Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2008, 12:49   #521
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
wtrąc

XKejsi; Tłum rożnie zareagował na twoje prośby. Jedni są oburzeni, inni zdumienia, część się waha, część zgadza się oddać ci księgę. Oczywiście zaczynają się gorączkowe dyskusje, drobne kłótnie, i trwa to dłuższą chwilę. Ze świątyni wybiega zdyszana najwyższa kapłanka.
- Ta księga zniknęła! – zawołała do Kejsi, nie zwracając uwagi na otaczający ją tłum, który zamilkł w zdumieniu. – Ktoś wszedł do podziemi biblioteki i zabrał ją! Miał klucz, otworzył drzwi!
Znów dyskusje, gorączkowe rozmowy.

Astaroth; Ymmm... Poczucie winy u Kejsi i negatywne emocje rodzące się w niej są przepyszne. Pochłaniasz je, pochłaniasz chaos zrodzony wokół. Rith poczeka sobie trochę nim odwiedzisz plan mgieł.

Wszyscy;
Kolejna, krotka wizja! To zdaje się początek walki Veriona z Valgaavem...[?]

[media]http://www.youtube.com/watch?v=-NUlJ-UZOns&feature=related[/media]

[nie mogłam sobie odpuścić]
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 19-03-2008, 15:57   #522
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jeden z demonicznych ptaków skrzecząc zanurkował w dół i przeorał szponami twój pawęż, z rys trysnęło jasne światło, ptak zawył, zatrzepotał skrzydłami i odfrunął szybko.


- Panie bądź błogosławion. Dzięki Ci za Twe wsparcie, proszę nie opuszczaj mnie abym mógł dalej czynić to co mi wskażesz.


Ork dwoił się i troił starając się dać możliwie dobre wsparcie Waldorffowi wiedział, że krasnolud pogrążony w modlitwie i dopraszający się łask u swego bóstwa jest wręcz wymarzonym celem dla każdego ze sług chaosu. Dzięki wsparciu Palladine’a udało mi się zapobiec tragedii i krasnolud przez te kilka szalenie niebezpiecznych chwil był bezpieczny.


To co przyszło potem było ciosem dla Barbaka. Złamany kręgosłup. Kolejna nikomu nie potrzebna śmierć. Kolejna istota, która przez gierki demonów zakończyła swój żywot. Ork czuł jak krew w jego żyłach zaczyna wrzeć. Adrenalina zaczynała robić swoje, wściekłość narastała w Barbaku tak bardzo iż nie potrafił jej zahamować. Nie było też już niestety przeciwnika, na którym ork mógłby wyładować swoją wściekłość. Demoniczne ptaki znikły równie niespodziewanie jak się pojawiły. A ork nie potrafił rozładować narastającego wzburzenia.


Wrzawę po zakończonej bitwie przerwał wściekły, brzmiący zupełnie jak opętańczy krzyk Barbaka. Wojownik dał w pełni upust swojej wściekłości. Bojąc się, żeby nie skrzywdzić nikogo postronnego ork wyładował się na pobliskich sprzętach o grodowych. Ławki, mniejsze drzewka i w zasadzie wszystko co wpadło w ręce poszło w drzazgi....


... i nagle przyszła wizja.


Barbak nie od razu zrozumiał co się dzieje. Jednak po chwili padł na kolana i pogrążył się ponownie w głębokiej modlitwie. Modlitwie za spokój tej duszy, która przed kilkoma chwilami opuściła ten świat i w modlitwie dziękczynnej za to co Palladine pozwolił mu przed chwilą zobaczyć.


- Rith jest śmiertelny. Można go zabić tak jak mona było zabić każdego z nas. Panie daj mi siłę, daj cierpliwość w dążeniu do celu. Pozwól abym w przymierzu z tymi istotami mógł zniszczyć Rith’a. - Ork głośno wyrażał swoje myśli.


[i]-Waldorfie wierzę, że widziałeś to samo co ja. Zajmijmy się może ciałem tej nieszczęsnej istoty, i zastanówmy się co dalej.


- Bracia, dzieci Światła! – zawołała Kejsi wskakując na głowę Starfire. – Zamierzamy zniszczyć chaos, jego stwórcę Ritha! Nie poddamy się, nie!!! Każda istota żywa rodząc się przysięga niemo swojej matce, Światłu, że kiedyś odwdzięczy się jej i przybędzie jej z odsieczą, kiedy zajdzie ku temu potrzeba, obroni ją, nawet za cenę własnego życia!!! Nic nie powstrzyma mnie przed spełnieniem woli Światła! Nawet nieporozumienia między nami! Nie mamy czasu! Proszę, nawet widzicie we mnie zdrajczynię i zabójczynię, pozwólcie mi spełnić wolę Światła, pozwólcie mi walczyć za nie i ginąc za nie, a jeśli przeżyję, wrócę tu i oddam się w ręce sprawiedliwości! Potrzebujemy pamiątkowej księgi, gdzie zapisane są nasze imiona! Przynieście nam ją, proszę, lub pozwólcie nam ją wziąć! Nie chcę się z wami kłócić, ani walczyć, ale demony zrobią wszystko, aby skierować nas przeciwko sobie! Oddajcie księgę, a wszystko to się skończy!


