Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2008, 18:20   #604
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Bagna Zapomnianego Boga
“Ruiny świątyni Jaśniejącego


- Bitwy...Jedna się kończy, druga zaczyna. Nie ma końca.

Głos Liirchy był nadzwyczaj spokojny, zupełnie jakby dla staruszki kolejna wojna była czymś zupełnie normalnym. Z drugiej strony, Aeterveris nie miała pojęcia, jak wiele kobieta przeżyła. Wyglądała bardzo staro, mogła więc widzieć konflikty, o których nimfa nawet nie słyszała. Wszystko zależało od tego, jak długo Liircha żyła na bagnach w odosobnieniu.

Podczas, gdy dziewczyna rozmyślała nad wiekiem staruszki, próbując domyślić się, jak wiele Liircha wie o otaczającym ją świecie i jego historii, czarodziejka zbliżyła się do sporej, kamiennej misy. Aeterveris z zaciekawieniem obserwowała refleksy słabego światła przemykające po wodnej tafli. Woda zdawała się falować, choć tak naprawdę w pomieszczeniu nie było nic, co mogłoby ją wprawić w ruch. Chcąc lepiej się przyjrzeć zjawisku dziewczyna ruszyła za Liirchą i podeszła do misy.

Dopiero teraz Aeterveris zauważyła, że woda tym mocniej faluje im bliżej stała staruszka. Zupełnie jakby sama obecność kobiety wprawiała ją w ruch. Dziewczyna z zainteresowaniem obserwowała, jak strażniczka świątyni przesuwa dłoń ponad misą. W pierwszej chwili Aeterveris myślała, że nie stało się zupełnie nic. Po prostu woda trochę mocniej zafalowała w odpowiedzi na ruch czarodziejki. Jednak dość szybko kazało się, że nimfa była w błędzie. Woda nagle uspokoiła się, a na jej powierzchni uformował się obraz.

Dziewczyna z zainteresowaniem obserwowała, jak po każdym przesunięciu dłoni przez Liirche, widok zmienia się. Z początku wszystkie obrazy łączyły wspólne cechy. Nieruchomość i martwota, zupełnie jak całe bagna. Jednak po którymś z kolei przesunięciu dłoni, w zasięgu wzroku Aeterveris ukazała się dość niepokojąca scena.

Duża grupa jaszczuroludzi szła przez bagno. Było ich tak wielu... za pewne nie mniej niż dwudziestu. Wszyscy wyglądali na wojowników, bynajmniej na tyle, na ile Aeterveris zdołała się im przyjrzeć. Ubrani właściwie tylko w przepaski biodrowe i różnego rodzaju prostą, symboliczną biżuterie z drewna, z dość prymitywną bronią w dłoniach, wyglądali na grupę barbarzyńców. Gdyby nie brak kobiet i dzieci można by pomyśleć, że to jakaś niewielka grupa koczowników szuka nowego terenu do zasiedlenia. Jednak to byli wojownicy i myśliwi, i dziewczyna nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

Zanim obraz się rozmazał i przeszedł w kolejną scenę, Aeterveris dostrzegła jeszcze trójkę ludzi idących w środku pochodu. Związane ręce, nerwowe ruchy i rozglądanie się dookoła, wyraźnie wskazywały, że są to więźniowie. Zanim jednak dziewczyna zdołała im się lepiej przyjrzeć, obraz już przedstawiał inną, pustą część bagien.

W pierwszym odruchu nimfa chciała zapytać Liirche o ten dziwaczny pochód jaszczuroludzi i jego cel. Jednak widząc uważne spojrzenie staruszki, wciąż skupione na falującej tafli, Aeterveris postanowiła poczekać z pytaniami.

