Pozbawiony widzów festiwal zapinania guzików koszuli na czas…
- Borys ?! – zgrzybiały półkrzyk. Urywane półsłówka bezpardonowo ściszonego spikera radiowego. W ustach brzydki posmak emanującego chemią majonezu, sztucznej kiełbasy i fabrycznie wypieczonego pieczywa zrodzonego z genetycznie modyfikowanej pszenicy. Swojskość słabo ogrzewanego mieszkania.
Pierwszy, trzeci, piąty, ten od kołnierzyka i te od mankietów…
- Borys ! - działania precyzyjne. Gesty wyuczone. W służbowej części szafy (stanowiącej trzy czwarte całej jej pojemności) sześć par śnieżnobiałych koszul, dwa garnitury (trzeci wisiał przy drzwiach jako kandydat wydelegowany do czyszczenia) i dziewięć krawatów przerzuconych przez specjalny wieszaczek zamocowany po wewnętrznej stronie drzwi. Do tego dochodzą jeszcze dwie pary czarnych, skórzanych butów – robocze i „awaryjne” – usadowione na dnie socjalistycznej garderobianki, tuż obok chińskich adidasów połyskujących nieznoszoną bielą. To właśnie ich tandeciarski kolor stał się dla Borysa główną formą atrakcyjności: elegancka czerń pracy i biały kicz życia. Wybierając podrabiane na azjatyckiej prowincji obuwie podświadomie dążył do uzyskania symbolicznego kontrastu pomiędzy życiem zawodowym a osobistym... Kontrastu niemożliwego do uzyskania – bo życie Borysa Iwanowicza Błochina to życie lekarza lub strażaka. Albo pracuje albo jest w stanie ciągłej gotowości. I tak być musi, gdyż zniewolenie robotą to w dzisiejszych czasach oznaka zaangażowania rzeczywistością.
Zgrzyt energicznie zapinanego rozporka…
- Borysku ?! – ręka osobistego kierowcy Michaiła Iljuszyna, lidera „Naszej Rosji”, zadrżała niepewnie przy wyborze krawata. W końcu, wiedziony doświadczeniem, sięgnął po ten najlepszy. Skoro sprawa wagi państwowej…
- Pilne wezwanie ! – odkrzyknął obcesowo z pominięciem szablonowego „Tak ?!” z jego strony oraz „Stało się coś ?!” ze strony Matuszki. Z pewnego rodzaju przerażeniem stwierdził, że wypracowany już przed kilkoma laty system schematów dochodzeniowo-dialogowych zaczyna przybierać coraz bardziej monstrualne rozmiary i dawać o sobie znać co najmniej kilkanaście razy na godzinę. A może to nie system puchnie tylko on karleje ?
Sznurówki posłusznie wzięły udział w procesie zniewolenia stóp.
- Po co ?! – pośpiesznie wyszedł na korytarzyk ze złożonym parasolem w ręku. Stracił niecałe pięć minut na doprowadzenie swego wizerunku do stanu odpowiedniej prezencji. Kątem oka omiótł ściszone radio i niedojedzone kanapki. Zostawił ze sobą szafę z drogimi ubraniami, zaś obok w drugim pokoju leżała matka, która miała jeszcze siły gotować obiady. Posiadał zatem o wiele więcej niż masy ubogich Rosjan… a mimo to nie mógł wykrzesać z siebie iskry typowo ludzkiej, perfidnej satysfakcji.
- Po co ?! – krzyknęła staruszka przez zachrypnięte gardło, ciągle nie umiejąc pojąć sensu pracy jej pięćdziesięcioletniego syna. Skulony w kącie kundel o wdzięcznym imieniu Potiomkin spał w manifestacji niezaangażowania w sprawy tego świata.
- Bo Protojew ma cieczkę. – mruknął pod nosem naciskając klamkę od drzwi wejściowych. Wyszedł na klatkę schodową i zamknął je na klucz. Bez słowa pożegnania… Borys nie umiał oficjalnie wykrzesać z siebie iskry typowo ludzkiego współczucia.
- Dobranoc mamo.
Dopiero na parterze kamienicy Komarowa zdał sobie sprawę, że nie wyłączył światła w kuchni… Trudno, będzie musiało poczekać do jego powrotu lub na reakcję Matuszki.
- Przeklęta suka. – znajomy pies zaszczekał w oddali, hen pośród ciemności zaułków Moskwy. Hmmm... Jaka suka ? Skąd on to właściwie wytrzasnął ?! W odpowiedzi Borys Iwanowicz narzucił sobie jeszcze szybszy krok pod wrażeniem ostatniego stwierdzenia. Z własnej wyobraźni...
Ciepły deszcz chłostał ochronę czarnego parasola. Centralny zamek Wołgi GAZ-31105 zapiszczał histerycznie, jakby w próbie starcia się z szumem rzęsistego deszczu. Przyznanie najlepszego miejsca parkingowego przez lizusowatego właściciela kamienicy było z pewnością jakiś tam powodem do zadowolenia, jednak w tej chwili ów zagadnienie ani na sekundę nie zaprzątnęło głowy zagonionego szofera…
Borys Iwanowicz Błochin, wsiadając pospiesznie za kierownicę auta, dumał jak łatwo wpaść w sidła własnych kłamstw.
Ostatnio edytowane przez Gadzik : 21-03-2008 o 11:25.
|