- Kejsi, Aniele zbłąkany! Zejdź proszę. Tak samo jak Ty każdy z nas stał się ofiarą podłej i podstępnej gry. Nie pozwól, aby rządziły Tobą emocje. Wierzę głęboko w Twe czyste serce, wierzę w to, że pragniesz tego samego co ja... ale nie wskóramy niczego działając tak chaotycznie. Jesteśmy lepsi od naszego przeciwnika i razem na pewno możemy go pokonać. Zastanówmy się jak tego dokonać a potem połączmy nasze umiejętności i uczyńmy wszystko aby Światło zatriumfowało! Jak widzisz gdy nie działamy wspólnie spadają kolejne głowy. Najpierw tych dwóch nieszczęśników, teraz tej kobiety. Nie popełniajmy więcej takich błędów!.


I wtedy ze świątyni wybiega zdyszana najwyższa kapłanka.

- Ta księga zniknęła! Ktoś wszedł do biblioteki i zabrał ją! Miał klucz, otworzył drzwi!


Barbak poczuł jak nogi się pod nim uginają. Pewien był, że arcykapłanka nie będzie już ich podejrzewała o morderstwa. Byłaby wyjątkowo niewdzięczna, gdyby dalej uważała, że on czy pozostali byli zamieszani w morderstwa dwóch mężczyzn. Co do wypadków z przed kilku minut sprawa miała się zdecydowanie inaczej i w głębi duszy ork obawiał się, że może być ciężko wytłumaczyć wszystko ciemnej tłuszczy... a ta w dalszym ciągu ich otaczała. Obawiał się że za chwil parę niezadowolonych chłopków roztropków zacznie nieświadomie podjudzać tłum. A nie ma nic gorszego jak wściekły i zarazem nie rozumiejący wielu spraw tłum... niewiedza i niepewność prowadzą do strachu, a strach prowadzi tłum tylko do jednego. Barbak obawiał się że za chwil parę może tu dojść do linczu na Kejsi i na nich przy okazji. Nie obawiał się o swój marny żywot. Obawiał się o tych ludzi. Tak on jak i cała reszta drużyny miała pewne kwalifikacje w zadawaniu śmierci. Obawiał się, że nie wszyscy zareagują w sposób pokojowy wobec przejawów agresji.... w końcu miasto spłynie rzeką krwi a tego nie chciał.
 
hollyorc jest offline  
Stary 19-03-2008, 16:18   #523
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Przyklęknął tuż obok zielarki. Przegnał postronnych ludzi, którzy nie udolnie starali się pomóc Yenner. Nie wątpliwie w tym zasługę miał duży i potężny młot bojowy leżący aktualnie tuż przy lewej ręce karła. To, w jaki sposób brodacz go nosił zwiastowało, że wie jak się nim posługiwać. Sposobność do tego znalazła się od razu. Podczas gdy on był chroniony poprzez Barbaka sam postanowił zaatakować. W uszach słyszał tylko wizg atakujących i okrzykiwanie się obrońców. Musiał zmusić się na parę chwil do wyciszenia się, musiał a raczej pragnął nawiązać kontakt ze swym bóstwem. U jego stóp leżała konająca kobieta. Niezależnie od tego, co zrobiła lub nie zrobiła nie zasłużyłaby odejść z tego świata w taki sposób tu i teraz. Waldorff starał się delikatnie zbadać ją. Nie wyglądało to najlepiej. Widział już wcześniej podobne przypadki. Co więcej spędzając większą cześć życia w podziemiach widział już gorsze rzeczy. Wszystkie mu się nadal śniły w koszmarach. To nie było normalne, nie u 500 letniego karła.


Tak to prawda z takim wiekiem pewne rzeczy wchodzą w nawyk. Odruchy stają się pewne i zaczyna się im ufać albo i całkowicie oddawać na pewien czas. Teraz klęczał nad ranną, broń leżała jakieś dwa metry dalej tuż za nogami Yen. Waldorff widział jak nad ich głowami rozgrywała się walka. Skrzydlate demony walczyły i umierały na jego oczach. Było całkowicie pewne, że one nie mogły pokonać obrony. Więc były tu, jako zasłona dymna, Waldorff nie uznał za konieczne zajmować się nimi. W ogóle nie był skłonny do walk. Z wiekiem przeszło mu to. Wolał spędzić chwilę czasu więcej i zobaczyć jak może przechylić szalę bitwy na swoją stronę niż rzucać się z dzikim krzykiem i młotem na wrogów mając nadzieje, że przeżyje. A jeszcze lepiej było poczekać aż bitwa się skończy i dopiero wkroczyć. Teraz miał zamiar postąpić tak samo. Dopiero, gdy wielka wrona zaatakowała Barbaka postanowił zaznaczyć swoją obecność. Ruchem reki oraz myślą przywołał swój wierny młot.

-No mój drogi czas zasłużyć na miano, jakie nosisz..

Waldorff spojrzał jak demoniczne ptaszysko odlatuje. Ocenił odległość i szybkość, z jakim leciało. W końcu mocno się kopnął pod kraniec tarczy zawinął się wokół swej osi i machnął w jego kierunku. Młot poleciał z wyciem i dogonił uciekiniera strącając go z ziemi. Waldorff już nie patrzył na to, bo od razu wrócił do Yen. Gdyby dalej patrzył w niebo zobaczyłby, że młot samą siłą inercji oraz pewną dozą szczęścia strącił jeszcze jednego napastnika. Ale nie patrzył. Gdy w myślach młot ostrzegł go, że za dwa uderzenia serca wróci do niego powrotem Krasnolud wyciągnął rękę, złapał młot i położył go obok siebie.


Yenner była martwa nie mógł jej pomóc. Już nie, może kilka chwil wcześniej lub gdyby był arcykapłanem z mocą wskrzeszenia coś mógłby na to poradzić. Ale nie tym razem nie stał się bohaterem. Co więcej jego modlitwy go zawiodły. Nie był pewien czy to, dlatego że są w mocy Ritha czy też sam ostatnio daje za mało oznak uwielbienia. Czuł w podświadomości, że zaczyna przechodzić kryzys wiary. Ten niesamowicie szybki bieg wydarzeń nie dawał mu na jakikolwiek wybór. Był tylko marionetką w rękach Losu. Mimo że doktryna jego wiary nie dopuszczała podobnych myśli on je miał. W myślach przyrzekł sobie, że gdy tylko się skończy ten cały zły sen poświęci się na odbudowanie siebie i swej wiary.


Na przekór tego, co podpowiadało mu jego serce, odebrał wizję. Racja nie była to ta chwila zesłana przez Kowala Dusz, ale mimo wszystko jakieś dobre bóstwo odezwało się do niego. Podbudował się tym. Starał się zapamiętać wszystko, co zobaczyłby móc odtworzyć wtedy, gdy będzie tego potrzebował.


-Waldorfie wierzę, że widziałeś to samo co ja. Zajmijmy się może ciałem tej nieszczęsnej istoty, i zastanówmy się co dalej.

-Masz rację że trzeba ją pochować ale o tym niech zadecyduje Arcykapłanka. To jej domena. Poszukajmy ją bo sam z siebie nie chciałbym znów uchybić komuś. Już mamy wystarczająco dużo kłopotów. Zabierzmy zwłoki do świątyni. Poza tym masz rację nie jesteśmy teraz bezpieczni na ulicach. No i musimy uważać by nie przysporzyć dodatkowych kłopotów kapłance i Beulofowi.

-Kejsi,Barbak schrońmy się w świątyni i zastanówmy się co dalej robimy.
 

Ostatnio edytowane przez Vireless : 19-03-2008 o 19:06.
Vireless jest offline  
Stary 19-03-2008, 17:19   #524
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Ray'gi strzelił kilka razy palcami z niezadowoleniem. Nie dość, że musiał utrzymywać kriokinetyczną, przeciwsłoneczną aurę to jeszcze to całe zamieszanie... Świat psioników był taki poukładany... Taki czysty w porównaniu do tego... Ale to byli psionicy, drowy, które całkowicie różniły się od mieszkańców powierzchni. Rozejrzał się po polu z balkonu, z którego nawet na chwilę się nie ruszył. Ork i krasnolud (jak wynikało z jego obserwacji międzyrasowych najgorszy możliwy duet) ubezpieczając się poszli ratować zielarkę. Prychnął z niezadowoleniem. Nawet głupi śmiertelnik od razu widział, że dla zwykłego ibilitha to była śmierć na miejscu. Nie widział dlatego powodu, aby fatygować się na dół.

Tymczasem na innym balkonie działo się coś niepomiar ciekawego, otóż zabójczyni zielarki, młoda chimera wygłaszała mowę i ku zdziwieniu drowa wezwała...smoka. Najpierw drow pomyślał, że postradała zmysły na skutek demonicznej magii, której skupisko wyczuł w powietrzu, ale potem zmrużył oczy i... zaczynał rozumieć. Nagle kryształ, który zawsze miał przy sobie zaczął szeptać - to ona, to ona, to ona i chociaż wpierw otworzył się na niego w celu zyskania przydatnych wskazówek, szemranie zaczęło go irytować i odciął się od kamienia, by pokazać mu kto jest panem. "Och Morcruchusie, jakim ślepcem byłeś..." - pomyślał i potrząsnął głową.

- Ona jest już stracona - mówiąc po cichu uniósł brwi.

Podrapał się po gładkim podbródku i popatrzył dalej. Lewiatany, które uniosły tego biednego szaleńca, który bredził z balkonu wyżej jeszcze przed chwilą pochwyciły najwyraźniej drugiego osobnika, który zaczął je ścigać, jak się zdawało jednego z przesłuchujących.

Zwrócił jednak uwagę na ulicę w dole gdzie krasnolud klęczał przy zielarce i jakby od niechcenia strącając demonicznych przeciwników z nieboskłonu. Ciemnoskóry elf już myślał, że krasnoludzki kapłan wyrwał miecz aniołowi śmierci, ale gdy jednak okazało się, że nie żyje wzruszył ramionami i pomyślał, że anioł musiał ją zadusić gołymi rękami, co niesamowicie go rozbawiło.

