Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2008, 23:07   #27
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
- O... kurwa... - Stęknął Doug. Na jego pobrużdżonej twarzy malowało się coś na kształt zdziwienia. Nie spodziewał się młodziutkiej, drobniutkiej dziewczyny za kółkiem takiego potwora - zwłaszcza, że ta drobniutka, malutka dziewczyna przed chwilą rozpędziła prawie w pojedynkę cały gang na cztery wiatry.
Dziewczyna popatrzyła bystro na mężczyznę, a słowa, jakie wypowiedział zdawały się być komentarzem odnośnie całej tej walki z gangerami. Zauważyła ranę na jego ramieniu i nie zastanawiając się długo, wskoczyła do kabiny, i wróciła po chwili z powrotem z płócienną torbą ze znakiem czerwonego krzyża. Patrzył na nią ze zdumieniem, aż stanowczym ruchem nie wręczyła mu torby.
Obok przejechał jakiś Hummer, a ze środka pomachał jej jakiś koleś. O ile sobie dobrze przypominała, machał też do niej a starcie. Nie zastanawiając się zbytnio, odmachała mu na pożegnanie. Jaki ten świat jest mały.
- Masz, zajmij się sobą zanim się wykrwawisz.
Doug przyjął i na jego twarz powrócił zwyczajowy, spokojny, ospały wyraz.
- Dziękuję. - Mruknął i usiadł, opierając się plecami o koło Autokaru, grzebiąc jednocześnie w torbie. Na medycynie znał się jak bóbr na przewidywaniu pogody, ale miał nadzieję, że znajdzie i rozpozna czyste bandaże i coś do przemycia rany.
- Nie ma, za co. Chodziło mi tylko o benzynę, ale nie ma co tu za bardzo zbierać... - Odparła oglądając pobojowisko. Podeszła do swojego AK i podniosła go i założyła go na ramię. Ciekawe zdarzenie, miała dosyć mało paliwa, dlatego zdecydowała się pomóc temu facetowi. Zresztą, zrobiła to pod impulsem chwili. W Detroit, gdy jakaś banda idiotów zbierała się na ulicy grzechem było nie wjechać w nich. Taka okazja kusiła bardziej niż szklanka whiskey postawiona przed abstynentem recydywistą. Gość się nawet nie przedstawił, mimo iż uratowała mu dupę. W sumie nawet mało ją to obchodziło, jednak rozpoznała w nim jednego z uczestników Wyścigu. Zresztą, wyglądał jak typowy Mex, albo ktoś w tym rodzaju, jak choćby Turek, a ich jest pełno tutaj, podobnie jak meksów. Każdy jest podobny, od cholery ich było podobno przed wojną. A może to byli chińczycy?. Dodajcie czapeczkę, rozbiegane oczka, małpkę na ramieniu i dywan w rękach, a macie typowego Turka. A gangerzy? Kolejni idioci, którzy dali się staranować, tu chodzi tylko o gamble. A gamble pozwalają ci przeżyć, taka jest smutna prawda.

