Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2008, 08:50   #51
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
W obozie panowała cisza. Nikt nie rozmawiał, nie było słychać żadnego odgłosu poza strzelaniem ogniska i kilku słów wypowiedzianych przez zwiadowców, gdy Piona częstował spirytusem. Powietrze było ciężkie od emocji spowodowanych niedawnym zajściem. Marius czuł się nieswojo. Nie było go w momencie gdy Heinrich wpadł w szał i miał do siebie o to pretensje. Felix nie był typowym żołnierzem i miał dużo szczęścia, że nic mu się nie stało. Tileańczyka gnębiła myśl, że nie mógł mu w żaden sposób pomóc, a przecież każdy z obecnych w tym obozie musiał wiedzieć, że może liczyć na współtowarzyszy broni.

Marius w milczeniu jadł posiłek, jak zawsze mu smakował. Żart Olgi mimo, że stary i oklepany wywołał uśmiech na twarzy najemnika. Kot, który nagle się pojawił w obozie wprawił wszystkich w zdumienie.

- Skąd żeś się tu wziął? - Marius zapytał kota, tak jakby ten mógł mu odpowiedzieć na to pytanie. - Jak żeś przeżył w taką pogodę?

Najemnik o dłuższej chwili oderwał wzrok od kota i podniósł się. Począł się rozglądać po okolicy. Próbował wypatrzeć cokolwiek co mogło nie pasować do krajobrazu. Obecność na takim pustkowiu żywego kota zaczynała go niepokoić.

- Może gdzieś w pobliżu są jakieś domostwa, które nie są zaznaczone na mapie - powiedział do wszystkich. - Ten kot nie mógł przeżyć w takich warunkach.
________________________________________________

Tak na wszelki wypadek wykonałem rzut na spostrzegawczość

[Rzut w Kostnicy: 37]
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 17-03-2008, 12:11   #52
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Kici kici.

Felix ożywił się dopiero gdy kot przywędrował do obozu. Ani stare kawały o orkach – z których zazwyczaj śmiał się do rozpuku, posiłek ani też pyszny grog – rozgrzewający ciało, nie były w stanie rozruszać jego psychiki tak jak zrobił to miluśki kotek. Felix wygrzebał z zapasów kawałek suszonego mięsa i położył na otwartej dłoni, którą wyciągnął do kotka.

Pomimo, że zdjęty pancerz stanowił trudną do opisania przyjemność, Felix nie mógł się skupić na drobiazgach – na które do tej pory zwracał sporo uwagi. Dopiero pojawienie się kota przywróciło mu wiarę. "Skoro on potrafił przeżyć tą potworną pogodę…"

- Może gdzieś w pobliżu są jakieś domostwa, które nie są zaznaczone na mapieMarius powiedział do wszystkich. - Ten kot nie mógł przeżyć w takich warunkach.

- Masz rację, zapewne są. Kociak nie wygląda na dzikiego więc w pobliżu może znajdziemy jaką chałupkę, nagrzaną, z kominkiem i kuchenką, z zapasami przygotowanymi na przeżycie zimy…no i z tuzinem młodych i uroczych dziewek – córek gospodarza…he he.

Felix pozwolił sobie na chwilę rozmarzenia, a myśl o uroczej ciepłej chałupce dodatkowo ogrzewała go od środka. Co by się nie działo zamierzał oswoić kociaka z kompanią…no właściwie to przede wszystkim z sobą. Potrzebował najwyraźniej czegoś, co choć na jakiś czas pozwoli odpocząć zmęczonej psychice – kot doskonale się do tego nadawał.

- Szczęściarz - tak zaczął nazywać kotka, mając nadzieję, że jego szczęście - jakim było niewątpliwie znalezienie kompanii,czy przeżycie wichury udzieli się też wojakom.
 
Eliasz jest offline  
Stary 20-03-2008, 22:09   #53
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Kot z zaciekawieniem przyglądał się mięsu, lecz nie podszedł do, Felixa aby zabrać mięso z ręki dopiero, gdy zwiadowca położył na igliwiu, kot podniósł się powolnym krokiem podszedł do podanego mięsa.

- Masz rację, zapewne są. Kociak nie wygląda na dzikiego, więc w pobliżu może znajdziemy, jaką chałupkę, nagrzaną, z kominkiem i kuchenką, z zapasami przygotowanymi na przeżycie zimy…no i z tuzinem młodych i uroczych dziewek – córek gospodarza…he he. – rozmarzył się Feilx.

Nagle Olga roześmiała się na cały głos, tak jak to ona potrafi.

- Wasza głupota jest ogromna przecie to pół dziki kot. Jak przeżył pytacie, a jak inne zwierzęta zimę przetrzymują. Może uciekł ze stanicy i błąka się od krótkiego czasu. Stanica jest blisko, tylko kilka dni drogi w takich warunkach, dla kota to może być krócej. – mówiła ze śmiechem.
- Marzyciele ciepłe sianko piec i ciałko im się marzy. Felix mówisz, jak jaki romantyk, no taki, co nawet jak ryćka to płacze. – na ten prosty żołnierski żart większość oddziału wybuchła salwa śmiechu tylko Marius miał problem ze zrozumieniem Ostlandzkiego gwarowego słowa i nie wiedział o co chodzi, oraz dlaczego wszyscy się rechoczą.
Zresztą nieczół się też najlepiej zmęczenie i mróz dawały znać o sobie tak, iż cześć zwiadowców z cicha pokasływało, mimo lekarstwa Piony.
Powoli wszyscy przegotowywali się do snu owijając się wojskowymi derkami.

Noc minęła spokojnie bez żadnych niespodzianek.

Nad rankiem obudził was krzyk Mariusa, rzucał się cały przepocony pod przykryciem na jego czole perliły się krople potu, w dotyku było rozpalone.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 21-03-2008, 12:51   #54
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Felix nie ustawał w próbach oswojenia kota, w końcu zmęczony zasnął. Gdy się przebudził obóz powoli ożywiał się. Cały z jednym wyjątkiem. Marius wyglądał na takiego co to się wyprawia na tamten świat. Wysoka gorączka w takim centrum zimna – to nie wróżyło dobrze.

Medyk od razu się nim zajął. Przegotował wodę, zaparzył zioła, przygotował ciepły zielny okład oraz herbatkę. Wbrew pozorom wysoka temperatura jaką wydzielało jego ciało, mogła szybko opadać – a to przy takim mrozie groziło już śmiercią. [Rzut w Kostnicy: 62]

Zrezygnowany oświadczył Pionie.

- Będzie go chyba trzeba ciągnąć na wólkach, nie wiem czy sam da radę jechać. Musimy też dotrzeć do stanicy i tam dać mu odpocząć bo w takich warunkach raczej mu nie przejdzie, a nie wiem ile jeszcze wytrzyma.
 
Eliasz jest offline  
Stary 21-03-2008, 13:09   #55
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Uwagi Olgi nie były miłe, lecz Marius nie zwrócił na to uwagi. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w horyzont szukając wzrokiem punktu, który mógł potwierdzić jego przypuszczenia. Jednakże nie zauważył nic prócz kilku samotnych, bezlistnych drzew. Nagły śmiech towarzyszy w odpowiedzi na słowa Olgi odwrócił jego uwagę od pokrytych śniegiem pól. Nie rozumiał co było tak śmiesznego w tym co powiedziała kobieta. Próbował przeanalizować sobie jeszcze raz jej słowa w myślach, lecz nie znalazł nic co mogło go rozśmieszyć, oprócz jakiegoś słowa, którego znaczenia nie znał. Nie miał zamiaru jednak pytać o co chodzi, by nie wyjść na głupka.

Porzucając myśli o domostwach w okolicy zajął się codziennymi sprawami. Pogadał z towarzyszami broni, sprawdził jak się ma jego koń. Gdy nastał wieczór i czas było udać się na spoczynek, schował się w namiocie i zakrył się kocem. Nie zasnął od razu, gdyż mróz mu w tym przeszkadzał. Trząsł się z zimna, schował dłonie pod siebie tak by ogrzać je. Wiedział, że rozcierane dłoni nie jest najlepszym pomysłem, bo wtedy traci się więcej ciepła. Wreszcie, po kilku minutach leżenia z zamkniętymi oczami, zasnął.

W nocy śnił. We śnie przeniósł się w miejsce, które znał jak żadne inne - do rodzinnego Empolli. Była to wieś jakich wiele w Tilei. Znajdowała się niedaleko Remas i często można było spotkać w niej ludzi podróżujących do tego nad morskiego miasta.
Marius dawno już nie odwiedzał rodzinnych stron. Jego zawód mu na to nie pozwalał. We śnie spotkał ojca i dziadka, którzy nauczyli go wszystkiego. Razem spacerowali przez pola pokryte złota pszenicą. Rozmawiali, śmiali się, Cezar opowiadał o tym gdzie był i co robił.
Nagle zerwał się wiatr, zimny, niedający złapać oddechu. Na skórze najemnika pojawiła się gęsia skórka, przez jego ciało przeszły dreszcze. Niebo zasnuły ciemne chmury, z których zaczął padać śnieg. Wiatr zamienił padający śnieg w zawieję. Oczom Mariusa ukazał się przerażający widok. Lodowaty wiatr począł zadzierać szaty z jego bliźnich. Płatki śniegu, a raczej kryształki lodu zaczęły ranić skórę ojca i dziadka Tileańczyka. Nagle wiatr kawałkami zdarł skórę z nich, a ziemia zabarwiła się na czerwono. Marius krzyczał, wichura uniemożliwiała mu ruchy. Patrzył tylko na to co wiatr robił z jego dziadkiem i ojcem.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 28-03-2008, 19:59   #56
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Włóki nie pójdą w takich warunkach, przywiążesz Mariusa do siodła i będziesz go asekurował. – stwierdził dowódca zwracając się do Felixa.

Oddział szybko wyruszył ziąb był dalej doskwierający, lecz nie tak dotkliwy jak poprzedniego dnia.
Na szczęście udało się odnaleźć ślady gobelinów. Po godzinie Olga doprowadziła oddział do miejsca ostatniego obozowiska zielonoskórych. Znajdował się w nim znów tajemniczy lodowy okrąg.

Piona splunął z obrzydzeniem na niego.

- Pewnie, jaka goblińska skażona magia.

Wtedy do Otta podjechała Olga.

- Panie sierżancie melduję, że kurwa śladu nie ma. Znikł.

Dowódca zaklął pod nosem szpetnie.

- Nic zadanie wykonane. Jedziemy do stanicy taj jak uzgodniliśmy tam przezimujemy.


Podróż do stanicy trwała długo urozmaicona różnorodnymi przeszkodami. To konie spłoszyły się na widoki patyka wystającego z zaspy i Marius wylądował w głębokim śniegu, to przy przejściu przez płytki strumień lód zarwał się pod koniem Olgi, a ona sama wylądowała w zimnej wodzie. Humory zwiadowców były pod psem. Większość z nich już była chora i osłabiona mrozem. W najgorszym stanie był oczywiście Marius, który jako południowiec nie był przyzwyczajony do takich warunków. Na postojach Felix miał pełne ręce roboty z chorymi. Do typowych otarć od siodła doszły odmrożenia. Najgorzej było z Młodym, któremu musiał amputować odmrożony mały palec prawej dłoni. Brakowało lekarstw, lecz Felix szczęśliwie przypomniał sobie o działaniu kory wierzby. Po kilku godzinach jazdy w kierunku stanicy udało mu się znaleźć takie drzewo, iż wielkim trudem wyciął odpowiedni kawał kory, którą następnie na postoju przetworzył w napar przeciw gorączkowy.

