Joachim popatrzył najpierw na Calien, a potem na Felixa i westchnął cicho, niemal niesłyszalnie. Z lekkim zakłopotaniem podrapał się po głowie w końcu odezwał się.
-Niech będzie, chodźmy na ten pogrzeb, cały ten pomysł z spotkaniem na cmentarzu nie podobał mi sie od początku, ale jeśli już coś robić to wspólnie. Bo w pojedynkę nie znaczymy nic. A jeśli będziemy mieć szczęście, to kto wie? może uda nam się zdobyć informację, dzięki której uda nam sie ocalić Andresa? Oczywiście przyjmując za pewnik, że jest on w niebezpieczeństwie.-
Zwadźca uniósł lewy kącik ust w pół-uśmiechu. Nadal nie był przekonany, co do uczciwości mężczyzny, który dołączył do nich w czasie podróży, w tak dziwnych okolicznościach.
-Miejmy tylko nadzieję, ze to nie jest pułapka zastawiona przez nich. Bo możliwe jest, że Janna maczała w tym wszystkim palce, wiemy ze potrafi świetnie udawać, gdy tego chce. Przed strażnikami odegrała wcale przekonującą szopkę, sam dałem się zwieść, dopóki nie wylądowałem w celi. Ale mniejsza już o tym. Jak słusznie zauważył Felix lepiej się stąd ruszmy, bo nie wiadomo, czy czasem nadal w powietrzu nie unoszą się jakieś trucizny. Lepiej nie kusić losu.- |