Marek wypadł na zewnątrz.
Nie!
Gigantyczna bestia, porośnięta futrem z ostrymi kłami i wielkimi pazurami wypadła przed budynek raniąc ziemię i rozdzierając drewnianą framugę niczym materiałową zasłonę.
Crinos potoczył wzrokiem w koło. Jakby szukając ofiary dla swego gniewu i siły. Przytłaczał.
Zaledwie chwilę później bestia pozbawiona ludzkich emocji rzuciła się w bok w szaleńczym pędzie. Warcząc i dysząc ciężko okrążał budynek zmierzając w stronę wyjścia i swych towarzyszy.
Umysł, jaźń i percepcja Marka atakowana była silnymi, zwierzęcymi impulsami. Silne wonie, wyraziste kształty, bicie serca. To wszystko było niepoślednio silniejsze. Żywsze. Pełne energii. Ale tym co najmocniej wdzierało się w jaźń Marka była siła i adrenalina. Poczucie potęgi i nieokiełznanych możliwości młodego wojownika Gai. Czuł że cokolwiek stanie mu na drodze, to z przyjemnością w nie uderzy. Strach? A czym że jest strach?
Marek wyczuwał zmianę. To że ludzkie emocje na chwilę odeszły na bok. To że nie był do końca racjonalny. To że Zew Gai wypełniał i dominował każdą jego komórkę. Dla kogoś mogło to być niebezpieczne. Niepokojące i groźne. Tak tracić nad sobą kontrolę?
Dla Ahrouna to było nic. Zmiana jaką niósł Szał była znacząca. Ale była jego. Była naturalnie wpisana w jego duszę. Ta przerażająca zmiana była dla Marka jak oddychanie lub chodzenie.
A jednak kiedy zatrzymał się koło drzwi wodząc wzrokiem za swą watahą znów zdawał się opanowany i spokojny.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |