19-03-2008, 11:38
|
#4 |
| Vincent Meiss Drżenie szyb. Płacz, nie to deszcz. Taniec liści, podmuch wiatru. Światło, zwykły grzmot. Vincent patrzył przez okno zamyślony. W rękach założonych za plecami spoczywała gruba książka, oprawiona w złote ozdoby i z takiego samego metalu widniał na niej napis: „Alchemia i ludzie” Szczerze mówiąc nie pamiętał za ile ją nabył i gdzie. Satysfakcjonowała go jednak, lubił mieć wszystko co zapragnął, a ponadto zawartość także była imponująca. Usiadł na miękkim fotelu, który stał niedaleko kominka i otworzył książkę na stronie sto pięćdziesiątej szóstej. „Nastawienie społeczności wobec alchemii dzisiejszego wieku” Czytał, ale słowa co raz wylatywały mu z głowy. Kochał alchemię, ale interesowało go teraz coś innego. „… Dajmy na to- różnego rodzaju chemikalia wykorzystywane są przez wielu ludzi, a czy któryś wie tak naprawdę coś o samej alchemii? Wiele ludzi to aroganci.” Aroganci? Vincent pamiętał jak to jemu kiedyś zarzucali arogancję. Chyba. Starł zewnętrzną stroną dłoni pot z czoła. Być może źle było się zabierać do tego tak spontanicznie i bez przygotowań. Kolejny błysk. Jedno z gorzej przymkniętych okien, otworzyło się wpuszczając deszcz i wiatr do pokoju. Vincent powoli wstał i bardzo powoli ruszył do okna. Był już przy nim. Zamknąć, czy nie? Z nowym pytaniem przed sobą wystawił głowę przez okiennicę i zaczął delektować się wspaniałym zapachem powietrza i uczuciem chłodu. Piorun. Vincent cofnął głowę słysząc nagłe pukanie. Czy to… już? - Proszę wejść.- Po głosie mężczyzny nie można było zorientować się o wahaniu, które było wewnątrz Niego. Drzwi rozwarły się lekko i do środka wpadł sługa z jakąś kopertą w środku. Z tym listem? -No daj mi ten list, szybko. Szybko, szybko. Sługa wręczył mu to i Vincent zaczął czytać. Nie zauważył jak posłaniec odszedł. Nie zauważył, że okno dalej było otwarte. Nie zauważył, że skończył czytać. Zgniecioną kartkę papieru schował do kieszeni i podszedł do fotela, na którym zostawił leżącą książkę. Powinien mieć gdzieś w niej kartkę papieru, na której notował informację. Miał, wyjął ją i usiadł przy biurku stojącym po drugiej stronie pokoju. Znalazł ołówek i po chwili zastanowienia zaczął na niej pisać. Vincent złożył list na pół i wrzucił go do koperty, na którą chwilę później nałożył pieczęć. Ruszył do drzwi i otworzył je na oścież. - Arnold!- Krzyknął potężnym głosem. - Tak panie?- Powiedział osobnik wychylając się za drzwi po drugiej stronie korytarza. - To list do naszego sojusznika. Znajdź jakiegoś zaufanego i dobrego posłańca i każ mu przekazać ten list. Potem przygotuj się do podróży, ważne, aby w jednym wozie było miejsce na przygotowywanie składników alchemicznych. Sądzę, że mogą się przydać. - Tak panie. Arnold już zbierał się do odejścia, gdy Vincent zatrzymał go jeszcze na chwilę. - To ważne. - Yhm. |
| |