Mablung leciał. Znowu czuł to samo, jak wtedy, podczas bitwy o górę Hyjal. Tylko tym razem nie było nikogo, kto mógłby go uleczyć. A przynajmniej tak myślał do czasu gdy ork wbił totem w ziemię. Poczuł znowu kojące działanie leczniczej magii. Spojrzał z wdzięcznością na szamana, któremu prawdopodobnie uratował życie. Potem jego wzrok skierował się na demona, któremu praktycznie nic nie zrobił. Chciał na niego znowu ruszyć, ale poczuł ból w klatce piersiowej. Z trudem łapał oddech.
" Chyba mam coś złamane, muszę jakoś inaczej pomóc moim towarzyszom"
Mablung uklęknął na ziemi i zaczął nucić pod nosem pieśń do bogini Elune. Obiecał nie wysługiwać się tak duchami natury, ale jego bogini z pewnością nie odmówi mu pomocy
-Najświętsza Elune, co dajesz siły i orzeźwiasz umysły.
Ta która nas broni, Ta która nas wspomaga
Jedyna, Najpotężniejsza, Pogromczyni Legionu
Nasza opiekuno. Uzyć mi swojej mocy i ześlij karę z niebios na tego demona.
Ześlij nam swoje łzy, które niszczą wszelkie zło
Błagam pomóż nam
Wyrecytował z pamięci w języku elfów, unosząc w górę ręce i nie spuszczając wzroku z demona
( off. Chodzi mi oczywiście o spadnięcie gwiazdy, które w mitologiach utożsamiano z łzami bogów)
__________________ you will never walk alone |