklął perkusista, gdy indianiec wygrał od niego kolejny nabój 9mm. Był to już czwarty. Faceci, którzy wcześniej grali z czerwonoskórym siedzieli i chichrali się z Malcolma. Walka szła łeb w łeb, aczkolwiek indianiec zawsze wygrywał o 1, czasem o 2 punkty.
"Nieee... Tego już za wiele" - pomyślał człowiek, gdy po jego trafieniu w pole z numerem dziewięć, indianiec wyrzucił przepiękną dziesiąteczkę. Goście przy barze znowu wyśmiali Bakera.
Facet wyszedł z siebie. Rozejrzał się pierw spokojnie wokół, choć cały gotował się już ze złości. Zobaczył koło siebie krzesło. "Dobra, kończymy to..." - przewinęło mu się przez myśl, po czym podniósł je i szybkim krokiem podszedł do jednego z wyśmiewających go gości, uderzając go w twarz tak, że ten momentalnie stracił przytomność, a mocne drewniane siedzenie rozpadło się na kawałki...

"Let them feel your hate, show no fear!"

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DhptP8j-t-M[/MEDIA]

* resztę walki dopiszą chłopacy
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 16-03-2008 o 11:30.
Bulny jest offline