Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2008, 16:18   #523
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Przyklęknął tuż obok zielarki. Przegnał postronnych ludzi, którzy nie udolnie starali się pomóc Yenner. Nie wątpliwie w tym zasługę miał duży i potężny młot bojowy leżący aktualnie tuż przy lewej ręce karła. To, w jaki sposób brodacz go nosił zwiastowało, że wie jak się nim posługiwać. Sposobność do tego znalazła się od razu. Podczas gdy on był chroniony poprzez Barbaka sam postanowił zaatakować. W uszach słyszał tylko wizg atakujących i okrzykiwanie się obrońców. Musiał zmusić się na parę chwil do wyciszenia się, musiał a raczej pragnął nawiązać kontakt ze swym bóstwem. U jego stóp leżała konająca kobieta. Niezależnie od tego, co zrobiła lub nie zrobiła nie zasłużyłaby odejść z tego świata w taki sposób tu i teraz. Waldorff starał się delikatnie zbadać ją. Nie wyglądało to najlepiej. Widział już wcześniej podobne przypadki. Co więcej spędzając większą cześć życia w podziemiach widział już gorsze rzeczy. Wszystkie mu się nadal śniły w koszmarach. To nie było normalne, nie u 500 letniego karła.


Tak to prawda z takim wiekiem pewne rzeczy wchodzą w nawyk. Odruchy stają się pewne i zaczyna się im ufać albo i całkowicie oddawać na pewien czas. Teraz klęczał nad ranną, broń leżała jakieś dwa metry dalej tuż za nogami Yen. Waldorff widział jak nad ich głowami rozgrywała się walka. Skrzydlate demony walczyły i umierały na jego oczach. Było całkowicie pewne, że one nie mogły pokonać obrony. Więc były tu, jako zasłona dymna, Waldorff nie uznał za konieczne zajmować się nimi. W ogóle nie był skłonny do walk. Z wiekiem przeszło mu to. Wolał spędzić chwilę czasu więcej i zobaczyć jak może przechylić szalę bitwy na swoją stronę niż rzucać się z dzikim krzykiem i młotem na wrogów mając nadzieje, że przeżyje. A jeszcze lepiej było poczekać aż bitwa się skończy i dopiero wkroczyć. Teraz miał zamiar postąpić tak samo. Dopiero, gdy wielka wrona zaatakowała Barbaka postanowił zaznaczyć swoją obecność. Ruchem reki oraz myślą przywołał swój wierny młot.

-No mój drogi czas zasłużyć na miano, jakie nosisz..

Waldorff spojrzał jak demoniczne ptaszysko odlatuje. Ocenił odległość i szybkość, z jakim leciało. W końcu mocno się kopnął pod kraniec tarczy zawinął się wokół swej osi i machnął w jego kierunku. Młot poleciał z wyciem i dogonił uciekiniera strącając go z ziemi. Waldorff już nie patrzył na to, bo od razu wrócił do Yen. Gdyby dalej patrzył w niebo zobaczyłby, że młot samą siłą inercji oraz pewną dozą szczęścia strącił jeszcze jednego napastnika. Ale nie patrzył. Gdy w myślach młot ostrzegł go, że za dwa uderzenia serca wróci do niego powrotem Krasnolud wyciągnął rękę, złapał młot i położył go obok siebie.


Yenner była martwa nie mógł jej pomóc. Już nie, może kilka chwil wcześniej lub gdyby był arcykapłanem z mocą wskrzeszenia coś mógłby na to poradzić. Ale nie tym razem nie stał się bohaterem. Co więcej jego modlitwy go zawiodły. Nie był pewien czy to, dlatego że są w mocy Ritha czy też sam ostatnio daje za mało oznak uwielbienia. Czuł w podświadomości, że zaczyna przechodzić kryzys wiary. Ten niesamowicie szybki bieg wydarzeń nie dawał mu na jakikolwiek wybór. Był tylko marionetką w rękach Losu. Mimo że doktryna jego wiary nie dopuszczała podobnych myśli on je miał. W myślach przyrzekł sobie, że gdy tylko się skończy ten cały zły sen poświęci się na odbudowanie siebie i swej wiary.


Na przekór tego, co podpowiadało mu jego serce, odebrał wizję. Racja nie była to ta chwila zesłana przez Kowala Dusz, ale mimo wszystko jakieś dobre bóstwo odezwało się do niego. Podbudował się tym. Starał się zapamiętać wszystko, co zobaczyłby móc odtworzyć wtedy, gdy będzie tego potrzebował.


-Waldorfie wierzę, że widziałeś to samo co ja. Zajmijmy się może ciałem tej nieszczęsnej istoty, i zastanówmy się co dalej.

-Masz rację że trzeba ją pochować ale o tym niech zadecyduje Arcykapłanka. To jej domena. Poszukajmy ją bo sam z siebie nie chciałbym znów uchybić komuś. Już mamy wystarczająco dużo kłopotów. Zabierzmy zwłoki do świątyni. Poza tym masz rację nie jesteśmy teraz bezpieczni na ulicach. No i musimy uważać by nie przysporzyć dodatkowych kłopotów kapłance i Beulofowi.

-Kejsi,Barbak schrońmy się w świątyni i zastanówmy się co dalej robimy.
 

Ostatnio edytowane przez Vireless : 19-03-2008 o 19:06.
Vireless jest offline