Dni mijały podobnie, aż po pięciu dniach w oddali spostrzegli stanicę.
Lecz ten widok nie napawał optymizmem nie widać było dymu kominów.
Gdy zbliżyli się brama okazała otwarta. Zza palisady widać było piętrowy domek z przylegającą do niego murowaną pięciokondygnacyjna wieżą.
Nie było widać żadnego śladu życia.
[Felix wykonuje rzuty 2 na odporność dwa na SW i jeden na inteligencję]
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 28-03-2008, 21:07   #57
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Radość z powodu stanicy wygasła niemal tak szybko jak się pojawiła. Otwarte wrota, ani śladu życia, Felix zaczynał mieć nieciekawe przypuszczenie. Wszyscy dotarli tu na skraju wytrzymałości, a oaza bezpieczeństwa okazała się być zwykłą fatamorganą. „Przynajmniej będzie można się ogrzać i choć odpocząć przed chłodem i wiatrem” – pomyślał próbując się pocieszyć. Włożył wiele pracy i wysiłku, aby uleczyć wszystkich żołnierzy, warunki jednak nie sprzyjały leczeniu. Ciągły mróz i zimno wręcz pogłębiły zły stan kamratów, pomimo to Felix nie tracił nadziei, kora z brzozy dość dobrze spisywała się w tych warunkach, w każdym razie była lepsza od niczego. Niestety zima nie pozwalała odszukać ziół a jego zapasy właściwie niemal już zupełnie stopniały.
Ostrożnie wraz z innymi wjeżdżał do stanicy obserwując co tu się stało i co pozostało…
[Rzut w Kostnicy: 81] [Rzut w Kostnicy: 22][Rzut w Kostnicy: 30][Rzut w Kostnicy: 72][Rzut w Kostnicy: 88][Rzut w Kostnicy: 99][Rzut w Kostnicy: 14]
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-03-2008 o 22:14.
Eliasz jest offline  
Stary 21-04-2008, 13:26   #58
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Maszt nad stanicą jest nagi. Nie ma na nim chorągwi.
Wrota są otwarte na oścież. Także okiennice.
Przed strażnicą leży trup. Ciało jest skostniałe, przysypane sporą warstwą śniegu. Nie widać śladów walki, ani żadnych obrażeń.


Po wejściu do strażnicy – zwiadowcy nie dostrzegają nawet śladu życia, nic - w środku jest taka sama temperatura, jak na zewnątrz. Wiatr hula pomiędzy oknami. Na parterze leżą ciężkie okute skrzynie wypełnione ubraniami, filtrami, kocami. Można tam także znaleźć narzędzia: kilofy, siekiery, widły. W piwnicach jest pusto, po zmrożonej podłodze walają się puste, dziurawe worki.
Pierwsze piętro, na które dostajecie się drabiną znajdujecie pomieszczenie dowódcy. Prycza, szafa, kufer z rzeczami osobistymi. Pośrodku biurko. Siedzi przy nim pokryty szronem człowiek w letnim umundurowaniu sierżanta Armii Imperialnej. Ma na sobie tunikę, przy pasie miecz. Sine ręce spoczywają na blacie, pióro odłożone na swoje miejsce, kałamarz równo ustawiony. Twarz spokojna, zamarznięte oczy spoglądają surowo. Przed nim księga.


Wieża i okolony kwadratem muru, domek stanicy, majdan ze stajnią na dwa konie i otwartą, przykrytą okapem kuźnią są puste. Nie ma ludzi. Niema jedzenia. Jest mróz.
Za godzinę zapadnie zmrok.
Nad czym tu się zastanawiać - widać wyraźnie, że to koniec. Miotali się, próbowali. Walczyli. Nic. Nie już nigdy.

Marius’a dręczą omamy wywołane gorączka oraz bardzo niska kondycja psychiczną.

Śnieg, zimno, czarne drzewa, niebieskie niebo, powykręcane gałęzie, trupy - lak, trupy i wian: płatki śniegu, zmęczenie. Ogarnie cię zmęczenie, ogarnie senność, nagłe przytulne ciepło bez czasu, zabierze mróz. Zabierze głód. Odpłyniesz w wieczne falowanie, w trzaskający na kominku Ogień, sztandar trzepoczący nad pustym placem musztry, koszary... Most nad jakąś rzeką, roześmiana dziewczyna, przeszłość. Śnieg. Nad białą połacią zimna i konania, nad bezkresem bieli i czerni, nad nieskończonym/asem, który jakoś porósł cały świat, w jedną noc, gnany złośliwym tchnieniem, nad lasem, nad rzeką jeden zły duch, jeden upiór, jeden śmiech. A drzewa maszerują, idą przed siebie, zajmują już cały świat, ich czarne konary zrzucają w dół nagłe obsyp śniegu. To one, one sprowadziły zimę, one wreszcie zapragnęły odzyskać to, co z dawna było ich własnością i teraz na świecie są tylko drzewa, tylko czerń i biel, Buran... drzewa... -może jeszcze elfy, złe istoty, co kradną ludziom dzieci z kołysek, aby chować je na matkobójców, albo składać w ofiarach, drzewa je lubią... zły świat, źli ludzie, zie duchy, odejdziesz - odejdziesz, gdzie nie ma zimna, gdzie nie ma drzew, odejdziesz na pusty plac musztry... konnica w galopie... most nad rzeką, ciepło, upragnione ciepło, umknie zły Buran, śmiech, bijący do głowy jak gorzałka...