Cały czas śledził wzrokiem Kejsi, wskazaną przez kryształ, ona była celem i miał dokończyć nieudaną robotę swego miękkiego poprzednika. Nienawidził być bierny podczas walki, ale tutaj nie widział innego wyboru poza śledzeniem chimery wzrokiem poza głupim zaangażowaniem się w bitwę, bo zdarzenia urosły już do takich rozmiarów, że można było je tak z powodzeniem nazywać. Krasnolud wraz z orkiem najwyraźniej zaproponowali Kejsi udanie się w bezpieczniejsze miejsce, więc on nie mógł pozostać na balkonie. Używając telekinetycznych mocy spłynął z gracją nieopodal osobliwego duetu ork-karzeł i użył masowej teleempatii, aby uspokoić tłum, chociaż nie mógł sobie odmówić zasiania także w każdym nasienia lęku. Spojrzał na Kejsi, nie mogło się jej nic stać. Do czasu. Podszedł do krasnoluda, do którego żywił nienawiść zamiast orka, którego gatunkiem po prostu gardził i zasulotował:

- Porucznik Baenre - uderzył płynnie butem o but - idę z wami. Zadbam o bezpieczeństwo.

A więc znów przywdzieje maskę drowiego porucznika...? Może. A może tylko do rychłego ujawnienia swej prawdziwej tożsamości. Czas pokaże.
 
Mijikai jest offline  
Stary 19-03-2008, 22:00   #525
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiedy Kejsi usłyszała, że księga znikła, zawołała;
- Ten elf ją ma, ten, elf, elf, Kiren!!!
Nie chciała spędzić ani sekundy dłużej w tym mieście. Czuła się winna. Nie mogła znieść spojrzeń istot wokół.
- Chodźmy, chodźmy, musimy ją zdobyć!
Kejsi była w tak panicznym pośpiechu, z nie pytając o zgodę kazała Starfire pochwycić ostrożnie pozostałych członków drużyny, i lecieć tam, gdzie zgubiła ślad po lewiatanach. Nowo poznanego drowa też zabierze.

Kiedy już będą ponad miastem, przywita się z drowem.
- Heja! Jestem Kejsi! To nieprawda, co mówią, nieprawda! My nikogo nie skrzywdziliśmy, nie zabiliśmy, my...!? Wiem jak to wygląda, ale to nie my, znaczy to ja zepchnęłam Yenner, ale nie byłam wtedy sobą, myślałam, ż eona chce źgnąć nożem naszego towarzysza, demony nie do tego przekonały, one są złe, ja nie chciałam, nie wiem jak mogłam...!? ja nie chciałam! – jęknęła bezradnie. Jak mogłam im ulec!? A ty.... Ty jesteś porucznikiem!? Co tu robisz!?
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 19-03-2008, 23:57   #526
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Przeniesienie się na grzbiet lewiatana jednak nie było najlepszym z jego pomysłów, a przynajmniej jego skutki takie nie były. W momencie, gdy zauważył że drugi pasażer ma ze sobą cenną księgę, którą miał w planach zniszczyć gdy został obezwładniony przez bestię, na której leciał. Jakby tego było mało, drugi z nich zwyczajnie go pożarł - a to już była zniewaga, której nie mógł puścić płazem. Inni mogli mu rzucać wyzwania lub atakować skrycie, słabsi mogli z nim przegrywać a silniejsi przy pewnej dozie szczęścia wygrywać... ale tak zwyczajnie POŻARTY? To przechodziło demoniczne pojęcie. Być może i w jego przypadku nie skończyło się to tak tragicznie jak mogłoby się skończyć u większości istot, jednak sama świadomość przebywania w czyimś żołądku nie nastrajała zbyt pozytywnie do życia. Co tu dużo kryś - gdyby nie był demonem najpewniej sam widok tego co zastał w środku wywołałby długie i obfite torsje. Poza tym, całe to miejsce było nieproporcjonalnie duże, jak na wnętrzności zwykłej istoty - najwyraźniej trafił do jakiegoś obcego planu astralnego... w brzuchu lewiatana, brrr... Niemiły krajobraz uzupełniały jeszcze snujących się mieszkańców tego miejsca

Chwila poświęcona na dokładniejsze zbadanie ,,okolicy" udowodniła mu, że z tego miejsca prowadziły tylko dwie żyłodrogi - jedna czarna, druga czerwona. Niezbyt znał się na anatomii wewnątrzlewiatańskich planów astralnych, jednak zakładając że są zbudowane podobnie do zwyczajnych narządów wewnętrznych czerwona ,,droga" mogłabyć częścią układu krwionośnego, więc wędrując nią prędzej czy później dotarłby do jakiegoś istotniejszego narządu i... plask! Byłoby jednego lewiatana mniej. Jednak po wykonaniu w niej kilku kroków naprzód ściany gwałtownie zbliżyły się do siebie, usiłując zgnieść Astarotha w środku. By bronić własnego jestestwa wydobył obydwie szable i ustawił je tak, by żyła w której się znajdował przy próbie zaciśnięcia się na nim przebiła się sama, jednak niewiele to pomogło - próba zgniecienia go nie ustała. Korzystając z niematerialności wrócił więc do punktu wyjścia, po drodze złośliwie żłobiąc w niej bruzdy szablami. Gdy wrócił do punktu wyjścia zastał jednego z ,,tubylców", który zaatakował go zostawiając mu paskudną ranę, która oblepiona tajemniczym paskudztwem nie chciała się goić. Miarka się przebrała i demon rzucił się na oponenta z szablami, jednak gdy już mieli się zderzyć w starciu rzucił się gwałtownie w bok uderzając przeciwnika pięcią w bok głowy, jednocześnie naruszając jego strukturę. Ogłuszony ciosem pięści bez problemu dał się wrzucić w naczynie, z którego Astaroth dopiero co wyszedł, a gdy upewnił się że wrzucił go dostatecznie daleko zdetonował to, co w nim pozostawił. Dopiero wtedy, zadowolony z siebie ruszył dalej, tym razem czarną ścieżką

