Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan' rozmowa z Nicole i Katlin Nastał dziwna cisza. Eskil domyślił się, że to dopiero początek i miał dziwne przeczucie, że ten cały Erb jest wyznawcą Chaosu. Jeśli w rzeczy samej tak będzie, to jego ciało spłonie w świętym ogniu Ulryka w samym Middenheim. Ranger był nieco zdezorientowany. Kobieta, która walczyła teraz nagle opatrywała jego nogę. Mógłby z powodzeniem zrobić to sam, lecz milczał przez cały zabieg, nie pytając nawet o imię. Smród zwierzoludzi unosił się w powietrzu. Z oddali nadchodziły dwie kobiety. Jedną z nich dostrzegł dopiero po walce. Była nieco dalej. Spokojnie zdąży się dowidzieć kim są te dwie, nim tamta dojdzie na pole walki. Nagle podeszła ta druga o włosach koloru złocistych kłosów zbóż. - Witaj wojowniku - Na twarzy kobiety pojawił się delikatny uśmiech. - Widzę, że zaprawiony w boju jesteś. I twoja towarzyszka również. Co robicie w tych okolicach? Zapuszczacie w niebezpieczne zakątki... - Mnie tego mówić nie musisz. – Eskil załamał się w myślach zdezorientowany sytuacją. Nagle nim zdążył coś powiedzieć odezwała się druga, kończąc opatrunek.
- Dziękuje za pomoc. Dałabym sobie radę sama... To raczej ja nadciągałam na pomoc Tobie...
- Na pomoc… Mi… - Pomyślał. - Witaj kobieto – Spojrzał na nowo przybyłą. – Kimkolwiek jesteś… A ty… - Spojrzał na opatrującą. – Z pewnością dałabyś im radę sama. – Nie potrafił rzucać ironią, miał nadzieję, że ją wyłapała. - Wiem wojowniku... – Jednak nie wyłapała ironii. - Jednak dziękuje ci za pomoc bo i obeszło się bez problemów. I potoczyło znacznie szybciej, jednak nie pora teraz na rozmowę. Lepiej odejdźmy z tego miejsca.
No tak smród zdecydowanie nie zachęcał do robienia w tym miejscu schadzek. Wstał w miarę zwinnie. Noga nie bolała tak bardzo. Ot zwykłe zadrapanie. Kobieta oddaliła się w kierunku jeziorka a blondwłosa piękność podjęła rozmowę. - Jestem Nicole. Szukam kogoś w tych okolicach. Zwą go Eskil. Muszę się z nim rozmówić. Mam ważną sprawę do niego... Delikatną sprawę...
Był w szoku. Nagle wiele osób się nim interesowało. - Já… To ja panienko…
Kobieta uśmiechnęła się na te słowa. - Cieszę się, że cię odnalazłam Eskilu.
Götz zaczął się zastanawiać, czy też się cieszy. Dawno nie rozmawiał na dłuższą metę z ludźmi. - Dvergr! – Koń zareagował i po chwili stał już obok swego pana. Ruszył wraz z nim w kierunku jeziorka. – Ja się nie cieszę. Zjawiacie się niewiadomo skąd w środku lasu a mi śpieszno. Mam swoje sprawy. – Może był zbyt bezpośredni? Kobieta ruszyła w krok za Eskilem i nie dawała za wygraną. - Ale ja mam sprawę do Ciebie. Musisz mi pomóc...
W końcu doszli do jeziorka i Eskil się zatrzymał. Koń zanurzył pysk w wodzie i zaczął pić łapczywie. - Jaka to sprawa?
W rozmowę niespodziewanie wtrąciła się druga kobieta.
- Nie wiem jak inni, ale ja mam sprawę... i fajnie ze się spieszysz bo im szybciej tym lepiej.
Eskil zaczął się zastanawiać, czy one sądzą, że się do niego przyłączą?