Podczas, kiedy jej nowy znajomy się opatrywał, CJ 'zbierała fanty. Zajęło jej to dość sporo czasu, szkoda jednak, że motory wraz z ich byłymi właścicielami rozleciały się na wszystkie strony świata. Mogła ich trochę lżej potraktować, ale wtedy miałaby marne szanse. W duchu jednak radowała się z tego czynu, jeszcze nigdy nic podobnego jej nie wyszło. Może to po części fakt, że mało miała okazji zapuszczać się autostradą, gdzie prawie zawsze czają się gangerzy. Tym razem miała nadzieję oskubać ich, a nie zostać oskubaną, z tą ilością paliwa jakiego miała nie starczyłoby jej nawet na dwie setki. Po prostu cud. Trafił się jej jakiś Desert Eagle, 2 beretty, 3 colty, nawet drugi kałasz. Łącznie jakieś 70 pestek do tych broni, znalazła nawet dwie działki tornado, ale schowała je szybko do kieszeni. Po co dzielić się z nieznajomym czymś takim? Bronie ułożyła przy kawałku gruzu obok zderzaka swojego tira, po czym wzięła z kabiny kilka kanistrów i zaczęła „pozyskiwać” paliwo z wraków. Zrobiła z trzy rundki. Przy ostatniej już cała uradowana myślała, że uda jej się uzbierać na drugą setkę, gdy nagle się wyrżnęła. Przejechała chwilkę na gazrurce po czym poleciała do tyłu, wyrzucając ciężki kanister do przodu. Powietrze przecięła wiązanka przekleństw, skierowana do tego „pierdolonego” kawałka rury. Wstała z obolałym tyłkiem i chwiejnym krokiem podeszła do dziurawego kanistra, z którego wylewała się bezbarwna ciecz. Ze złością kopnęła przedmiot, po czym zrezygnowana podeszła do swojego Tira. Usiadła obok Turka, nic do niego nie mówiąc. Wyjęła zza biustonosza dwa pety, jednego wręczając mężczyźnie. Wyglądał dosyć niewyraźnie, jednak rana, jaką dostał była dość powierzchowna. Pocisk otarł się o ramię, i tak mógł mówić o dużym szczęściu, ale taka rana piekielnie bolała i trudno się goiła. Była cała nabuzowana tą stratą paliwa. Wyjęła zapałki, i zapaliła swojego papierosa. Podsunęła pudełko facetowi obok, jednak ten odmówił. Schowała je z powrotem. Zdjęła swój czerwony beret, a na jej twarz spadła chmura rudych włosów.

Zaciągnęła się porządnie, dym drażnił jej gardło. Wdech. Następnie wydech. Potem jeszcze raz. Tak wyćwiczona czynność wychodziła automatyczne, jednak CJ lubiła się skupiać na paleniu. Odnajdywała w tym jakiś spokój, być może bardziej na tym się koncentrowała niż na samym działaniu papierosa. Chwilę potem nikotynowy dym rozległ się wszędzie. Spowijał wszystko półprzejrzystą mgiełką i wsiąkał weń. Odprężyła się, rozłożyła skrzyżowane nogi przed sobą. Zaciągnęła się, i odwróciła do mężczyzny, którego niedawno uratowała. Chuchnęła mu w twarz, odwracając jego uwagę. Chwilę patrzyła mu w oczy, po czym odwróciła twarz, zakrywając prawy policzek swoją czupryną.
- Tak właściwie… to jak ty kurwa, masz na imię?- Zapytała. Mężczyzna milczał przez chwilę, obracając w palcach papierosa, po czym włożył go do ust i zapalił wyjętą z kieszeni dżinsów zapalniczką.
- Jestem Doug. - Mruknął głębokim głosem, wypuszczając kłąb zielonkawego dymu. Przez chwilę dwójka siedziała w milczeniu. – No, więc… skąd się tu wzięłaś?- Zapytał niezręcznie monter, po czym wstał ze stęknięciem i poszedł przyjrzeć się zebranym przez dziewczynę rzeczom.
CJ westchnęła ciężko, obserwowała go przez chwilę spod wpół przymkniętych powiek.
- Z kosmosu kurwa... - rzuciła beztrosko, po czym zaśmiała się na głos.
- ... Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. - dokończyła, opanowując się.
Doug udał, że nie dosłyszał, i nadal w milczeniu przyglądał się broni gangerów.
- Bierzesz udział w Cannonball, prawda? - Spytał, ni z tego ni z owego. – Widziałem cię na starcie. Dzięki jeszcze raz za pomoc, ale nie chcę cię zatrzymywać. Z twoim wozem wszystko w porządku? - Spytał.
- Taa. - Odparła, wstając. Dopaliła papierosa, po czym cisnęła nim niedbale gdzieś w dal. Podeszła do niego, kładąc swój karabinek obok drugiego.
- Ja biorę te trzy cacka. - przeszła od razu do rzeczy, wskazując nogą na Deserta, oraz 2 colty,
- ...oraz połowę pestek do kałacha, i połowę dziewiątek. - po czym uśmiechnęła się do Douga. Wolała tę sprawę załatwić najprościej, ona pomogła, więc siłą rzeczy jej się to należało, tak myślała. Owszem, mężczyzna mógł w tej chwili sprzątnąć, jednak zlekceważyła to. Po całym tym incydencie w Detroit teraz czuła się jak szczur złapany w pułapkę, nawet lepiej by było, gdyby po prostu zniknęła. Wyścig dał jej szansę zmyć się z tego syfu. Być może nawet, jeśli wygra, będzie mogła odkupić jakoś swoje winy, ale, jak ktoś powiedział, trzeba żyć tym, co się ma.
Doug roześmiał się sucho, po czym odwrócił się. – Szczęścia. - Rzucił przez ramię i podpierając się swoja pompką odszedł w kierunku swojego pojazdu, nie roszcząc sobie praw do żadnej z rzeczy. Rzeczywiście, dziewczynie przyda się szczęście z takim podejściem - dyktowanie zasad człowiekowi z naładowaną strzelbą w ręce mogłoby skończyć się inaczej, gdyby nie trafiła na Douga, tylko kogoś mniej... Miłego.
Bo Doug to jest, normalnie, dusza człowiek.
Drętwiak, rzuciła w eter za nim, jednak zdawał się tego nie słyszeć. I dobrze. CJ zdziwiła się też sama sobie, normalnie zaprotestowałaby stanowczo i wepchnęła kilka z tych gnatów mu do rąk, jednak, skoro nie chce… jego strata. Nie wydawał się zbyt szczęśliwy tym, że ktokolwiek uratował mu życie. Nim się obejrzała wsiadł do samochodu . Zakręcił i odjechał. CJ jak poparzona rzuciła się za nim, posyłając wiązankę przekleństw.
- Ty głupi sukinsynie! Tak mi dziękujesz?! Ty się ciesz lepiej, że nie pozwoliłam ci umrzeć! Mogłeś zdechnąć jak pies! Słyszysz mnie?! Stój, ty pieprzony bydla… arght! – wrzeszczała wściekła dziewczyna. Na nic jednak to się zdało, mimo iż krzyczała wcale głośno, samochód wcale się nie zatrzymał. Postępowanie Douga wkurwiło ją strasznie. Co on sobie myśli, że może ot tak sobie ktoś przybyć, i go uratować? Powinien jej paść do nóg, i jeszcze błagać o litość!