Majaczenia jego przerywa Piona kopniakiem w rzyć.

- Rusz się łamago spod tej ściany. No! Odklej dupę od muru! Czego się kretynie mażesz? Pozamykać mi te okna, porąbać puste skrzynie, nocujemy tu, zrozumiano?! Jutro w drogę!
- Psi synu... Ty nas tu przyprowadziłeś...
- ...Wstawaj. Wstawaj, bo ci japa do ziemi przymarznie. Powiedz coś takiego jeszcze raz, a zamiast skopać ci dupę, bebech rozpruję, jasne? JASNE?!!


Po tej wymianie zdań osłabiony zwiadowca wali się na deski podłogi.


W stanicy znalazło się do woli narzędzi i ubrań. Olga na wieży i obserwuje okolicę. Nagle spostrzega, iż spod dalekiego okapu lasu odrywa się mała czarna plamka. Druga. Trzecia. Pięć. Siedem, nie, więcej, ponad dziesięć... Zielonoskórzy. Chyba zielonoskórzy, nie widać przecie dokładnie. Nie zbliżają się, zmierzają w innym kierunku. Na razie nie wiedzą nic o zwiadowcach. Zaalarmowany oddział wie, iż w tej chwili nie stanowi żadnego zagrożenia dla zielonoskórych.

Ktoś uszczelnia piętro, obija ściany kocami i ubraniami, grzeje wodę, nie ma już żarcia, jest tylko woda.

Felix zajmuje się Młodym i Maruisem lecz czuje iż sam ledwo trzyma się na nogach.

Jedzenia mało. Jest, leżą w śniegu... dwa suchary, wypadły, czy może... Kogo to obchodzi. Skostniałe, trzeba ogrzać. Co jeszcze, co można znaleźć, gdzie szukać?! A gdyby rozejrzeć się w okolicy, może coś, może...
Na zewnątrz, łagodnym skłonem pagóra w dół, gdzie między dwiema odnogami znajduje się zaspa. Zamarznięty sarniuk. A jednak!

Zatem jest szansa na dotarcie do cywilizacji! Szansa jak wielka? Oczywiste jest, że wyruszyć trzeba niemal zaraz, natychmiast, rankiem — po przygotowaniu mięsa. Temperatura rośnie nawet trochę. A zielonoskórzy? Gobliny to śmierć możliwa, pozostanie tu, to śmierć pewna. Wieczorem jest kolacja, jest ciepło, ogień, uśmiechy. Ale trzeba się stąd wynosić, zabrać mięso i spróbować dotrzeć gdzieś, gdziekolwiek. Nie stać w miejscu, bo wtedy koniec.
W końcu po kolacji wszyscy zapadają w nerwowy sen.

Następne dni dla Mariusa i Felixa to tylko kalejdoskop nic nieznaczących scen, jazdy i mrozu.
Temperatura utrzymuje się na starym, nienajgorszym poziomie. Wciąż zdeterminowani prą do przodu.
Droga, obozowisko, przerwa, droga, gdzieś ślady wilków, ale stare, nie ma się czego obawiać, stary krąg lodu, wciąż do przodu, do celu, uda się, musi się udać.


