Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2008, 16:27   #2
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
-Jakim cudem... Przecież to oczywiste, spodziewane, wyczekiwane!
Jak piorun po głowie Michaiła przebiegła myśl wraz z chwilowym grymasem twarzy.
-Dziękuję, na razie nic nie czyń, przekaż tą wieść Olegowi Bułchakowi . Do południa się skontaktujemy.
Sam nie wiedział czemu było go stać na tak precyzyjną i pewną odpowiedź w chwili szoku. Odłożył słuchawkę, omiótł wzrokiem swój gabinet, na chwilę zatrzymał się na asystencie. Zastanawiał się, czemu ta wiadomość zrobiła, i nadal robi, na nim takie wrażenie, przecież wiedział że prezydent może w każdej chwili zejść z tego świata. Dla niego trwała już niema kampania wyborcza, był wybrany na tą chwilę.
-Cicho...
Rzekł władczo do Gregorczyka. Powoli w jego umyśle pojawił się ład, wychodził z pierwszego szoku, zdumienia. Nie trwało to zbyt długo, jednakże dla niego było wiekami pod gradem myśli. Z marynarki wyjął pokaźną złotą papierośnicę i położył ją na biurku, dobył zapalniczki, następnie papierosa, którego odpalił, zaciągnął się dymem, schował papierośnicę powoli.
-Spokojnie, jeszcze żałoba, mam czas, nie ma co wychodzić przed szereg...
Pomyślał nerwowo paląc papierosa. Nie zdawał sobie sprawy z powodu swego palenia, to go odprężało, lepiej myślał, szybciej się uspokajał. Palił kiedy bywał zdenerwowany, jakże dziwne że jeszcze wprost nie uznał tego wniosku. Chwycił za telefon chcąc zadzwonić do swej matki. Wnet odszedł od tego zamiaru.
-Mamo, prezydent federacji nie żyje! Jakby to brzmiało, dowiedzą się i tak, ojciec zapewne już wie.
Lakonicznie skontrował zamiar zaspany, jego twarz nabrała już żywszego odcienia, z nieruchomej maski skrywającej uczucia Michaiła przerodziła się w to, czym zwykle bywała. Umarł inny człowiek; człowiek którego miał okazję poznać; człowiek będący prezydentem ukochanej Rosji, a dla niego wiadomość jest tylko czymś pozornie niespodziewanym, nie tragedią; nie wieszczem żałoby narodu. Jego odczucia były w tej chwili nie do ubrania w słowa, strzepnął trochę popiołu z papierosa do popielniczki zwracając się wreszcie do swego asystenta w złośliwym tonie:
-Będziesz mieć kolejną nieprzespaną noc.
Na twarzy Iluszyna zagościła radość, taka sadystyczna radość, którą odczuwa wielu ludzi kiedy innym dzieje się źle bądź powiedzą oni coś złośliwego, czy raczej jakby rzeknięto w kuluarach, wrednego. Jednakże taki był stosunek Michaiła do ludzi gorszych, innych narodowości i mniej zamożnych, a teraz w tych godzinach nie hamował się.
-Notuj.
Wydał polecenie paląc papierosa, już spokojniejszy i odczuwający zmęczenie.
-Na jutro mam mieć zebrany sztab wyborczy, najlepiej tylko tych ludzi z którymi do tej pory współpracowałem, spotkanie zorganizuj w którejś sali konferencyjnej.
Spojrzał przelotnie na zegarek, oczyma sennymi i trochę błędnymi, zaciągnął się dymem.
-Katarzyna znowu będzie zła, dziś już nie mogę wrócić do domu i zdążyć ze sprawami.
Ta myśl nie była dla niego najweselsza, ponowna rozmowa między małżonkami, pretensje jego ukochanej, narzekania, że tak mało się widują. Cóż było mu jednak czynić, powstrzymał ziewnięcie kontynuując:
-Jutro moja żona ma dostać z rana bukiet kwiatów z przeprosinami za to że teraz będę bywał zajęty...
Dopiero w tej chwili zwrócił uwagę na szklankę wody leząca nieopodal sterty dokumentów.
-Zbytnio oddajesz się pracy z dokumentacją.
Zgasił papieros, flegmatycznie chwycił szklankę i powoli wypił zawartość o której zapomniał pochłonięty pracą. Odłożył ją od niechcenia, spojrzał na swego podwładnego znużony.
-Zarezerwuj mi pokój w pobliskim hotelu i każ się stawić szoferowi by mnie tam zawieść.
Ostatnie słowo wypowiedział ciszej, rozsiadł się w fotelu wygodniej czekając na wykonanie rozkazu. Nie miał ani chęci, ani czasu na pogadanki. Popędził Polaka spojrzeniem które co niektórzy uznaliby groźnym.
-Trzeba się wyspać, jutro złoże kondolencje. Teraz się zacznie, załóżmy że usnę o pierwszej, wstanę o piątej, na szóstą będę gotów działania...
Westchnął lekko jakoby na zadatek tego, co go będzię czekać.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 19-03-2008 o 17:36.
Johan Watherman jest offline