Argon siedział przy stole i zajadał się smażonym mięsem zagryzając go czerstwym chlebem i popijając świeżą wodą. Rozmyślał, myślał o swoim zadaniu, nie był pewien jak ma to zrobić... Nagle przestał jeść, wpatrywał sie w ścianę i nagle całą siłą uderzył pięścią w stół.
- Szlag by to trafił! Nie potrafię nic wymyśleł, żadnego sensownego planu... Zdam sie na to co będę mieć pod ręką. Najpierw się tradycyjnie przygotuje.
I wstał od stołu, podszedł do ściany, kucnął, podniósł leżący obok nóż, podwadził nim jedną z desek i wyjął ją. Miał tam szkrzynię gdzie trzymał swój złodziejski ekwipunek. Położył ją na stole, otworzył i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej zawartość.
- Tradycjnie biorę moją skórzaną zbroję, ciemny płaszcz... Hmm... może wezme kilka wytrychów...
Założył na siebie kolczugę, potem swój czarny płaszcz, wytrychy schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Znowu zaczął rozmyślać o zadaniu... Wyrwał się z letargu i podszedł do wyrwanej deski. Położył się na podłodze i włożył rękę do dziury, poomacku wyszukiwał tam miecza...
- Jest! A już myślałem, że jakimś sposobem go tam nie będzie...
Wyjął miecz i jak zawsze przełożył go przez pas takim sposobem, żeby jak najmiej wystawał z tyłu. Podszedł do stołu, zamknął skrzynię i włożył ją z powrotem do dziury, położył deske na miejsce i podszedł do stołu. Nie siedając wziął i wypił jednym łykiem resztę wody, butelkę schował do kieszeni, wziął mięso ze sobą i udał się w kierunku drzwi. Rozejrzał sie po pokoju, by ostatnim rzutem oka sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Wyszedł na zewnątrz, dopiero teraz zauważył, że strasznie pada, założył kaptur i burknął:
- Cholerny deszcz... - i skulony udał sie w stronę targowiska starając się dojść do niego jak najsuchszym... |