Drżącymi rękami sięgnęła po kolejnego papierosa. Nigdy nie paliła wcześniej więcej niż jednego dziennie, a to już był jej trzeci pet. To życie w stresie nauczyło jej takiej maniery, wszystko przez ten pieprzony układ z Detroit. Chodziła w tą i z powrotem, czasem spoglądając w dal za znikającym już wozem. Oparła się o grill, po czym osunęła na ziemię, tuż obok pistoletów. Oparła głowę na kolanach, i siedziała tak chwilkę, dopóki nie przypomniała sobie o otaczającym ją świecie. Niech cholera weźmie to wszystko, pomyślała. To była jedna z tych chwil, w której człowiek chciałby po prostu usiąść nic nie robić. To, czego dokonało, rozpierało ją dumą, ale i ta została szybko przyćmiona przez późniejszą sytuację. Niestety, przez tą całą bezczynność pewnie teraz jest całe wieki za wszystkimi uczestnikami Wyścigu, za gigamutem pewnie też. Zapakowała manatki na wóz, dolała do baku benzynę z kanistrów. Wyszło jakieś 20 litrów z hakiem. Spojrzała w niebo. Minęło sporo czasu od startu, plus z tego taki, że ma akurat na drogę do najbliższej mieściny gdzie pewnie skroją z niej w handlu jak nigdy, ale cóż, takie jest życie. Zresztą, nigdy nie była dobra w te klocki. Wsiadła do ciężarówki, beret rzuciła na siedzenie obok, na którym było pełno spluw. W stacji przełączyła na jakiś utwór, i w rytmach Metallici ruszyła w dalszą drogę...

[MEDIA]http://youtube.com/watch?v=tGN_ZBMnljo[/MEDIA]
 
Revan jest offline