Kolejnych parę nieruchomych obrazów, a po nich nieprzyjemny widok. Grupa gnolli uparcie podążała za swoją ofiarą, a staruszka wcale nie pocieszyła Aeterveris mówiąc, że pościg zmierza w tym kierunku. Nimfa w myślach przeklęła upór swoich wrogów, nie chcąc kalać spokoju tego miejsca bluźnierstwem. Jakby miała mało kłopotów, to jeszcze te gnolle nie chciały się od niej odczepić. Dziewczyna coraz częściej myślała, że prędzej, czy później będzie musiała stanąć z nimi do walki. Jednak z dwóch możliwych opcji wolała jednak odległą przyszłość, najlepiej gdy będzie wypoczęta i gotowa. Teraz, gdyby doszło do walki, Aeterveris nie miałaby żadnych szans. Jakie szczęście, że trafiła do tej świątyni i Liirchy, inaczej gnolle zapewne już ucztowałyby na jej zwłokach.

- Zmierzają w tym kierunku, nie ma co do tego wątpliwości... Ale póki jesteś w murach twierdzy, nie wytropią cię... Przynajmniej nie za pomocą magii. To o co chciałaś poprosić, dziecko?
- Pani wybacz, że zanim odpowiem na twoje pytanie, wpierw sama o coś zapytam. Co takiego miałaś na myśli mówiąc „coraz gorzej”?
- Energia magiczna dziwnie się zachowuje... Mythal który otaczający tą twierdzę uległ rozpleceniu i wypaczeniu... Bagno prawie wymarło w ciągu jednego... I ten półmrok. Zupełnie nie rozumiem co się dzieje ostatnio.
- To wina magów, pani. Zapewne słyszałaś o Wojnie Magów? Jej skutkiem właśnie stało się to załamanie w magicznym polu, czy jak tam mędrcy nazywają to zjawisko. Magia całkiem oszalała i stała się bardziej niebezpieczna niż najpotężniejsza broń, którą kiedykolwiek stworzył człowiek. Z chęcią bym opowiedziała więcej o tym, jak obecnie wygląda świat poza bagnem, ale obawiam się, że nie mam teraz dość czasu. Powiedziałaś pani, że gnolle nie trafią tu przy pomocy magii, ale zwyczajnym metodami już mogą? Jeżeli ta, to chyba najlepiej będzie jeżeli, jak najszybciej opuszczę to miejsce. Nie chciałabym narażać cię na niebezpieczeństwo.


Staruszka spojrzała w oczy nimfy z niedowierzaniem, a gdy dostrzegła, że ta mówi poważnie, nagle zaczęła się śmiać. Aeterveris z zaskoczeniem patrzyła na ten wybuch wesołości i dobrego humoru. Nie wiedziała, czym tak bardzo rozweseliła czarodziejkę, jednak zagadka rozwiązała się dość szybko. Liircha opanowała śmiech i powiedziała już spokojnym głosem, w którym jednak wciąż słychać było drobne nutki rozbawienia.

- Niebezpieczeństwo? Dziecko co ty mówisz? Naprawdę sądzisz, że jakieś gnolle stanowią dla mnie zagrożenie?- staruszka podeszła do najbliższego grobowca, oparła się o niego plecami i dumając mówiła dalej- Wojna Magów? Oni zawsze wojują... Niby czemu akurat ta miałaby coś zmienić. Skoro poprzednie nie wpłynęły... Nie rozumiem tego. Gnolle... tak. Gnolle na pewno wytropią. W końcu to gnolle.

Przez chwilę Aeterveris milczała nie chcąc przerywać staruszce jej rozważań. Tak naprawdę nie chciała opuszczać świątyni, ale z drugiej strony nie miała większego wyboru. Nie mogła z czystym sumieniem czekać tu na przybycie gnolli i narażać Liirchy na niebezpieczeństwo, niezależnie od tego, jak stara i potężna była kobieta. Musiała więc dokonać wyboru, a im dłużej by zwlekała, tym trudniejszy stałby się dla niej. W końcu, zebrawszy się w sobie, Aeterveris odezwała się swoim przyjemnym, melodyjnym głosem, przypominającym ptasi trel.