Ósmego dnia wszystko się spieprzyło. „Niedźwiedź” daleko na horyzoncie dostrzegł dym. Płonie strażnica. Strażnice nie zapalają się same.
To gobliny. Właśnie dają sygnał, jasny, wyraźny komunikat: Ruszamy waszym tropem. Już nie żyjecie ludzie. Już po was.
Do wioski pozostało jeszcze dziesięć dni. Zwiadowcy nie dadzą rady, nie teraz, nie po ośmiu dniach walki o życie. Nie w tych warunkach. Dziesięciu jeźdźców wilków rozjedzie oddział nim ci zdołają silniej ująć broń.
Sierżanci szybko się orientują się, iż jedyna nadzieja w dotarciu do wioski przed gobelinami. Poganiają konie, nakazując pilnującym Felix i Mariusa zdojenie wysiłków
Szybko, szybko, ile sił. W drogę, me poddawać się. Nie zatrzymywać.
Temperatura spada. Nagle, natychmiast. Jak gdyby ktoś wymierzył cios, policzki pieką, z ust bucha para, ponownie ból i skrzypienie śniegu. Wszystko, cały koszmar rozpoczyna się od nowa. Zaczyna się nierówna walka. Od strony strażnicy formuje się śnieżyca. Olbrzymia szaroczarna chmura sunie w kierunku oddziałku. Za kilkanaście godzin dopadnie ich.
Rozpoczyna się wyścig.
Kolejny rów, kolejna polana, wąska ścieżyna przez las, zbocze, po prawej skałki, wciąż do przodu.

Nadchodzi Tchnienie Ulryka. Ono zatrze wszelkie ślady. Absolutnie wszystkie.
W końcu zapada zmrok, bohaterowie rozkładają obozowisko w osłoniętej od wiatru niecce, rozpalają ognisko, budują osłony, za godzinę, dwie dopadnie ich śnieżyca. Gobliński szaman jest potężniejszy niż mogli przypuszczać.
W końcu jest, uderza. Zwiadowcy przyjmują ją ze spokojem, teraz, po ośmiu dniach walki o życie nic nie jest w stanie ich wzruszyć. Wiatr targa zasłoną, gasi ognisko, konie rzucają się. rżą dziko, jednak są dobrze przywiązane, tym razem się nie urwą. Chłód, piekło wichury, która miota się, próbuje zetrzeć z ziemi wszystko, co stanie na jej drodze, miota suchymi konarami, uderza ostrym, twardym śniegiem.

To nic, to wszystko już było.

Zamieć trwa do rana.

To nic, to wszystko...

Wraz ze wschodem słońca nieco przycicha. Wiatr wciąż wieje, zatykając oddech, zmusza do mrużenia oczu i zasłaniania ust. To nic, to wszystko...
Do przodu.
Następny obóz powoli narastające uczucie niedojedzenia, gorączkowy sen, omamy.

Nadszedł w końcu dzień dziewiąty od pierwszego ataku Burana.
Zbieranie obozu i w drogę, na kolejne wzgórza. Wzgórza, droga, mróz. Już nic. Nic się cholera nie zmienia.
Około południa oddział wkracza w skalisty teren, wokół piętrzą się ściany, jak gdyby wrzody na ciele ziemi. Białe, wszystko białe.

A potem wyłaniają się zielonoskórzy.

Gobliny na wargach zbliżają się, mkną, tnąc śnieg, opuszczone włócznie mierzą w bohaterów. Sto metrów, osiemdziesiąt, pięćdziesiąt, Piona zbiera zludzi konie rżą to już tylko kilka sekund i koniec, jeszcze trzy, jeszcze chwila i trach, ziemia wiruje, świat wywraca się do góry nogami, huk, trzask, co jest, to śnieg?

Zwiadowcy wraz z dwoma wilkami spadają w przepaść, musieli stać na skraju jakiegoś wąwozu.

Ostatnie, co pamiętają w przebłyskach Feliks i Marius to długa biała rynna, którą się bardzo długo ześlizgują, zdawać by się mogło, iż do samego królestwa Morra.

