Uwagi Olgi nie były miłe, lecz Marius nie zwrócił na to uwagi. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w horyzont szukając wzrokiem punktu, który mógł potwierdzić jego przypuszczenia. Jednakże nie zauważył nic prócz kilku samotnych, bezlistnych drzew. Nagły śmiech towarzyszy w odpowiedzi na słowa Olgi odwrócił jego uwagę od pokrytych śniegiem pól. Nie rozumiał co było tak śmiesznego w tym co powiedziała kobieta. Próbował przeanalizować sobie jeszcze raz jej słowa w myślach, lecz nie znalazł nic co mogło go rozśmieszyć, oprócz jakiegoś słowa, którego znaczenia nie znał. Nie miał zamiaru jednak pytać o co chodzi, by nie wyjść na głupka.
Porzucając myśli o domostwach w okolicy zajął się codziennymi sprawami. Pogadał z towarzyszami broni, sprawdził jak się ma jego koń. Gdy nastał wieczór i czas było udać się na spoczynek, schował się w namiocie i zakrył się kocem. Nie zasnął od razu, gdyż mróz mu w tym przeszkadzał. Trząsł się z zimna, schował dłonie pod siebie tak by ogrzać je. Wiedział, że rozcierane dłoni nie jest najlepszym pomysłem, bo wtedy traci się więcej ciepła. Wreszcie, po kilku minutach leżenia z zamkniętymi oczami, zasnął.
W nocy śnił. We śnie przeniósł się w miejsce, które znał jak żadne inne - do rodzinnego Empolli. Była to wieś jakich wiele w Tilei. Znajdowała się niedaleko Remas i często można było spotkać w niej ludzi podróżujących do tego nad morskiego miasta.
Marius dawno już nie odwiedzał rodzinnych stron. Jego zawód mu na to nie pozwalał. We śnie spotkał ojca i dziadka, którzy nauczyli go wszystkiego. Razem spacerowali przez pola pokryte złota pszenicą. Rozmawiali, śmiali się, Cezar opowiadał o tym gdzie był i co robił.
Nagle zerwał się wiatr, zimny, niedający złapać oddechu. Na skórze najemnika pojawiła się gęsia skórka, przez jego ciało przeszły dreszcze. Niebo zasnuły ciemne chmury, z których zaczął padać śnieg. Wiatr zamienił padający śnieg w zawieję. Oczom Mariusa ukazał się przerażający widok. Lodowaty wiatr począł zadzierać szaty z jego bliźnich. Płatki śniegu, a raczej kryształki lodu zaczęły ranić skórę ojca i dziadka Tileańczyka. Nagle wiatr kawałkami zdarł skórę z nich, a ziemia zabarwiła się na czerwono. Marius krzyczał, wichura uniemożliwiała mu ruchy. Patrzył tylko na to co wiatr robił z jego dziadkiem i ojcem.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane,
Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |