- A pamiętasz tego małego, no jak on miał?- powiedział Bill po kilku głębszych w knajpie- Ten co jeździł jakimś małym samochodem z silnikiem w dupsku! -Pamiętam! Stan mu chyba było- odpowiedział Roy śmiejąc się, wspominając przyjaciela jeżdżącego po autostradach maluchem.
-Stan, właśnie. Ten samochodzik też miał dobry. Przed wojną sprowadzany chyba z Polski.
-Chyba tak… Pamiętam, że miał z tyłu zapisane jakieś trzy literki ale nikt nie wiedział o co z nimi chodzi. To było chyba F.S.M (fabryka samochodów małolitrażowych) -Taaa, skrót od „Fuckin Slow Machine”!- wybuchł śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w barze.
Wieczór mijał spokojnie. Roy śmiał się razem z Billem wspominając stare, dobre czasy spędzone w Vegas.
Zbliżała się 22 gdy przed knajpą zaparkowało kilka samochodów i motorów. -Kurwa… Kłopoty- powiedział Bill patrząc na drzwi wejściowe.
-Co jest- odpowiedział i spojrzał w tym samym kierunku by zobaczyć wchodzącą właśnie grupę facetów o zakazanych mordach, ubranych w skórzane kurtki nabijane ćwiekami. Roy domyślił się, że to nie będzie tak przyjemna noc, jak się zapowiadała. -Co jest kurwa!- krzyknął jeden z nich rozglądając się po siedzących w barze- Nie przywitacie nas!? Zero szacunku, Szczur pokaż naucz ich manier- powiedział do jednego z gangerów stojących za nim.
Facet wywrócił kilka stolików, przewracając przy tym siedzących przy nich ludzi. Szef całej bandy podszedł do barmana, chwycił go za koszulę i przyciągnął do siebie. -Nalej mi- powiedział zbliżając swoją twarz do twarzy Ricka.
-Nie chcemy żadnych kłopotów- odpowiedział przestraszony barman.
Ganger spojrzał na niego i wymierzył mu cios pięścią prosto w twarz. Mężczyzna padł na ziemię, zalany krwią cieknącą ze złamanego nosa. -I co się kurwa gapisz !?- krzyknął na małego Billa, stojącego obok Roya- Ty też chcesz zarobić!? Roy skierował swoją rękę do tyłu, chwytając swoją beretke, schowaną za pasem. Wiedział, że prawdopodobnie będzie musiał jej użyć.
Ganger podszedł do znieruchomiałego Billa, unosząc rękę z zamiarem uderzenia, kiedy O’Neil szybkim ruchem przystawił mu pistolet do warg, powstrzymując go od zadania ciosu. W jednej chwili na około niego pojawiła się reszta wypierdków, celując do niego.
-Nikt nie musi dzisiaj ginąć- powiedział spokojnie, patrząc na sponiewieraną twarz faceta. -Tak myślisz?- odpowiedział Roy nic nie odpowiedział, czekając na reakcję mężczyzny. Serce bił mu jak dzwon, sekundy zmieniały się w godziny. Na twarzy Runnera pojawił się zimny, przyprawiający go o dreszcz pot. -Ekipa, zmywamy się!- rozkazał po chwili zastanowienia, a reszta jego ludzi opuściła broń. Roy pozostał z uniesionym pistoletem, aż nie usłyszał dźwięku odpalanych maszyn na zewnątrz. Usiadł na miejscu, ocierając mokrą twarz. -Dzięki- powiedział do niego Bill, podchodząc do niego.
-Nie ma za..- jego odpowiedź przerwał wystrzał pistoletu, jednego z gangerów, stojącego właśnie w wejściu. Roy odepchnął przyjaciela i oddał kilka strzałów w uciekającego w kierunku swojego motoru chłystka, trafiając go w nogę. Chwilę później, dobiegła do niego miejscowa policja. O’Neil wstał i rozejrzał się czy nikt nie dostał pociskiem gangera, lecz wszyscy stali tylko przerażeni. Nagle do niego dotarło. Odwrócił się w kierunku Billa i zobaczył nieruchomego przyjaciela, leżącego w kałuży własnej krwi. Runner podszedł do niego, podnosząc mu głowę i sprawdzając czy jeszcze żyje. Niestety… Bill przyjął strzał na siebie, kiedy dziękował mu za ratunek. Jeden z niewielu ludzi, których Roy darzył zaufaniem, zginął zamiast niego… Puścił ciało przyjaciela i podszedł szybko do wrzeszczącego z bólu gangera. Przepchał się przez policję i kopnął z całej siły w twarz faceta, zanjdującego się w pozycji półsiedzącej. -Gdzie pojechali zapytał- odpychając jednego z policjantów, próbującego go powstrzymać. -Wal się ściero!- odkrzyknął mu, po czym zarobił kolejne kopnięcie. Tym razem Roy nadepnął jeszcze na przestrzelone kolano. -AAAA!!!!- zawył z bólu- Dobra! Powiem ci!!- powiedział przez łzy- Jadą do naszego szefa w Detroit! Załatwialiśmy w okolicy swoje sprawy i chcieliśmy się zabawić.
Chwilę później trzech policjantów odciągnęło go od mężczyzny i kazali mu wyjechać z miasta za ten numer. Nie przejął się tym zbytnio… I tak miał zamiar ruszać dalej, w kierunku Detroit.
Wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku autostrady. Teraz jego celem było Detriot. Wiedział, że nie starczy mu paliwa, żeby tam dojechać, dlatego nie ma szans, żeby dogonić bandytów.
Znał tylko miejsce i ksywe jednego z tych popaprańców- "Szczur". |