- Proszę więc pani, wskaż mi drogę do Phalenpopsis, a ja niezwłocznie udam się w dalszą drogę.
- Phalenpopsis? Nie znam... Nigdy nie słyszałam o takim miejscu. Po prawdzie od wieków nie kontaktowałam się ze światem zewnętrznym. Tak było bezpieczniej... i dla mnie... I dla świata.
- rzekła staruszka zdziwionym tonem głosu.

Odpowiedź Liirchy zbiła Aeterveris z tropu. Dopiero po chwili dziewczyna zrozumiała od jak dawna staruszka mogła nie opuszczać bagien. Nimfa wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby okazało się, że za młodych lat kobiety nie istniały jeszcze plany wybudowania Phalenpopsis. Ale dlaczego taka izolacja miała być bezpieczniejsza? Ciekawska natura Aeterveris nie pozwoliła jej pominąć tych słów milczeniem, tym bardziej, że zbyt kojarzyło jej się to z działaniami innych nimf, które również wycofały się ze świata. Po chwili zastanowienia, nimfa odezwała się z zaciekawieniem w głosie.

- Dlaczego tak miało być bezpieczniej dla innych? Zapewne posiadasz wielką wiedzę, pani. Czy nie dałoby się jej użyć dla dobra zwyczajnych, przeciętnych ludzi, którym los nie sprzyja w tych czasach?
- Widziałaś płaskorzeźby, prawda? Minęłaś trupy sprzed wielu lat. Naprawdę uważasz, że kto... cokolwiek znajduje się w tej twierdzy można użyć dla dobra innych?
- spytała enigmatycznie staruszka.

W pierwszej chwili na usta Aeterveris nasunęło się proste pytanie: „A co kryje się w tych ruinach poza tobą pani?”, jednak dziewczyna ugryzła się w język. Liircha wydawała się całkiem miła i sympatyczna, więc to nie ona była tym groźnym „czymś”. Ale skoro nie ona, to co? Czego strzegła ta stara kobieta?

Pytań było bardzo wiele, ale nimfa wiedziała, że teraz nie ma czasu na ich zadawanie. Musiała uporać się z dwoma innymi problemami, które zdawały się teraz ważniejsze niż gadanie o mitycznych potworach, czy straszliwych, przeklętych przedmiotach. Aeterveris znała wiele takich opowieści i aktualnie nie potrzebowała kolejnej. Zamiast tego, jej myśli powróciły do trójki więźniów jaszczuroludzi. Po tym, co dziewczyna widziała na płaskorzeźbach, musiała się dowiedzieć jaki los czeka schwytanych przez jaszczuroludzi.

- A ci ludzie... więźniowie jaszczuroludzi. Czy to jacyś nikczemnicy? Co z nimi będzie?
- W dawnych wiekach... Gdy Yuan-ti władali tą twierdzą. Zniewolili tutejsze plemiona jaszczuroludzi i wmówili kult Wężowego Boga... Nie był to jednak kult Wiecznego Węża... O nie. Yuan-ti nie pozwoliliby by byle podrzędna rasa czciła ich bóstwo. Wężowy Bóg był ich wymysłem. Jego pomnik stoi na terenie twierdzy. Tam jaszczuroludzie zanosili ofiary, złapanych ludzi... W zależności od kaprysu Yuan-Ti kazali zostawić jeńców żywych bądź złożyć w ofierze. Polecenia wydawali nadając posągowi pozory życia. Choć Yuan-ti od dawna nie ma, to jaszczuroludzie kultywują dawne zwyczaje. W przypadku, gdy są kłopoty składają ofiary. Co prawda uczyłam ich poprzez posąg by składali dary z żywności... Ryb i owoców. Musieli jednak uznać, że tym razem ryby i owoce to za mało. A ja ostatnio, całą moc czarodziejską jaką posiałam, musiałam użyć by podtrzymać mythal, a niewielką mocą objawioną jaką dał mi Jaśniejący nie jestem w stanie użyć posągu.


Aeterveris zaniemówiła. Czyli jednak tych ludzi czeka śmierć? A ona nie zdoła im pomóc? Bo niby, jak miała sama, zmęczona i wyczerpana, poradzić sobie z dwudziestką wojowników. Dopiero po chwili, w zmęczonym umyśle nimfy zabłysła myśl, że przecież wcale nie musi zniszczyć całego oddziału. No i wcale nie jest sama. Tuż przed nią stała przecież Liircha. Musiały tylko wymyślić jakiś podstęp. Tylko łatwiej było to powiedzieć, a trudniej zrobić. Zmęczony umysł odmawiał współpracy, a ciało domagało się choć odrobiny snu. W końcu Aeterveris uznała, że tak, czy inaczej sama nie da sobie rady. Spojrzała więc w oczy staruszki ze smutkiem i na nowo zabrała głos.

- Ale... chyba nie pozwolimy, żeby ci ludzie zostali złożeni w ofierze? Przecież musimy im jakoś pomóc! Prawda, że możemy ich uratować?
- Nie wiem... Mamy trochę czasu. Dotarcie tutaj zajmie Ssaa'gothowi wraz niewolnikami ponad godzinę.


Ssaa'goth… Dziewczyna nie znała tego imienia, ale w myślach już dodała jej do listy istot, którym miała dać w mordę, najlepiej tak, żeby przez miesiąc nie mogli nic przeżuć. A w szczególności ludzkiego mięsa. Co za tępak z tej przerośniętej jaszczurki! Składać żywą, myślącą istotę w ofierze dla jakiegoś podłego bożka! Nawet jeśli była to jakaś wielka tradycja, to skoro Yuan-ti już nie było w tych okolicach, to po co ją kultywować? W szczególności, jeżeli bożek sam, albo raczej z drobną pomocą Liirchy, domaga się ofiar w postaci owoców i ryb.

Pożar gniewu narastał w sercu Aeterveris, gdy ta sama wciąż dokładała oliwy do płomienia swojej złości. Dłonie odruchowo zaciskały się w pieści i na nowo rozluźniały, podczas, gdy umysł szukała jakiegoś sposobu na ratunek dla porwanych przez jaszczuroludzi. W końcu, zapalona przez emocje Aeterveris zaczęła wykładać staruszce plan powoli rodzący się w głowie nimfy.

- Pani mówisz, że magia dziwnie zachowuje się tu na bagnach. A potrafiłabyś w przybliżeniu określić, jak wielkie są zmiany i jak niebezpieczne jest używanie na tym terenie czarów? Bo jeżeli da się w miarę normalnie czarować, być może znalazłam rozwiązanie, które pozwoli nam załatwić dwa problemy za jednym razem. Mogłybyśmy pozwolić jaszczuroludzią zbliżyć się do pomnika ich boga, a wtedy ja przy użyciu magii wywołałabym głos ich bóstwa. Przekaz byłyby prosty. Bóg jest coraz bliżej szału, ponieważ do świątyni zbliżają się intruzi, którzy chcą ją sprofanować i zniszczyć święty pomnik. Jaszczuroludzie mieliby porzucić swoje żywe ofiary przy ołtarzu, tak by bóg mógł samemu się obsłużyć i zaspokoić swój głód, a następnie ruszyć przegnać intruzów i uśmierzyć tym samym gniew boga. Oczywiście owymi intruzami jest pewna banda gnolli zbliżająca się w kierunku świątyni. Nawet pomimo swojego wyszkolenia i wyposażenia, gnolle zapewne ugną się pod ponad trzykrotną przewagą liczebną przeciwnika. A gdy gnolle i jaszczuroludzie będą zajęci walką lub wzajemny ganianiem się po bagnie, my zaopiekujemy się więźniami. Co o tym myślisz pani?
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 16-03-2008 o 23:05.
Markus jest offline