WÄ…tek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2008, 17:19   #524
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Ray'gi strzelił kilka razy palcami z niezadowoleniem. Nie dość, że musiał utrzymywać kriokinetyczną, przeciwsłoneczną aurę to jeszcze to całe zamieszanie... Świat psioników był taki poukładany... Taki czysty w porównaniu do tego... Ale to byli psionicy, drowy, które całkowicie różniły się od mieszkańców powierzchni. Rozejrzał się po polu z balkonu, z którego nawet na chwilę się nie ruszył. Ork i krasnolud (jak wynikało z jego obserwacji międzyrasowych najgorszy możliwy duet) ubezpieczając się poszli ratować zielarkę. Prychnął z niezadowoleniem. Nawet głupi śmiertelnik od razu widział, że dla zwykłego ibilitha to była śmierć na miejscu. Nie widział dlatego powodu, aby fatygować się na dół.

Tymczasem na innym balkonie działo się coś niepomiar ciekawego, otóż zabójczyni zielarki, młoda chimera wygłaszała mowę i ku zdziwieniu drowa wezwała...smoka. Najpierw drow pomyślał, że postradała zmysły na skutek demonicznej magii, której skupisko wyczuł w powietrzu, ale potem zmrużył oczy i... zaczynał rozumieć. Nagle kryształ, który zawsze miał przy sobie zaczął szeptać - to ona, to ona, to ona i chociaż wpierw otworzył się na niego w celu zyskania przydatnych wskazówek, szemranie zaczęło go irytować i odciął się od kamienia, by pokazać mu kto jest panem. "Och Morcruchusie, jakim ślepcem byłeś..." - pomyślał i potrząsnął głową.

- Ona jest już stracona - mówiąc po cichu uniósł brwi.

Podrapał się po gładkim podbródku i popatrzył dalej. Lewiatany, które uniosły tego biednego szaleńca, który bredził z balkonu wyżej jeszcze przed chwilą pochwyciły najwyraźniej drugiego osobnika, który zaczął je ścigać, jak się zdawało jednego z przesłuchujących.

Zwrócił jednak uwagę na ulicę w dole gdzie krasnolud klęczał przy zielarce i jakby od niechcenia strącając demonicznych przeciwników z nieboskłonu. Ciemnoskóry elf już myślał, że krasnoludzki kapłan wyrwał miecz aniołowi śmierci, ale gdy jednak okazało się, że nie żyje wzruszył ramionami i pomyślał, że anioł musiał ją zadusić gołymi rękami, co niesamowicie go rozbawiło.

Cały czas śledził wzrokiem Kejsi, wskazaną przez kryształ, ona była celem i miał dokończyć nieudaną robotę swego miękkiego poprzednika. Nienawidził być bierny podczas walki, ale tutaj nie widział innego wyboru poza śledzeniem chimery wzrokiem poza głupim zaangażowaniem się w bitwę, bo zdarzenia urosły już do takich rozmiarów, że można było je tak z powodzeniem nazywać. Krasnolud wraz z orkiem najwyraźniej zaproponowali Kejsi udanie się w bezpieczniejsze miejsce, więc on nie mógł pozostać na balkonie. Używając telekinetycznych mocy spłynął z gracją nieopodal osobliwego duetu ork-karzeł i użył masowej teleempatii, aby uspokoić tłum, chociaż nie mógł sobie odmówić zasiania także w każdym nasienia lęku. Spojrzał na Kejsi, nie mogło się jej nic stać. Do czasu. Podszedł do krasnoluda, do którego żywił nienawiść zamiast orka, którego gatunkiem po prostu gardził i zasulotował:

- Porucznik Baenre - uderzył płynnie butem o but - idę z wami. Zadbam o bezpieczeństwo.

A więc znów przywdzieje maskę drowiego porucznika...? Może. A może tylko do rychłego ujawnienia swej prawdziwej tożsamości. Czas pokaże.
 
Mijikai jest offline