Biel. Wszędzie biel czarne kolumny drzew wybijają z niej w górę, niczym filary nieba. Wielkie, prześliczne piątki śniegu spadają w dół, wirując, tańcząc z bolcu na bok. Biel. Zimno. Ani jednego śladu na śniegu. Czarne kolumny drzew rozcapierzają się w górze paluchami konarów, małe zaspy otaczają ich podstawy, wszystko w czerni i bieli, jeden czarno biały koszmar. Krajobraz jest obcy, całkowicie obcy. Nie ma życia. Nie ma ludzi... nie ma nic... Cisza... biel... zimno... tak bardzo zimno...
Dźwięk - potykając się z lasu wychodzi zakutana w ciężkie zawoje szmat postać. Brnie powoli, boleśnie przed siebie. Człowiek nic nie słyszy, brnie przed siebie, od Unii lasu odrywają się następne sterty łachmanów. Jeden zwała się nagle w śnieg. Drugi zatrzymuje się tuz obok i przez dłuższy czas kiwa się monotonnie, jakby zastanawiając się, czemu się zatrzymał. W końcu pochyla się i pomaga leżącemu wstać na nogi. Potkniecie. Marsz. Zataczają się, brną, w każdym boleśnie wysilonym kroku rozpacz, kurczowe trzymanie się umykającego życia. Nie ma koni - zostały gdzieś na trakcie. Nie ma broni - była za ciężka. Nie ma nic. Nie ma nadziei. Bo to wy właśnie wasz oddział jest tą zmordowaną garstką żywych trupów, zamarzniętych cadaverów, brnących przez śnieg zombie... bez szans. Bez nadziei... z dopalającym się płomykiem życia...

W końcu budzicie się. Po dniach choroby Felix i Marius w końcu mogą działać jak normalni ludzi, nie jak automaty prowadzone przez towarzyszy. Drewno. Ciemne drewno. Brak zimna. Zapachy... Smród gotowana kapusta, gorzałka. Jesteście w brudnej wiejskiej chacie. Po wnętrzu krząta się stara baba, mieszając w kotle. Zupa! Są karmieni, pojeni, polewani gorącą wodą, sadzani przy piecu - baba robi, co może, aby ich postawić na nogi, przemocą-jeżeli trzeba - leje w nich gorzałkę i faktycznie - ostatnie rezerwy energii wpływają w ciała, pozwalają wstać, mówić, pytać, straszliwe, grożące kilkudniowym snem zmęczenie stoi tuż za progiem, ale to ostatnie ożywienie przed chorobą i długą utratą przytomności pozwala rozeznać się w sytuacji. Nic za darmo. Wchodzi chłop, który znalazł ich na drodze.

- Nu, pane, ja wam życie uratował, a to nie bobo, to wy mie tera słuchajcie, bo ja gardło za was dać mogę. No tak ponad dwa tygodnie będzie jak tu zbóje przyśli, pięciu ich było. Zanim się, kto pokapował, co i jak i na widły wziął, dziecioków nabrali i w izbie rady wsiowej się zamknęli. Tam dziecioki trzymają szystkie, a jest ich osiem i kużden wic, że jak na nich ruszy, to ta niewiniątka nóż w gardło dostano. A mój tyż tom je. To ja, wom mówię, psie syny co wieczór przychodzo do kogoś, coby żarcie brać a i do innych chat zajrzo. To kiejby was tu znaleźli, ja gardło dam, moja mać tyż a i cerę moją, co mi jedna po żonie nieboszczce została na gardle pokarzom. Tedy ja wam tu zostać nie pozwolę, chyba, żebyście razem ze mnom pośli i ich narżneli. Bo mie się widzi, że jak ciepło przyjdzie, to uni i tak dziecioki zarżno, a sami czmychno, a tak możem ich uratować. Rzecz cało cza zrobić dzisiok i to w ciongu dwóch mszy, bo późnij to siem może wydać, że wy tu. To gadać tera prendko jak jest, bo jak nie chceta, to możeta do fortu iśc, jezd na zachodzie.

Wszyscy są wykończeni. Z trudem są w stanie ustać na nogach. Muszą się ruszyć, muszą wstać teraz, teraz albo nigdy, jeśli nie będą czegoś robić, to zasną i przez dwa dni się nie obudzą. Marius zupełnie nie czuje ucha, Felix nie może zamknąć ręki na rękojeści sztyletu - są w opłakanym stanie. Przeciwko nim - garstka inwalidów. Rozpacz.

