Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2008, 12:18   #14
DrHyde
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
„Hooouuuu! Hooouuu! Hou!
Czekajcie klienty!
Wnet wam pójdzie w pięty!
Rozleci się ten burdel
Aż po fundamenty!
Hooouuuu! Hooouuu! Hou!”


Słynna mahakamska pieśń bojowa.
„Pani Jeziora”

„Dobry Elf, to martwy Elf.”

Marszałek Milan Raupenneck
„Krew Elfów”




Wieczór w karczmie „Tańcząca Gęś” mijał nad wyraz spokojnie. Rambert w milczeniu cedził swe myśli na papier, co sprawiało mu nie lichy ból, sądząc po jego wymownej minie. Żołnierze wytoczyli ze składziku kilka antałków przedniego piwa i na koszt skarbnicy Aldersbergu zaczęli świętować wyjazd do Dol Blathanna. Cny rycerz Roderick cały czas prawił jakieś mądrości z karczmarzem. Przez jakiś czas rozmowa żołnierzy zeszła na tor, naśmiewania się ze śmierdzącego hycla, który wszedł do karczmy, ale dopiero gdy się schował. Gdy Feide udała się na przymusowy spoczynek a Beres zszedł do izby, nagle zapadła niezręczna cisza. Smród rozszedł się na całą izbę. Widać jedna kąpiel to za mało. Niestety wiedźmin trochę za późno doszedł do takich wniosków.

- Dopisz i mnie. Beres - wiedźmin. A każdy wie, że jak na karawanę wyleci duże paskudztwo, takie jak wywerna, to wszyscy biorą nogi za pas, tylko wiedźmin zostaje.

Bratek nie wiedział, czy najpierw zerzygać się mu na twarz, czy może wpierw mu odpowiedzieć, żeby się chędożył hycel śmierdzący. Wybrał inne rozwiązanie. Złapał za kubek gorzałki Brandisa i wychylił duszkiem. Oczy wyszły mu jak zarzynanemu warchlakowi. Poczerwieniał na twarzy, wstał i uderzył pięścią w stół. Rękawica kolcza spotęgowała efekt i wszyscy jeno patrzyli co się wydarzy.

- Nie potrzebuje hycla, dziwoląga, cyrkowej małpy ani innych… - Rambert skończył szybko wywody. Twarz wiedźmina nie wyglądała zbyt sympatycznie. Dziesiętnik domyślił się, że przesadził z doborem słów. – Na najświętszą Melitele wiedźminie śmierdzisz jak… Tego się nawet powiedzieć nie da.

Z głębi izby wyszedł chłop. Jakby zmora pojawił się znikąd. W tym półmroku z jego charyzmą nie dziwota, że nikt go nie zauważył. Łachy jakieś wsiowe typowo. Buty na rzemień powiązane i siekierka za pasem. Co bystrzejsi domyślili się, że bynajmniej miejscowy to on nie jest. Chłop w końcu odezwał się.

- Bądźcie pozdrowieni. Ja do wiedźmina sprawunek jeno mam.
- Zgiął się kilka razy lekko i podszedł do Beresa.

Wiedźmin szybko się domyślił, że to chłop, który go przy bramie spotkał. Sołtys ze wsi w Dol Blathanna imieniem Jarre. Rambert oburzony całym zamieszaniem, wstał i niemalże krzyknął do wieśniaka.

- No gadaj do cholery chamie, bo czasu nie mam.

Beres spojrzał krytycznie na dziesiętnika. Chłop już miał coś powiedzieć i wtrącił się wiedźmin.

- Już ja wiem o co chodzi Jarre. Wy dziesiętniku o pomoc nie proście, jak was co pogoni w Dolinie.

Wiedźmin wstał zamówił trunek i podjął temat o Elfach z podpitym towarzystwem. Don usłyszał jak ktoś z drugiego końca krzyknął, że do Doliny niecałe dwieście kilometrów.
W całe te przemyślenia wmieszało się wychwalanie pieska imieniem Akwamaryna. Wydawało się, że nic nie jest w stanie powstrzymać Karli. Nagle na stolik wstał Rambert i wydarł się na całą izbę.

- Szanowna Gawiedzi! Cny rycerz Roderick Śmiały na spoczynek się udaje. Z rozkazu jego nakazuje się wszystkim na spoczynek się udać i stawić skoro świt na placu przy bramie wschodniej. Dobrej nocy.



* * *

- Pobudkaaaa! – Cholernie głośny wrzask pobudził wszystkich przy wtórze uderzeń w drzwi. Niechybnie pięściami. – Wstawać lenie! Śpiochy chędożone, buce i inne dziewki! Na plac kurwa mać świta już dawno! Chlać się wam zachciało opoje!

