Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2008, 15:47   #36
Lord Artemis
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
muzyka


Borys szedł zatłoczoną ulicą... Ściemniało się...Zmierzał w kierunku koszar Reiksguard... Z głównej ulicy zboczył w wąską uliczkę, aby skrócić sobie drogę... Na wprost niego wyskoczyło dwóch mężczyzn. Zatrzymał się...

- Szlag- Mruknął pod nosem i wyszarpnął miecz...

- Nie ma potrzeby wyciągać miecza Panie Borys...- Odezwał się czyjś głos za jego plecami. Borys odwrócił się.... W jego kierunku zbliżało się trzech mężczyzn.... Schował miecz i uspokoił się trochę, gdy spostrzegł, ze są ubrani w tuniki strażników oraz noszą godła Altdorfu...

- Przestraszyliście mnie Panie....Eeeee??- Zapytał Borys....

- Veron Kapitan straży miejskiej... – Przedstawił się jeden z nich.- Bać dopiero się Pan będzie...Mam rozkaz Pana zatrzymać, i nie radzę stawiać oporu. To bez sensu....

Borys stał jak wcięty.. Aresztują?? Jego, za co? I chyba było oczywiste, że nie będzie stawiał oporu skoro stoi sam w ciemnej uliczce a przed nim i za nim Imperialni żołnierze....

- Na jakiej podstawie dochodzi do aresztowania??- Zapytał chłodnym i twardym głosem Borys.

- Proszę złożyć miecz i pójść z nami wszystko wytłumaczę Panu w Garnizonie....


Borys żałował! Bardzo. Wisiał teraz z rękami uwieszonymi u sufitu. Całe ciało Borysa znaczyły ślady bicia oraz „gęsia skórka” powstała na wskutek chłodu jaki panował w lochach.
Borys zwiesił bezwładnie głowę.... Krew z warg napływała mu do ust. Jedno oko miał całkowicie napuchnięte i ledwo widział na nie swoich oprawców...

-Borysie...- Rzekł Veron siedzący na stołku pod wejściem do lochów i patrzył na nagiego mężczyznę.- Czy ty jesteś aż tak głupi, żeby chronić tego człowieka??? Za cenę własnego życia? Bez sens... Mówię ostatni raz...Powiedz mi gdzie Jest Úlfapokan... Jesteś żołnierzem Imperium a to do czegoś zobowiązuje... Człowiek, którego poszukujemy jest przestępcą... I lada dzień rozwiesimy Listy gończe za jego głową... A karą za ukrywanie tego człowieka jest śmierć!!

-Pieprz się!!- Rzekł Borys wypluwając przy okazji kawałki zębów oraz krew...Po chwili pięść stojącego z boku kata zmiażdżyła mu żebra.... Borys wygiął się, jednak kajdany na rękach trzymające go w górze nie pozwoliły mu na więcej... Zwiadowca czuł jak słudzy Morra łapią go za ręce i unoszą jego duszę do krainy Boga umarłych.... Ból ustawał...

- O nie koleżko!!!- Krzyknął czyjś głos- Jeszcze nie.. Najpierw powiesz mi gdzie dokładnie jest Ufapokan...

To nie był koniec...To był dopiero początek...Borys musiał to przyznać- Kat znał się na rzeczy.... I to aż za dobrze..........

- Ta głupia wiedźma pomogła nam bardziej niż myślała!!!- Rzekł ucieszony Veron stojąc na ulicy- Nie dość, że załatwiła sługę Nurgla i ściągnęła z nas ten problem, jakim było by zlikwidowanie tej pokraki... A co ciekawsze to w dodatku pozwoliła nam na pewne twórcze rozwiązania sytuacji.... Klejnot znajdzie się... Doprowadzi nas do niego wynajęty przeze mnie człowiek... Aha ten Zwiadowca nie jest już także problemem... Nie mówił zbyt wiele...- Na twarzy Kapitana zagościł paskudny uśmiech-. Przekaz Memu Panu, ze plan idzie według jego myśli. I potwierdziły się jego przypuszczenia, co do kierunku przemieszczania się niejakiego Esklia Ketilsona... Przekaż także Panu, że jutro wystawię List Gończy na Eskila, który może nam zepsuć cała sprawę.... - Veron zakończył rozmowę ze stojącą w cieniu postacią i odszedł....

************** ******************* ******************** *******************

Miasto Altdorf wyznacza Cenę za żywego lub martwego:

Götza Eskila Ketilson zwanego 'Úlfapokan'

10,000 zk






Jest on odpowiedzialny za śmierć Kapłana Ulryka, śmierć szanowanego Zwiadowcy Borysa a także zamieszany w zabójstwo Generała Gustawa von Flitz...





Podpisano
Kapitan Straży Miejskiej w Altdorfie

Veron von Schmutz
********************* ************************* ******************** ******

Angarad

Człowiek rozwarł lekko oczy.... Zasnął...Cholera by to wszystko wzięła!!! Nie dość, ze teraz stracił na czasie to jeszcze mógł skończyć z poderżniętym gardłem.... Przeklął swoją głupotę i szybko wstał z ziemi.. Ognisko dawno już dogasło. Człowiek miał szczęście, że nie zapalił siebie albo lasu w ciągu nocy....