Tym razem droga przebiegła spokojnie, aż po przebiciu półprzezroczystej błony dotarł do dość dużego pomieszczenia, na środku którego dostrzegł trzy kule - dużą i pulsującą po środku i dwie mniejsze po bokach. Mówiąc szczerze, nie miał pojęcia co to jest więc zbliżył się do tej kuli pośrodku. Ta pulsowała sobie jak gdyby nigdy nic, więc z zaciekawieniem dźgnął ją szablą, chcąc sprawdzić jaka będzie reakcja. Dzięki umiejętności bycia o krok do przodu uniknął promienia wystrzelonego przez nią w odpowiedzi, na co sam zawtórował wizgiem. Jego atak nie odniósł jednak skutku, natomiast z dwóch mniejszych kul zaczęła wyciekać dziwna substancja zapełniając powoli pomieszczenie. Skoro nie mógł tak łatwo zniszczyć tej pośrodku, możeby tak zająć się tymi po bokach? Gdy pierwsza z nich eksplodowała barwnym fajerwerkiem środkowa zaczęła pełznąć w jego stronę. Najwyraźniej trafił w czuły punkt, więc obiegając ją łukiem dotarł do drugiej o powtórzył operację. Wyraźnie już zdenerwowanej kuli, pozbawionej towarzyszy wyrosły krótkie macki, jednak nie miał teraz ochoty się z nią bawić - najwyraźniej pozbawił ją w ten sposób obrony. Wykorzystując zdobytą niedawno rękawicę jako wzmacniacz rozciął ją wizgiem na pół

Wszystko wokół zadrżało i... znikło. Stał, oblepiony wnętrznościami na czubku drzewa w lesie, z którego na horyzoncie dało się dostrzec Ditrojid. Rana zadaba przez tę pokrakę nie zagoiła się jednak, wciąż będąc oblepioną lepkim syfem. Piekący ból i parująca z niej fioletowa mgiełka również nie wpływały kojąco na wciąż wściekłego o połknięcie go Astarotha. Z lekkim obrzydzeniem przywołał z głębi siebie odrobinę bieli, by spróbować pozbyć się nią tego paskudztwa, a następnie zbadać osadę, której światła widoczne były w lesie.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 20-03-2008, 13:42   #527
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Waldorff, Barbak; Zabieracie ciało Yenner do świątyni. Kejsi podąża z wami.
Lis ostro dyskutuje z najwyższą kapłanką, podczas gdy egzorcysta w towarzystwie dwóch wojowników znoszą ciało zielarki pod podziemi siedziby zakonu.

Czy widzisz jego skrzydła
Kryształowe
Czy widzisz jego oczy
Szmaragdowe
Czy wiesz co się w nich
Kryje
Nie umrze nie
Ożyje
Choć patrzy wciąż
Na ciebie
Ty szukasz jego
W niebie
Gdy on wskazuje
Drogę
Ty wciąż odwracasz
Głowę
Idź za śladem
Niewidzialnym
Idź za głosem
Niesłyszalnym

- Zabili Severyna!
Idź za głosem

- To demony!!!
- Opętańcy!
Idź za głosem

- Przybyli by nam pomóc!
- A zabili trzy osoby?!
Idź za...

- Mają prawo do sądu! Jutro zbierze się rada!
- Słusznie, niech ich sądzą!
Czas iść za...

- Sąd, sąd...!
Czas iść...!

Ray'gi;
Swoją mocą mącenia umysłów próbujesz zapanować nad tłumem. Trudno jednak opanować taką ilość rozsierdzonych umysłów. Efekty są w miarę zadowalające – przynajmniej nikt nie rzucił się na tamtych z grabiami, nożami, zębami, kopytami, czy czym tam jeszcze

Kejsi; Starfire sięgnął łapskiem do wnętrza świątyni i po kolei wyjął z niej delikatnie Waldorffa, Barbaka i Sathema, sadzając ich sobie na rozłożonym skrzydle; kiedy je uniósł, zjechali po błonie na grzbiet smoka. Wskakujesz jako ostatnia i startujecie. Niektórzy mieszkańcy Ditrojid uznają to za akt tchórzostwa i próbę ucieczki, głośno wyrażają swoje oburzenie, ale nie mają odwagi was ścigać.

Barbak, Waldorff, Kejsi, Sathem;
Starfire mocno uderza białymi skrzydłami, z gracją sunąc poprzez rozgwieżdżone niebo.

Noc.



Barbak, Waldorff, Kejsi, Sathem;
Starfire opuszcza was po swym długim ogonie na dno lasu, po cyzm nzika I wraca do pierścienia Kejsi. Spotykacie Astarotha. Jest ranny w lewy bok, rana upskusozna lepkim syfem, paruje fioletową mgiełką.