Miłe powitanie z samego rana, było początkiem zapowiadającego się dla niektórych kaca. Beres i Brandis jako pierwsi znaleźli się na dole, jeszcze przed miłą pobudką jaką zaserwował jeden z żołnierzy dziesiętnika. Wiedźmin przyzwyczajony do picia z umiarem czuł się bardzo dobrze. Brandis powitał dzień z uśmiechem na twarzy, jajecznicą na stole i kuflem piwa w dłoni. Izba po wczorajszej zabawie była w opłakanym stanie. Rozwalone krzesła, które stały się narzędziem do walki między pijanymi żołdakami. Syf z jedzenia i trunków i czyjeś rzygowiny w kącie, które właśnie ścierał karczmarz. Brandis mocno się zastanawiał w duchu, czy karczmarz ich tu kiedyś jeszcze wpuści. Kufle i talerze z pułki na ścianie potłuczone a kominek szczochami zalany. Dwa stopnie schodów połamane. Powodem tego było wnoszenie się nawzajem do pokojów. Mówiąc krótko Brandis stwierdził, że popijawa była udana.
Feide z bólem zeszła na dół, ubrana według wskazówek dziesiętnika w strój podróżny, zdatny pod siodło. Smród w powietrzu przyprawiał ją o mdłości i odradzał śniadanie, przynajmniej na razie. Ze spakowanymi rzeczami usiadła przy stoliku. Całą reszta towarzystwa jak wyżej nie czuła się w stanie, nawet zejść pod chodach na dół. Największy wyraz współczucia należał się chyba dwóm żołnierzom, którzy na rozkaz rycerza, zabrali z pokoju Karli jej rzeczy spakowane w potężne kufry. Zatrzymali się przy wyjściu.

- A wy co do cholery?! Ruszać dupy na plac! Czekają tam tylko na was. – Ryknął żołnierz.

Droga na plac niczym na Kraniec Świata. Myślą tą z bólem podzielił się Dersitto. Szybko został jednak uświadomiony przez żołnierza, że właśnie tam się wybieracie. Jesień tego roku była bardzo ciepła. Lato ciągło się i zapowiadał się wspaniały festyn. Słońce ogrzewało budynki Aldersbergu, nie oszczędzając też grupki skacowanych, brnących na plac. Zapach kwiatów unosił się w powietrzu co momentalnie pobudziło wasze zmysły, po wdychaniu karczemnego smrodu. Nikomu nawet nie chciało się odzywać. Prócz żołnierzy, którzy obgadywali co drugi tyłek kobiet, napotkanych na drodze. Plac przed bramą wschodnią był dosyć spory i aktualnie pogrążony w potężnym chaosie. Na środku stało pięć krytych wozów z herbem Aedrin. Załadowane po brzegi. Dwóch żołnierzy usilnie starało się wepchać kufry należące do Karli. Na tym samym wozie siedział ubrany w zielone fatałaszki bard.



Czapka wpadająca w lekki fiolet, nachodziła delikatnie na jego twarz. Lutnie miał na swoich kolanach, co nie trwał długo. Jeden z żołnierzy trzepnął go w łeb, co było znakiem, że już przyszła reszta grupy. Lutnia spadła na ziemię. Na szczęście była w pokrowcu i nic jej się nie stało. Kilka metrów obok stał Roderick w lśniącej zbroi. Obok niego koń. Obaj reprezentujący godnie herb Aldersbergu. Z rycerzem rozmawiała kapłanka.



Wszyscy szybko się zorientowali po jej szatach, że jest ze świątyni Melitele. Możliwe, że z Ellander gdyż Roderick wspominał coś o kapłankach z Ellander. Około dwudziestu zbrojnych krzątało się po placu i załadowywali resztę niezbędnego sprzętu na wozy. W około zbierała się grupa gapiów i dzieci biegających między nogami wojska. Już dostrzegliście po chwili dziesiętnika Bratka. Kolejna salwa nieprzyjemnego krzyku spadła na was tym razem z jego strony.


- Co to ma znaczyć! Mieliście się stawić skoro świt. Już mamy opóźnienie. Szlag by to trafił. Na trakcie, którym będziemy jechać została zaatakowana karawana kupiecka z Lyrii do Kaedwen i dwa nasze wozy, które miały dotrzeć do kopalni w górach. Nikt nie uszedł z życiem. Skończyły się kurwa żarty i żarciki. Namiestnik rozjuszony, że aż z niego kipi. Pono król w szał wpadł i obciął mu z kiesy finansów. Kaedwen się gotuje na granicy. Tylko patrzeć a jaka ruchawka z tego będzie. Syf mówię wam syf okropny. Nowe rozkazy dostaliśmy, ale pierwej przeczytam wam listę wczoraj sporządzoną i towarzyszy podróży poznacie.



Lista roboli w służbie Pana na zamku Aldersberg

Krasnolud Brandis – Majster rzemieślnik
Feide Corbonne – Dekoracje i Plan Festiwalu
Dersitto Bumblebee – Dekoracje
Karla Bijoux – Artystka i pomocnik
Don Fiasco – Pomocnik
Bard Jaśmin – Artysta i pomocnik



- Jaśmin łazęgo chodźże tu! No i to tyle. Aha… Jedzie też z nami Czcigodna Kapłanka Lilien ze świątyni Melitele w Ellander. Będzie nadzorować przygotowanie ołtarzu i planu ogólnego. Reszta pytań w drodze.

Jaśmin podszedł do grupy i uderzył w struny.

Ballada Jaśmina
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 07-04-2008 o 23:56.
DrHyde jest offline