Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2008, 14:54   #231
Naikelea
 
Reputacja: 1 Naikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwu
Margot rzuciła się szczupakiem po nożyczki, chwyciła je w locie i gładkim sztychem wbiła potworowi nożyczki w oko.
Niestety, nim zdołała dopaść swe niedoszłe narzędzie zbrodni, stonoga rzuciła się ku dziewczynie z zaskakującą prędkością, zaciskając swe przygębne szczypce poniżej jej kolana. Poczuła tylko dotkliwy, naprawdę dotkliwy ból, syknęła i upadła na skarpę w połowie skoku.
No to zmiataj szmato, pomyślała i strulała się w dół rzeczki, tam wstała, i brodząc po kolana w wodzie i brudząc ranę [sic!] wczołgała sie pod mostek i zniknęła z oczu stonodze.
Stonoga jednak wcale nie rozluźniła uścisku.
Hm. Uno problemo?
- Ty szmato! - krzyknęła do niej i zaczęła sie wściekle szamotać. - Zginiesz, szmato, i zgnijesz! Znam trudne słowa po łacinie! Sedeo-sedere! sedete! Ahaha! Giiiń! Rodzinka z pieskiem! reguła 146!
lege artis...
Zaczęła szamotać się ze stonogą w korycie rzeki, morusając się przy tym po pachy w błocie. Stwór w końcu dał za wygraną i puścił jej kończynę. Centipied dokładał sporych starań, aby coś jeszcze jej zrobić, brodząc w wodzie i przebierając setką swoich maleńkich nóżek, jednak nie wiele mógł zdziałać przeciwko tak rozeźlonej niewiaście, rzucającą na dodatek wokół tak mięsem jak i łaciną...
W międzyczasie dziewczyna zdołała złapać ramę dziecięcego rowerku i przyłożyła stonodze po czułkach, rozkwaszając je zupełnie. Stonoga, zmuszona walczyć jednocześnie z nią i nurtem rzeki, musiała przegrać - aż taka zmutowana nie była. Dostała rowerkiem pomiędzy czułki, zaskrzeczała i poleciała na kilka stóp do tyłu.
Margot szybko skorzystała w okazji i nieco kulejąc z powodu wyszarpanego mięska w okolicach kolana zdołała wyczołgać się z koryta rzeki i wwalić jakiemuś rowerzyście niemalże pod rower. Stonoga w międzyczasie otrząsnęła się z szoku i zaczęła brnąć przez wodę w jej kierunku. Niewiele się zastanawiając, złapała swoje rzeczy pozostawione gdzieś na chodniku i szybko oddaliła się z miejsca zajścia.
Uciekła. Dumna z siebie, po jakimś czasie przestała biec - nikt ani nic za nią już nie podążało. Wpadła do domu, prześlizgnęła się do swojego pokoju, z westchnieniem zamknęła za sobą drzwi... I na samym środku podłogi swojej przystani znów ją ujrzała! I z całą pewnością była to ONA - TA stonoga. Nawet różki miała już nieco poharatane od uderzenia rowerkiem.
Szybko rozejrzała się po pokoju i odetchnęła z ulgą. Nareszcie była już bezpieczna. Szybkim ruchem sięgnęła za szafę i wyciągnęła stamtąd katanę. Gdy tylko złapała miecz za rękojeść poczuła znajomy dreszcz, który zawsze dodawał jej siły i pewności siebie.
I pocięła ją na kawałki.
W ostatniej konwunlsji centipied wygiął się i zasyczał ludzkim głosem:
- Tak! Taktak! Tak!
Po czym wybuchł się, rozsyłając wokół sterty żółtego marshmallow. Tak jak ostatnio po chwili wyparowały, nie pozostawiając po sobie śladu.
Margot stanęła na środku pokoju, zdmuchnęła włosy z twarzy, wyprostowała się dumna z siebie i powiedziała głośno: I nie będziesz dzwoniła do swoich byłych fagasów z mojej komóry, bejbe! To było ostatnie ostrzeżenie! No!
I ruszyła do łazienki, zgarniając apteczkę z biurka, żeby opatrzeć kolano.
***
Późnym popołudniem dostała smsa od Lukasa.
Kilkanaście minut po nim - smsa od Simby.
***
Szybko wystukała odpowiedź do Simby.
Cytat:
Nie ma sprawy. Do zobaczenia jutro w samo południe na placu zabaw na Skwerze Szarych Szeregów. Pozdrawiam, Margot.
Będę miała bliżej na plac zabaw, niż pod muszlę, pomyślała i potwierdziła wysłanie wiadomości.
***
Następnego dnia chwile przed południem zaczęła szykować się do wyjścia. Nauczona doświadczeniami ostatnich kilku dni, które nadal przypominały o sobie w postaci dotkliwego bólu w kolanie przy poruszaniu stawem (mama zadowoliła się wyjaśnieniem, że nadwyrężyła ścięgno, dobrze, że nie znała się ani trochę na anatomii), postanowiła spakować do plecaka dużo dziwnych rzeczy.
Laptop. Krem do rąk. Portfel. Telefon, klucze do domu. Bańki mydlane. Apteczka. Butelka wody mineralnej. Bluza z długim rękawem. Okulary przeciwsłoneczne na głowę, pies do nogi, smycz do ręki.
-A, no i oczywiście. Więcej bezbronna nie będę wobec tej idiotycznej pianki - dodała sama do siebie, i przytroczyła do boku plecaka katanę.
- Bajeczny widok - mruknęła sama do siebie i zbiegła po schodach na dół do drzwi wyjściowych. Z gabinetu usłyszała głos ojca.
- Gdzie ty wychodzisz z mieczem? Zwariowałaś? Chcesz żeby cię zamknęli, czy co?
- Spoko tato, to tylko do lasu potrenować, żebym nie zapomniała tego wszystkiego, czego się kiedyś nauczyłam...
Tiru riru, la la la, paparara...
Furtka z cichym szczękiem zamknęła się za nią i za Regisem.
-Strzeżcie się potworki, zarżnę każdego...
I ruszyła raźnym krokiem w stronę pobliskiego placu zabaw. Było za 3 dwunasta.
 
__________________
Ja jestem diabłem na dnie szklanki...
Trzeba mnie pić do dna!

Ostatnio edytowane przez Naikelea : 20-03-2008 o 23:13.
Naikelea jest offline