- Kapłan powiedział, że pomożesz mi coś znaleźć... Szukasz tego...Ja też tego potrzebuje... – Blondynka powiedziała to ze smutkiem w głosie. Eskil zastanawiał się. – Nie chcę tego dla siebie. – Mówiła to ze wzrokiem pełnym ubolewania. – Mój przyjaciel tego potrzebuje. - Widzę, że wszyscy czegoś chcecie. – Spojrzał na zbliżającą się do jeziora trzecią osobę. – Kapłan? Skąd mam mieć pewność, że nie łżesz? Nawet nie wiem na Ulryka kim jesteście? Nie lubię towarzystwa. - Kapłan, który leczy Flitza, przyjaciel mojego ojca. - Lepiej trzymajcie się w tyle. Mam swoje sprawy na głowie. – Eskil był spokojny. Nie podnosił głosu. - Po co w tyle? Żeby znów ratować cię jak będziesz w opałach? – Dodała druga. Eskil spojrzał na nią ze złością w oczach. - Nie denerwuj mnie babo!
Kobieta wyśmiała go momentalnie i kontynuowała. - Jesteś dobrym wojownikiem, lecz w nerwach opuszcza cię rozum.
- Tak się składa, że jesteście zdane na mnie jeśli chcecie się stąd wydostać. Ja jednak nie jestem skory wam pomagać. Rozumiesz? Weszłyście w las to sobie z niego wyjdźcie! Żadna baba nie będzie mnie poza tym wyciągać z opresji, bo tego nie potrzebuje. Na północy za takie słowa obciął bym ci język, albo tak złoił biczem, że byś wiedziała gdzie twoje miejsce.
Blondynka przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie. W końcu zrezygnowana wsiadła na konia. Eskil zrozumiał, że chyba źle go odebrała. - Czekaj panienko… Pomogę ci.
Ruszyła z miejsca ze smutkiem na twarzy. Tak długo go szukała i teraz się zawiodła. Liczyła na pomoc. Po chwili doszły do niej jego słowa. - Pomożesz? - Tak pomogę. – Zdecydowanie rzekł Eskil. - Zdecydowałeś się? I nie rozmyślisz się? Nie zostawisz mnie?
Eskil zaczynał rozumieć frustrację ludzi na północy, którzy czasami rozmawiali z kimś z południa. Jeśli wszyscy się tak rozwodzą nad każdym zdaniem? Po co się tak męczyć i tyle gadać?
- Skoro przysyła cię kapłan Ulryka. Bogowie mi świadkiem, że ci pomogę. Jednak jeśli łżesz, to pamiętaj, twój łeb spadnie niczym jesienny liść z drzewa. To samo tyczy się reszty. Jestem w środku lasu i obecność trzech kobiet jest dla mnie dziwna. - Wieżę ci, że tak by się stało… - Powiedziała Nicole.
Nagle do całego zamieszania dołączyła niechybnie Elfka po tym co wywnioskował Eskil i podniosła dłoń w powitalnym geście. Uśmiechnęła się przy tym lekko. Eskil kontynuował. Wszystko świadczyło o tym, że wszyscy spotkali się tu przez przypadek. Götz nie wierzył w przypadki.
- Jesteśmy w niebezpiecznej okolicy w środku lasu i trzymamy się razem. Jak się to komuś nie podoba to może już sobie iść. Pomogę tym, którzy chcą. – Wsiadł na konia. – Jestem Götz Eskil Ketilson mówcie mi Úlfapokan. - Jestem Nicole Totenhoffer z Altdorfu. A wy? – Blondynka spojrzała na kobiety.
- Ja nazywam się Katlin z Bergendorf.
Ruszył z miejsca nie zwracając zbytnio uwagi na kobiety. Elfka najmniej go obchodziła. Wyglądała na wiedźmę. To zły omen spotkać wiedźmę w lesie. Jeśli chcą żyć, to będą rozsądne i ruszą za nim. Las skrywa różne tajemnice, większość bardzo niebezpiecznych.
Ostatnio edytowane przez DrHyde : 16-03-2008 o 14:13.
|