Astaroth; Próba pozbycia się lepkiego syfu bielą na nic się zdała! Ten glut jest bardziej materialny niż ci się zdawało. Starasz się zdjąć go z siebie „ręcznie”, ale klei się, jakbyś usmarował się olejem, ciężka sprawa.

Barbak, Waldorff, Kejsi, Sathem. Astaroth;

Powoli zbliżacie się do tajemniczej osady. Mała wioska. Typowa wioska chimer – domy to części żywych drzew.



HUH...?!
Co to było...?
Trzask gałę...?
Światełko! Zauważacie mignięcie światełka w ciemności lasu.
Było gdzies tam...

The Pine Forest by *pheelfresh on deviantART

Chyba coś słyszę...
Skąd dochodzi ten szmer?
To chyba jakieś zwierzę. Tylko zwierzę.
Jest cicho i spokojnie.
Tam jest! Ogień, płomyczek, światło pochodni! Zatrzymało, widzisz teraz wyraźnie, gdzie jest.

Jak zwykle, jest wiele opcji. Odwiedziny w wiosce, zwiad i upolowanie światełka pochodni, próba odnalezienia demonów - macie w drużynie kapłana, demona, macie głęboko wierzących, którzy sprowadzają olśnienie w postaci wizji od Wojowników Światła, macie dobry węch, a wiecie, że z bezzapachowymi demonami byli Kissi i Kiren. Znacie mowę zwierząt. Jesteście sprytni i kreatywni! XD

Astaroth zbliża się do wioski.
- Ktoś ty w cieniu, ktoś ty w mroku? – słyszysz nagle kobiecy głos.
Zauważasz kogoś przyczajonego na gałęzi drzewa.
Puma Thurman by *jollyjack on deviantART
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 20-03-2008, 18:38   #528
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
-Masz rację że trzeba ją pochować ale o tym niech zadecyduje Arcykapłanka. To jej domena. Poszukajmy ją bo sam z siebie nie chciałbym znów uchybić komuś. Już mamy wystarczająco dużo kłopotów. Zabierzmy zwłoki do świątyni. Poza tym masz rację nie jesteśmy teraz bezpieczni na ulicach. No i musimy uważać by nie przysporzyć dodatkowych kłopotów kapłance i Beulofowi.
Barbak pochylił głowę uderzając pięścią w okolice serca i wyrażając przy tym aprobatę planu dwarfa.

Kilka uderzeń serca później w ich okolicy pojawił się Drow. Dla standardów orka nie wyróżniał się on niczym szczególnym ze swojego ludu. Był tak samo ciemny, tak samo wyniosły i odnosił się z taką samą pogardą do innych. W Barbaku zawsze takie zestawienie wydawało się odrażające. Nie wiedzieć czemu ten tutaj zdawał się otaczać aurą przyjaźni i dobroci, a to wywołało w orku pomieszanie uczuć. Z jednej strony ta istota mogła być zupełnie inna i nie należało jej skreślać na samym początku, z drugiej coś mu w nowoprzybyłym nie pasowało.

Nieznajomy podszedł do Waldorfa i się przedstawił
- Porucznik Baenre. Idę z wami. Zadbam o bezpieczeństwo.
- No jasne!-
rzucił pod nosem ork. Ten drow, jednak nie różnił się niczym innym od pozostałych. Już jego pierwsze słowa zdawały się ociekać sarkazmem i pogardą dla wszystkiego co nie jest z nim samym związane. Spojrzenie jakie natomiast posłał Barbakowi sprawiło, że ork poczuł swędzenie rąk. Bezwiednie przed oczyma zielonego, stanął obraz lecącego sztyletu w kierunku porucznika. Ze zdziwieniem po uderzeniu serca stwierdził, że sztylet faktycznie ma w ręku. Mały, dobrze wywarzony, emanujący zielonym blaskiem. Aż prosił się by ork zamachnął się i wypuścił go z ręki.

- Spokojnie. Spokojnie wariacie.- Barbak uspokajał się. Zacisnął mocniej pięść na rękojeści po czym delikatnie rozluźnił uścisk dłoni i po chwili sztylet zdematerializował się.

- Dzięki Ci Panie za wsparcie, ale po pierwsze ten tu nic jeszcze nie zrobił, po drugie nie jest wart tego świętego sztyletu. Wydaje mi się, że w tym konkretnym przypadku działanie prewencyjne nie ma większego sensu... a może będzie mógł się przydać, może okaże się użyteczny. Zobaczymy. Barbak rozmyślał i uśmiechał się sam do siebie. A potem zaczął nucić:

Nie pytam Cię jak zacząć dzień,
Schowany w ciszy modle się.
Mówiłaś mi żyj, mówiłaś mi walcz.
Co powiesz kiedy sił mi brak?

Podajesz mi dłoń, zgadujesz me sny
Odwracasz wzrok, gdy szukam prawdy.
Poznałem Twą twarz, chce widzieć Twój wstyd.
Przez maskę uśmiechu poczuć łzy.

Za późno na lęk. Tak zapomnę wszystko, zapomnieć chcę.
Niema mnie.


Z zadumy wyrwał go głos krasnoluda.

