Victor siedział w fotelu przyglądając się pierścieniowi, ładna, naprawdę ładna krasnoludzka robota, chętnie by go zatrzymał ale to za duże ryzyko, krasnal na pewno jeszcze jest w mieście, a obnoszenie się z takim kradzionym cackiem to skrajna nieostrożność, a nieostrożny złodziej to martwy złodziej jak mawiał mistrz Edward. Najlepiej będzie przejść się do Albera, stary paser na pewno da mu za niego dobrą cenę, a za to kupi sobie podobny na targu. Jak tylko przestanie padać. Westchnął głęboko po raz kolejny przeklinając paskudną pogodę, przez chwilę jeszcze wylegiwał się grzejąc nogi oparte na pufie ciepłem dogasającego kominka. W końcu pogrzebaczem rozgrzebał ostatnie jarzące się węgielki, schował pierścień do sakiewki i ruszył w noc.
*Najpierw wygrzać się i napchać w Zagrodzie, potem do tego szczwanego lisa Alberta*. Po chwili w mieszkaniu rozległ się cichy stuk zamykanych na klucz drzwi i głuche odgłosy kroków Victora schodzącego po schodach na parter.
*
Cholerna pogoda* - wiatr dął potwornie, a deszcz tak zacinał że nawet przejście pod balkonami, tak przecież powszechnymi na Alei Wiązów, suchą nitką graniczyło z cudem. Zaklął głośno, naciągnął na głowę kaptur płaszcza i ruszył szybkim krokiem w stronę przedmieść.
Królewska Głowa
Przemoczony Victor praktycznie wbiegł do karczmy zatrzaskując drzwi całym swoim ciężarem -
Pieprzony desz- Zdjął mokry płaszcz i rzucił na oparcie krzesła stojącego zaraz przy kominku, prawdę mówiąc miał zamiar udać się do Zagrody, gdzie podawali tani alkohol niepewnego pochodzenia, ale zdecydował się na coś bardziej wykwintnego, a raczej zdecydowała za niego pogoda. Padało tak okrutnie że ledwo co opuścił Aleję Wiązów miał dość i przeklinał się w myślach za sam pomysł wyjścia z kamienicy. -
Caroline kochanie, daj mi coś do jedzenia i karafkę wina ze Smoczej Marchii- uśmiechnął się szeroko do dziewki karczemnej i rozsiadł się wygodnie na krześle przyglądając się innym gościom. Po prawdzie to nie było zbytnio komu się przyglądać, ubrany w szkarłatną szatę grajek brzdąkał na lutni śpiewając smętną pieśń z okolic południowej części wybrzeża morza Iryjskiego, jakaś podstarzała "dama do towarzystwa" czarowała młode paniczątko usilnie namawiając go do wypróbowania jej wdzięków w jednym z pomieszczeń na piętrze, do tego należało dodać gromadkę miejscowych i dwóch średniozamożnych kupców - nic specjalnego. Jednooki złodziej ściągnął zabłocone buty i ustawił je obok kominka żeby wyschły –
Się wysuszy się wykruszy- Stwierdził filozoficznie i zajął się słuchaniem barda w oczekiwaniu na posiłek.