- Służyłem kiedyś Najjaśniejszemu Panu znajdzie się nadziak jaki, widły stary miecz kawaleryjski, młot, topór, no decydujta panocki.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 21-04-2008 o 13:30.
Cedryk jest offline  
Stary 23-04-2008, 15:33   #59
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Jak przez mgłę Felix wspominał ostatnie wydarzenia. Mróz, śnieg, wilki… Ziemia która zarwała się pociągając go za sobą. Ciepło pomieszczenia było miłą odmianą. Najchętniej leżałby tu jeszcze z tydzień…gdyby tylko mógł. Chłop postawił jednak sprawę jasno.

- Pięciu zbójców? Gdyby to się wydarzyło, przed tą piekielną wyprawą Felix jako wyszkolony żołnierz powinien dać radę im wszystkim. Z drugiej jednak strony był bardziej medykiem niż wojownikiem, a w chwili obecnej był wycieńczony. Z ledwością stał a co dopiero mówić o wywijaniu mieczem.
- Czy ktoś jeszcze nam pomoże? – Felix mówił z trudem, był bardzo osłabiony. Wiedział, że to ich ostatnia szansa, był wdzięczny i za nią, gdyż wcześniej nie widział żadnej. Spojrzał się na towarzysza broni po czym pokiwał gospodarzowi głową.

- Pewnie że pomożemy, lecz trzeba się nieco przygotować do walki. Poproś żonę o porcję ciepłej zupy, cobyśmy nieco sił nabrali. Wiecie gdzie dokładnie trzymają dzieciaki i sami jak ich pilnują? Mógłbyś w śniegu narysować plan tej izby rady? Gdzie wejścia, wyjścia, okna, komórki i inne takie, obyśmy mieli pewność, że jak wejdziemy to nie zdążą się dziećmi jako zakładnikami posłużyć. Jeśli macie jakichś myśliwych, strzelców to i oni mogli by się przydać, każde wsparcie jest tu na cenę życia Waszych maleństw, i choć my zrobimy wszystko co można, nie wiem czy to wystarczy. Wiedz jednak, że prędzej zginę, niż dam krzywdę zrobić Waszym dzieciom.

To powiedziawszy czekał na jakąkolwiek pomoc. Sama broń to było trochę za mało, po dwóch zbirów na jednego, a piąty w tym czasie mógł iść po dzieciaki. Bandytów trzeba było jak najszybciej odciąć od dzieciaków, wówczas była by sparwa czysta – albo my, albo oni…
 
Eliasz jest offline  
Stary 23-04-2008, 16:38   #60
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Widzę, iż większość wie, co robić - odezwał się milczący do tej pory ich dowódca. Po Ottcie też było widać trudy wędrówki.

- Nu, wiadoma – burknął swoim basowym głosem „Niedźwiedź” ujmując stojące pod ścianą widły.

- Dupy w troki, bo jak się rozpędzę to pięć dni będziecie zbierali własne zęby. – odparował „Piona” ujmując podany przez gospodarza nadziak.

Młyn był typowym jak na te strony wiatrakiem z jednym wejściem przed drzwiami stał przymarznięta do ziemi ława. Gospodarz ujął ją i wraz z kislevitą ruszyli nadrwi. W tym samym momencie otworzyły się one a zaspany zbój właśnie rozsznurowywał galoty mając zamiar ulżyć pęcherzowi.

Trafiony ławą jak tranem padł bez przytomności na ziemię przechodząc nad nim Otto przyszpilił go jeszcze dla pewności mieczem do ziemi. Wpadli do wielkiej izby zaskoczeni bandyci podnosili się z zza stołu. Jeden z nich niezdarnie ujął miecz lewą dłonią, do parowej miał przymocowany na bandażach żelazny hak. Otto i Olga natarli na jednego, „Młody” i „ Niedźwiedź” zajęli się następnym, Marius z „Pioną” rzucili się na najbliższego drzwi, zaś Felixowi i gospodarzowi pozostał przeciwnik z żelaznym hakiem. Widać było na pierwszy rzut oka, iż walka będzie trudna, wraki ludzi przeciwko wypasionym byczkom.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172