-Kejsi,Barbak schrońmy się w świątyni i zastanówmy się co dalej robimy.Waldorff jak zwykle miał racje. Należało się zastanowić co dalej. Wyciągnąć jakieś wnioski z tego co się działo i zobaczyć co można zrobić teraz. Przez ten krótki czas jaki minął od chwili gdy pojawił się ten Karzeł, Barbak z chwili na chwilę zaczynał coraz bardziej cenić jego zdanie. Brodaty Dziadek niewątpliwie nabył doświadczenia życiowego, którego on sam zapewne nigdy mieć nie będzie. Dlaczego? To proste, on nigdy nie będzie żył 500 lat. A podejrzewał, że Waldorff może mieć nawet tyle.

Zielony już zamierzał zastosował się do sugestii krasnoluda, i już skierował się w do świątyni. Tam z czcią pomógł odłożyć ciało zielarki. Nie omieszkał również złożyć krótkiej modlitwy. Bóstwo co prawda nie było jego, ale wszakże było do bóstwo dobre, więc warte oddania czci.

Po krótkiej modlitwie Barbak powstał i zamierzał zacząć dysputę z Karłem na temat dalszych kroków, gdy ze zdziwieniem stwierdził, że Waldorfa nie ma już koło niego. Chwile potem sam stwierdził, że jego nogi nie znalazły oparcia Matki Ziemi.
Został uniesiony przez szponiastą łapę i posadzony na błoniastym skrzydle, a potem uniósł się w powietrze. Zdumienie orka nie miało granic, oczy wychodząc z orbit pokazywały swemu właścicielowi szybko przemieszczające się obrazy pod nogami. Przemieszczały się coraz szybciej i były coraz mniejsze, co mogło świadczyć tylko o tym że leci coraz wyżej i coraz szybciej. Nie czuł się z tym dobrze. Orki z zasady nie są stworzone do latania, a Barbak był w tej kwestii bardzo typowym orkiem. Po dłuższej chwili dotarło do niego iż siedzi sobie właśnie na Starfire’rze najprawdopodobniej na polecenie Kejsi. Jedyne do czego był zdolny to kurczowe ujęcie tego co akurat dało się złapać i nie rozglądanie się dookoła. Dziękował Palladine, za kolor swojej skóry, choć w głębi duszy wiedział, że bez względu na to jaka by ona nie była... w tej konkretnej chwili na pewno była by zielona.

Zjazd po ogonie bestii to lasu był istną torturą. Ale na szczęście skończył się szczęśliwie. Ork lądując w leśnym poszyciu prawie je ucałował.

- Kejsi proszę nie rób tego więcej! . Powiedział po czym oddał zawartość swego żołądka w pobliskie jagodziny.

Parę chwil trwało, zanim doszedł do siebie. Był pewien, że nie chce więcej latać. Jest orkiem, nie ptakiem. Orki nie latają. Nigdy więcej latania. Obiecywał sam sobie.

Jakby znikąd, zresztą jak zawsze pojawił się Asgatoth. Oblepiony był jakimś dziwnym czymś... i najwyraźniej był ranny. Ciekawe, zamyślił się Barbak. Ale nie dał po sobie znaku zdziwienia. Więc jak widać można zranić każdego no może prawie każdego.

- Świetnie. Więc jak widać w końcu jesteśmy w komplecie, no może prawie w komplecie.... Tylko co teraz?- Spytał ork towarzystwo. Waldorfie, nie zostało ci cokolwiek w bukłaku... dużo tych wrażeń w jednym dniu. Napił bym się czegoś.
 
hollyorc jest offline  
Stary 21-03-2008, 23:19   #529
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Hmm... ciekawe...-mruknął Ravist.
-Widziano ją w Ditrojit i sam również byłem światkiem jej obecności. Jest całkiem młoda i chyba nie zestarzała się w ogóle od czasu swojego zniknięcia. Tymczasem życzę miłej i owocnej pracy. Dowidzenia i do zobaczenia-uśmiechnął się uroczo, wychodząc, a następnie wchodząc do pustego pokoju, gdzie ponownie stał się niewidzialny i niematerialny.
Spokojnie wyszedł z pokoju i za chwilę z domu, by dostać się do ogrodu, przed mury, które minął równie szybko.
Podążył do jakiejś ciemnej uliczki, gdzie ponownie przemienił się w Gryfa, stając się materialnym, a następnie błyskawicznie wzbił się w powietrze i odleciał.
Leciał stosunkowo wolno, rozmyślając.

~Ciekawe życie, nieprawdaż?-uśmiechnął się tajemniczo Ravist.
~Tak, tak, ciekawe strasznie. O nie, jakiś facet ją porzucił. Ciekawe...-warknął sarkastycznie Tev.
~Zobacz na ile sposobów można wykorzystać tą informację. Śmierć matki, zawód z mężczyzną. To wszystko da się wykorzystać-mówił z zapałem Rav.
~Tak, tak. Korzystaj. Proszę cię bardzo-skrzywił się Tygrys, gdy nagle zaczęły pojawiać się wizje.
~Przejmij kontrolę-powiedział krótko Ravist, a Tev, zaczął podchodzić do lądowania na szczerym polu, co też zrobił.
Po jakimś czasie wizje ustały, zaś Półelf machnął jedynie ręką.
~Co?
~Jakieś głupoty. Niby, że Verion nie żyje i jakiś inny Demon jest najpotężniejszy i w ogóle kompletne durnoty-warknął rozeźlony Ravist.
~No i nie dotrzyma sojuszu Demonisko. Trudno, znajdę następnego-mruknął Tygrys i już miał startować, gdy pokazała się kolejna wizja.
Wyraźnie zdenerwowany Ravist przyjął ją na siebie, by prychnąć tuż po zakończeniu.
~Niby walka między Smokowatym, a Verionem-tym razem Półelf był zły na równi z Tevem.
~Już?! Możemy startować?!-warknął Tevonrel.
~Jasne-odwarknął Ravist siadając za biurkiem.

