Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2008, 15:48   #3
Gadzik
 
Gadzik's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodze
Pozbawiony widzów festiwal zapinania guzików koszuli na czas…

- Borys ?! – zgrzybiały półkrzyk. Urywane półsłówka bezpardonowo ściszonego spikera radiowego. W ustach brzydki posmak emanującego chemią majonezu, sztucznej kiełbasy i fabrycznie wypieczonego pieczywa zrodzonego z genetycznie modyfikowanej pszenicy. Swojskość słabo ogrzewanego mieszkania.

Pierwszy, trzeci, piąty, ten od kołnierzyka i te od mankietów…

- Borys ! - działania precyzyjne. Gesty wyuczone. W służbowej części szafy (stanowiącej trzy czwarte całej jej pojemności) sześć par śnieżnobiałych koszul, dwa garnitury (trzeci wisiał przy drzwiach jako kandydat wydelegowany do czyszczenia) i dziewięć krawatów przerzuconych przez specjalny wieszaczek zamocowany po wewnętrznej stronie drzwi. Do tego dochodzą jeszcze dwie pary czarnych, skórzanych butów – robocze i „awaryjne” – usadowione na dnie socjalistycznej garderobianki, tuż obok chińskich adidasów połyskujących nieznoszoną bielą. To właśnie ich tandeciarski kolor stał się dla Borysa główną formą atrakcyjności: elegancka czerń pracy i biały kicz życia. Wybierając podrabiane na azjatyckiej prowincji obuwie podświadomie dążył do uzyskania symbolicznego kontrastu pomiędzy życiem zawodowym a osobistym... Kontrastu niemożliwego do uzyskania – bo życie Borysa Iwanowicza Błochina to życie lekarza lub strażaka. Albo pracuje albo jest w stanie ciągłej gotowości. I tak być musi, gdyż zniewolenie robotą to w dzisiejszych czasach oznaka zaangażowania rzeczywistością.

Zgrzyt energicznie zapinanego rozporka…

- Borysku ?! – ręka osobistego kierowcy Michaiła Iljuszyna, lidera „Naszej Rosji”, zadrżała niepewnie przy wyborze krawata. W końcu, wiedziony doświadczeniem, sięgnął po ten najlepszy. Skoro sprawa wagi państwowej…
- Pilne wezwanie ! – odkrzyknął obcesowo z pominięciem szablonowego „Tak ?!” z jego strony oraz „Stało się coś ?!” ze strony Matuszki. Z pewnego rodzaju przerażeniem stwierdził, że wypracowany już przed kilkoma laty system schematów dochodzeniowo-dialogowych zaczyna przybierać coraz bardziej monstrualne rozmiary i dawać o sobie znać co najmniej kilkanaście razy na godzinę. A może to nie system puchnie tylko on karleje ?

Sznurówki posłusznie wzięły udział w procesie zniewolenia stóp.

- Po co ?! – pośpiesznie wyszedł na korytarzyk ze złożonym parasolem w ręku. Stracił niecałe pięć minut na doprowadzenie swego wizerunku do stanu odpowiedniej prezencji. Kątem oka omiótł ściszone radio i niedojedzone kanapki. Zostawił ze sobą szafę z drogimi ubraniami, zaś obok w drugim pokoju leżała matka, która miała jeszcze siły gotować obiady. Posiadał zatem o wiele więcej niż masy ubogich Rosjan… a mimo to nie mógł wykrzesać z siebie iskry typowo ludzkiej, perfidnej satysfakcji.
- Po co ?! – krzyknęła staruszka przez zachrypnięte gardło, ciągle nie umiejąc pojąć sensu pracy jej pięćdziesięcioletniego syna. Skulony w kącie kundel o wdzięcznym imieniu Potiomkin spał w manifestacji niezaangażowania w sprawy tego świata.
- Bo Protojew ma cieczkę. – mruknął pod nosem naciskając klamkę od drzwi wejściowych. Wyszedł na klatkę schodową i zamknął je na klucz. Bez słowa pożegnania… Borys nie umiał oficjalnie wykrzesać z siebie iskry typowo ludzkiego współczucia.
- Dobranoc mamo.

Dopiero na parterze kamienicy Komarowa zdał sobie sprawę, że nie wyłączył światła w kuchni… Trudno, będzie musiało poczekać do jego powrotu lub na reakcję Matuszki.
- Przeklęta suka. – znajomy pies zaszczekał w oddali, hen pośród ciemności zaułków Moskwy. Hmmm... Jaka suka ? Skąd on to właściwie wytrzasnął ?! W odpowiedzi Borys Iwanowicz narzucił sobie jeszcze szybszy krok pod wrażeniem ostatniego stwierdzenia. Z własnej wyobraźni...

Ciepły deszcz chłostał ochronę czarnego parasola. Centralny zamek Wołgi GAZ-31105 zapiszczał histerycznie, jakby w próbie starcia się z szumem rzęsistego deszczu. Przyznanie najlepszego miejsca parkingowego przez lizusowatego właściciela kamienicy było z pewnością jakiś tam powodem do zadowolenia, jednak w tej chwili ów zagadnienie ani na sekundę nie zaprzątnęło głowy zagonionego szofera…

Borys Iwanowicz Błochin, wsiadając pospiesznie za kierownicę auta, dumał jak łatwo wpaść w sidła własnych kłamstw.
 

Ostatnio edytowane przez Gadzik : 21-03-2008 o 11:25.
Gadzik jest offline