Dzień był chłodny... Szelest liści roznosił się po lesie. Chmury wędrowały wysoko na niebie.... Angarad szybkim tempem ruszył po śladach koni, które były zdecydowanie słabiej widoczne niż wczoraj... W końcu z niecierpliwości i nerwów przyspieszył krok do biegu... Musiał dotrzeć do ludzi ścigających kapłana... Zwłaszcza, że z nimi było by bezpieczniej... Bo takie samotne włóczenie się po Tym lesie może doprowadzić tylko do szybkiego powitania pewnych Bogów...

Było mniej więcej południe, gdy Angarad zrobił sobie mały postój.. Był zmęczony.. Oczy same mu się kleiły. Miał ochotę zasnąć, spać i nie wstawać... Jednak musiał wyzbyć się tego uczucia! Zjadł trochę prowiantu- nie dużo bo w trakcie forsownego biegu mógłby go zwrócić- i ruszył dalej na przód...

Gdy pierwsze krople deszczu uderzyły go w twarz myślał, ze to pot... Jednak później okazało się, że zaczyna lać.... Wielkie krople deszczu spadały na liście... W lesie zaszumiało od ściekającej po drzewach wody. Angarad biegł dalej rozchlapując zbierającą się w małe kałuże wodę... Mężczyzna z początku był nawet całkiem szczęśliwy, ponieważ chłodna woda orzeźwiła go, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, ze woda zniszczy wszystkie pozostałe ślady... Angarad przyspieszył tępa... Już rozmyślał nad swoją krytyczną sytuacją, gdy nagle... ŁUPP!!!!

Mężczyzna w ostatniej chwili osłonił twarz ręką.... Cios drewnianej pałki wystawionej nagle zza drzewa zwalił go z nóg... W głowie mu zaszumiało a ręka pękała z bólu... Człowiek przewrócił się na ziemie rozchlapując błoto po małych rosnących w pobliżu krzaczkach....

- Co my tutaj mamy? Świeże mięso!! – Głos, który dobiegł z nad głowy Angarad był dziwnie zwierzęcy...Otępiały z bólu człowiek ledwo wiedział, co jest grane... Poruszył się.... To chyba jednak nie były ślady konia??





Katlin..Gotz...Nicole...Nessa



Wszyscy obserwowali się bacznie i bardzo byli podejrzliwi.. Mimo to wędrowali ze sobą dalej i próbowali nawiązać kontakty. Eskil wędrował z przodu prowadząc konia, kobiety za nim... Wojownik był zdenerwowany zwłaszcza, ze był w lesie pełnym mutantów a nie na pikniku!!

Najbardziej rozmowna była Nicole, która usatysfakcjonowana ze względu na to, ze Eskil zgodził jej się pomóc oraz zaistnienia okoliczności, w których znalazła nowych kompanów... Dziękowała Eskilowi, ze zgodził się jej pomóc oraz chwaliła Katlin za wspaniałe umiejętności walki... Katlin natomiast byłą czymś strapiona.. Smutek występował na jej twarzy, czasami łza zakręciła się w oku... Wtedy dotykała ręką serca bądź pocierała wewnętrzną cześć dłoni... Czasem jednak uśmiechała się a wtedy jej oczy błyszczały szczęściem.. Kobieta ta miała ogromną huśtawkę nastrojów... Nicole jednak uważała, że lepsza taka zmienna kobieta niż Elfka...

Nessa, ogólnie była małomówna... Widać było, ze nie na rękę jest jej podróż z tym dziwnym towarzystwem.... Jednak nie mówiła tego... Czasem odpowiadała uśmiechem, lecz większość czasu spędziła na słuchaniu i rozmyślaniu... Nessa oceniała wszystkich i próbowała rozgryźć kto jest kim i jaki ma udział w tej całej zabawie... Wiedział, ze w końcu to nastąpi i dowie się, co jest grane.. Przed nią mało rzeczy można było ukryć... A wtedy, gdy już się dowie to wszyscy porozmawiają...Inaczej.....

Eskil zatrzymywał się od czasu do czasu i sprawdzał ślady... Kobiety nie próbowały nawet przeszkodzić mu w tym zajęciu... Wiedziały, że i tak zrobił wiele zabierając je ze sobą, jednak jego twarz wyrażała więcej uczuć niż by chciał... Nie był usatysfakcjonowany z tej podróży i z kobiet... Dzień chylił się ku końcowi, gdy Eskil zatrzymał grupkę wędrowców na postój koło zwalonego pnia drzewa... Dookoła rosło wiele krzaków i drzew i miejsce było dobrze osłonięte przed ewentualnymi wrogami... Powalone drzewo – świerk- było już dobrze ususzone i nadawało się na ognisko... Noc przebiegła spokojnie... Warty, które ustaliliście zmieniały się, co jakiś czas i każdy mógł się porządnie wyspać...

Rankiem dzień był pochmurny.. Mocny wiatr zrywał słabsze listki i unosił je ze sobą... Słońce tego dnia nie pokazało wam swego oblicza... Za to cała masa deszczowych chmur kłębiła się nad głowami... Popołudnie było chłodne i nie przyjemne... W końcu lunął deszcz... Woda spadająca z nieba wsiąkała w osuszoną ziemię... Las szumiał a spływająca woda łączyła się wraz z ziemia w błotne kałuże....

Gdy tylko zaczęło padać Eskil przeklął swoim języku a kobiety popatrzyły na niego... Mężczyzna ruszył szybkim krokiem przed siebie... Musiał znaleźć kapłana nim ten cholerny deszcz zmyje wszystkie ślady...
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 18-03-2008 o 15:51.
Lord Artemis jest offline