Tevonrel leciał powoli do Ditrojit, gdzie zastał poruszenie.
~Daj, ja z nimi pogadam, bo ty jeszcze porozpruwasz ich wszystkich-powiedział zainteresowany Półelf, przejmując kontrolę, a następnie podszedł do lądowania. Kiedy tylko stanął stabilnie na ziemi, zapytał pierwszą, lepszą osobę.
-Co się stało?-zapytał.
-Ci tchórze uciekli na Starfire! Wszyscy! Tchórze!-mówił podniesionym głosem.
~A więc polecieli gdzieś-zamyślił się Ravist.
~Pytaj lepiej gdzie polecieli-mruknął Tygrys, wyciągając się w fotelu.
-Niemożliwe! W którą stronę polecieli?!-zapytał oburzony.
-W tamtą stronę-odrzekł, a Gryf od razy wzbił się w powietrze i popędził w tamtym kierunku.
Czas mijał, a Rakszasa, który przejął kontrolę postanowił przejść w wolniejszy, ale oszczędniejszy energetycznie tryb lotu, czyli lot szybowy.
Po pewnym czasie zastała go noc i postanowił zmienić barwę upierzenia na czarny. Chwilę później po niebie sunął idealnie czarny kształt, wtapiający się w ciemność. Nagle zauważył na horyzoncie dużą, szybko poruszającą się, białą kropkę.
Mam was-pomyślał Tev, przyspieszając, ale Smok zaraz zniknął.
~Wylądowali-mruknął od niechcenia Ravist, pisząc coś zawzięcie w jakiejś księdze.
~Zauważyłem-powiedział, spoglądając w dół, by wyszukać towarzyszy, których wyśledził chwilę później.
Zapikował i nagle wylądował koło nich, zjawiając się jakby znikąd.
-Bu!-mruknął, po czym zachichotał.
Niedaleko znajdowała się jakaś wioska, w oddali majaczyło światełko, szmery, głosy.
-Tak. Nie wiem jak wy, ale nie wiem co to za światełko. Proponuję je zjeść-uśmiechnąłby się zapewne, gdyby miał pysk zamiast dzioba...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-03-2008, 12:52   #530
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Szczęśliwie dotarliśmy do lasu. Prawie, bo Barbak nabawił się choroby powietrznosmoczej.
- Wybacz, wybacz, wybacz, ale nie było czasu! – speszyła się Kejsi. – Dobrze się już czujesz?

Nadleciał gryf!
- Tev czy to ty!? – zdziwiła się Kejsi.

Piękna i spokojna noc. Spotkali znów Astarotha! Był ranny! Kejsi była ciekawa z kim walczył i co się stało, jak wydostał się z tego lewiatana! Może to właśnie lewiatan go nadtrawił już, bo rana była oblepiona śluzem. Astaroth wcale nie krwawił, tylko z rany parowała ciemna mgiełka. Co potwierdzało, że był demonem. Wcześniej Astaroth leczył rany, teraz tego nie zrobił. Próbował wyczyścić ranę, ale nie wychodziło mu. Barbak i Tev tylko spojrzeli na niego. Uznali chyba, że demon sam sobie poradzi, ale Kejsi było głupio. Z jednej strony bała się Astarotha i nie chciała się do niego zbliżać, z drugiej nie mogła patrzeć na jego ranę bo pomyślała, że to go może przecież boleć, tak jak żywych, jak nas, nas! Po części Astaroth był Taki Jak My!
Kejsi znała się na ziołach i postanowiła pomóc.
- Astaroth... – powiedziała nieśmiało. – Wiem, że potrafisz leczyć rany, ale gdybyś chciał szybciej pozbyć się tego glutu, można to obmyć wywarem ze skalnych czereśni! Jeśli chcesz możemy ich poszukać!

- Tak. Nie wiem jak wy, ale nie wiem co to za światełko. Proponuję je zjeść - odezwał się gryf Tev.
- Zjeść światełko!? Przecież byś się poparzył! – zachichotała Kejsi. – Nie wiem co to za światełko, ale to chyba nie demony, bo one widzą w mroku, ani nie Kiren, bo to elf, Kissi też widzi w ciemnościach! To podejrzane światełko, podejrzane! Możemy się zakraść do niego i zobaczyć co to, albo zajrzeć do wioski i spytać, czy oni nie wiedzą co to jest!

Astaroth zbliżył się chyba za bardzo do wioski, bo zjawiła się chimera puma i zagadnęła go.
- Heja, jestem Kejsi! – Kejsi powitała się zwyczajowo turlając się po trawie. – Szukamy elfa Kirena i Kissiego, były tu też dwa lewiatany!? I tam jest światełko w lesie, wiesz co to, co to!?
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172