Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2008, 19:37   #606
g_o_l_d
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Phalenopsis, Koszary, Plac Apelowy

Gedwar oprał się na drewnianym trzonie swojej broni i z trwogą wymalowaną na twarzy wsłuchiwał się w słowa mistrza Luciana

- Wybacz mi Panie moją śmiałość, ale jestem przekonany, że pan i władca tego pięknego miasta nie bez powodu czeka z ofensywą. Nie umiem znaleźć powodu, dla którego miałby zwlekać. Na pewno robi wszystko, co w jego mocy, by uratować swój lud. Bogowie mają nas w swojej opiece.


W głosie paladyna można było wyczuć nutkę niepewności. Gedwar najwyraźniej sam podświadomie nie wierzył w słowa, które padły z jego ust. Dlaczego? Przecież poświęcił życie na krzeszecie wiary w sercach bliźnich. W jego sercu zawsze pojawiały się wątpliwości, gdy wkoło bezsensownie ginęli ci, którym miał nieść nadzieję. Nim jednak mężczyzna zdołał zebrać swoje myśli do kupy, na placu Apelowym rozległ się donośny głos mistrza dwuręcznego miecza:

- Uformować szyk i przygotować się do wymarszu!

Ciemne oczy Gedwara zwróciły się w stronę twarzy mistrza Luciana. Pod kamienną maska obojętności spojrzenie paladyna próbowało dostrzec chociażby oznakę niepewności. Jeszcze przed chwilą ganił ich za to, jak miernymi są wojami. Teraz było już za późno na naukę. Wielki mistrz musiał przecież wiedzieć, że posyła tych nieszczęśników na pewną śmierć. Nie miał jednak innego wyjścia, bo cóż innego mógł uczynić?

- Panie nim ruszycie pozwól mi zadać sobie ostatnie pytanie.
- Niebieskie oczy Luciana zwróciły się w stronę Gedwara, wyczekując kolejnych słów.

- Zanim ułożę się na spoczynek, chciałbym wznieść swe modły przed ołtarzem mego patrona, jednak wspomniał pan, że dzielnica świątynna przepadła. Słyszałem wiele plotek, którym nie mogę dać wiary. Racz mi Panie wyjaśnić co takiego się stało.

- Słyszałeś opowieści...Prawda? O snopie czerwonego światła? To wszystko prawda. Uderzył z góry pojedynczy promień świetlny, który następnie rozszerzał się z dużą prędkością...Niewielu zdołało uciec. Ci którzy mieli to szczęście twierdzili, że wypaczał wszystko co znalazło się w jego blasku. Ja sam widziałem to z daleka...Wraz z Waldorem, nieżyjącym już komendantem straży miejskiej, Daviusem i innymi urzędnikami zakonnymi niższej rangi negocjowaliśmy z Wielką Radą Gildii kwestię kilku pustostanów, które chcieliśmy przeznaczyć na tymczasowe kwatery dla rekrutów do straży miejskiej oraz rozszerzenie liczebności i kompetencji straży...Ale to już inna historia. Co zaś do samej Dzielnicy Świątynnej. Nikt, kto się tam udał...Nie wrócił. O ile wiem Szkoła Oświeconych wysłała co najmniej dwie wyprawy. Obie zakończył się całkowitą klęską. A magowie którzy w nich uczestniczyli zostali spisani na straty. Z drugiej jednak strony, potwory z wrogiej, które tam weszły, również zaginęły...Wierz mi, lepiej od Dzielnicy Świątynnej trzymać się z daleka.

- Rozumiem panie, twe słowa będą mi przestrogą.

Gedwar odchodzÄ…c skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ lekko przed mistrzem Lucianem. Wkrótce potem stukot maszerujÄ…cych stóp rozbrzmiaÅ‚ poÅ›ród uliczek Phalenopsis. Paladyn trzymaÅ‚ siÄ™ w pewnej odlegÅ‚oÅ›ci od niezdarnie uformowanego szyku. Kontem oka lustrowaÅ‚ przerażone spojrzenia ludzi, sparaliżowanych strachem przed Å›mierciÄ…. Pokracznie trzymany oręż i zbroje pozornie speÅ‚niaÅ‚y swoje zadanie. Nienależycie dopasowane, peÅ‚ne wgnieceÅ„ krÄ™powaÅ‚y ruchy. Waleczne serce paladyna ponownie zaczęło rwać siÄ™ do boju, gdy do uszu paladyna dobiegÅ‚ szczÄ™k Å›cieranego oręża. Mężczyzna zamarÅ‚ w pół kroku. Do jego uszu dotarÅ‚ znów ostatnie tchnienia konajÄ…cych. Twarda dÅ‚oÅ„ zacisnęła siÄ™ na trzonie mÅ‚ota. NagÅ‚y przeszywajÄ…cy ból przypomniaÅ‚ o rannym ramieniu. Bolesne otarcia i rana boku szybko ostudziÅ‚y jego zapaÅ‚. Bezradność byÅ‚a chyba doznaniem, do którego paladyn żywiÅ‚ najwiÄ™kszÄ… nienawiść. PoroÅ›niÄ™ta krzaczasta brodÄ… twarz opadÅ‚a pomaÅ‚u ku brukowemu kamieniowi. Ciężkie niczym z kamienia stopy skierowaÅ‚y siÄ™ w stronÄ™ gospody. ZmÄ™czone powieki opadaÅ‚y nad misa peÅ‚nÄ… strawy. Jeszcze przed zachodem sÅ‚oÅ„ca obmyte i opatrzone ciaÅ‚o legÅ‚o w puch miÄ™kkiej poÅ›cieli. Pomimo obezwÅ‚adniajÄ…cego znużenia sen i ukojenie nie chciaÅ‚o przyjść.”NatÅ‚ok myÅ›li. To mnie niszczy. Trzeba walczyć, wygrać, zniszczyć. To co boli, niepokoi, mieć oparcie w kimÅ› kto koi...”. BÅ‚ogi spokój nie trwaÅ‚ dÅ‚ugo. Gedwar gwaÅ‚townie siÄ™ podniósÅ‚. Jedna myÅ›l, dodaÅ‚a mu siÅ‚. Ona znów go natchnęła. WiedziaÅ‚, że to ona, bo któż inny? Nie minÄ…Å‚ kwadrans, a on w peÅ‚nym rynsztunku zbiegaÅ‚ w dół drewnianych schodów. WybiegÅ‚ przed karczmÄ™. Chwyciwszy pierwszego poczciwca za ramiÄ™, rzekÅ‚ bez ogródek:

- Wskaż mi drogę do siedziby Wielkiej Rady Gildii.
 
__________________
Nie wierzÄ™ w cuda, ja na nie liczÄ™...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d
g_o_l_d jest offline