Brnąc przez deszcz Abimelech spróbował zaciągnąć hełm bardziej na oczy, lecz był zaciągnięty najbardziej jak się dało. Teraz pożałował, że nie posłuchał żony radzącej włożyć płaszcz na zbroję. Nie myślał o zadaniu ale raczej o tym co w tej chwili doskwierało mu najbardziej – deszcz.
*Co za idiota wymyślił deszcz, nikt go nie lubi, tylko ja, ostatni baran na tej ziemi wystawiam się na jego działanie.*
Koszary wyłoniły się zza mgły. Nareszcie - powiedział z ulgą.
Wszyscy byli na miejscu, kapitan spojrzał na spóźnialskiego nieprzychylnym wzrokiem i zaczął przemowę, zadanie proste, zaginęło parę osób i należało je znaleźć. Usłyszawszy swoje imię Abi się ożywił...
*a niech to szlag trafi* musiał czekać na jakiegoś rycerza. Patrzył zdziwiony. Co to za rycerz?
Wychyliwszy się za drzwi krzyknął za kapitanem : Co to za rycerz? Jak ma na imię?, otrzymawszy odpowiedź ruszył w stronę paleniska i usiadł wyciągając nogi w stronę ognia. Plusem czekania było to, że tu było ciepło i choć trochę mógł się osuszyć. Po co ich szukać, w taki deszcz pewnie pobłądzili – spróbował zażartować, ale kompan tylko się uśmiechnął.
Po krótkim czasie buty zaczęły parować. Siedział cicho nie myśląc o niczym tylko wpatrując się w parę unoszącą się z butów i ogień w tle. Wciąż nieustanne kapanie, trzask kominka i własny oddech, czas płynął wolno a on… oni czekali.
Ostatnio edytowane przez zbik_zbik : 18-03-2008 o 21:16.
|