Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2008, 21:03   #297
DrHyde
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Janna ruszyła w kierunku głównego holu i przegoniła adeptów i żaków. Albrecht puścił przodem Andresa i Tomasa, podtrzymujących Maxa. Wszyscy ruszyli w kierunku holu.

- Chce Pan wiedzieć? – Spytał mag. - Została oskarżona o zdradę Korony, wyznawanie zakazanych Bogów. Dosyć pytań.

Wszyscy skierowali swe kroki do małych drzwi, umieszczonych pod schodami na piętro. Janna złapała za klamkę i otworzyła wejście do korytarza prowadzącego schodami w dół. Pochodnie wiszące na ścianie same się zapaliły i oświetliły kręte zejście. Wszyscy zeszli schodami do podziemi. Wydawało się, że ta droga nie ma końca. Z lewej nowi więźniowie zauważyli zamknięte drzwi. Na wprost duże pomieszczenie na pierwszy rzut oka przypominające salę tortur. Po prawej korytarz i cele więzienne. Janna otworzyła jedno z wejść do cel.

- Wy do środka. – Arcymag wskazał na Tomasa i Andresa. – Jego muszę doprowadzić do jakiegoś poczciwego stanu. – Wskazał na Maxa.

Zaraz po tym jak woźnica i Ren weszli do środka drzwi same się zamknęły. Mężczyźni ze zdziwieniem zauważyli, że w drzwiach nie ma zamka. Tomas usiadł pod ścianą i spojrzał pytająco na Andresa. Janna uklękła nad Maxem i wyjęła pręt z barku. Dotknęła dłonią rany i wyciągnęła mały flakonik. Wlała jego zawartość do ust Maxa. Rana zasklepiła się i nie pozostała nawet blizna. Łowca odzyskał przytomność i powoli też siły fizyczne. Wstał.

- Co wy sobie wyobrażacie?! Mogłem zginąć?!
– Łowca wybuchnął nagle krzykiem na Janne i Helsehera.

- Milcz! Nie zagalopowałeś się trochę Teufelfeuer? Pamiętaj o naszej umowie. – Oburzył się Helseher.

- Masz czego chcesz…

- Nie Maximilianie… Mam tylko część tego czego chcę. Sprowadź w moje ręce resztę i plany…
- Spojrzał na Andresa. – Wiesz o co chodzi. Nie mamy czasu.

- Bądź przeklęty…

- Jestem… Już jestem Maxie…

* * *

Bernardt ruszył pospiesznym krokiem prowadząc Calien, Joachima i Felixa na cmentarz. Mijali zatłoczone uliczki szykujące się na przyjazd Heinricha Todbringera, aktualnie pogrążone w nieładzie i zamieszaniu jakie wywołał wybuch we Freiburgu. W parku na stadionie Bernabau zauważyli potężny namiot cyrkowy. Wszystkie drzewa udekorowane lampionami i wstążkami. Zerwał się lekki wiaterek i zaczęło się chmurzyć. Pewnie kolejna ulewa. Nagle na prośbę Felixa wszyscy się zatrzymali i ten wbiegł w park, szukając dogodnego miejsca, gdyż jak stwierdził wczorajszy posiłek go sponiewierał. Po dłuższej chwili wrócił zadowolony. Bernardt ruszył w głąb Ulricsmund. Reszta szybko go dogoniła. Minęli potężną Katedrę Ulryka. Do świątyni tej ściągali wierni z całego Imperium aby zobaczyć monumentalną budowlę i pomodlić się w jej murach.



W tym tygodniu Gród Ulryka oblegała niesamowita rzesza pielgrzymów z całego kraju. Dało się to zauważyć przez ilość ludzi koło świątyni, pielgrzymów, nowicjuszy i kapłanów.
Po chwili Bernardt skręcił w wąskie uliczki. Skierował się na północ od Katedry. Nagle między dwoma budynkami zatrzymał się i zaczął się śmiać.

- Jak śliwka w kompot. – Wyciągnął miecz i obrócił się. – Nie próbujcie sztuczek. Za wami stoi dwóch ludzi celujących w wasze plecy z kusz. Nie macie szans.

Za plecami Bernardta również pokazało się dwóch mężczyzn. Ubrani w mundury straży miejskiej Middenheim z mieczami w dłoniach, zaczęli się szyderczo śmiać. Beznadziejną sytuację spotęgowało to, że akurat w tej uliczce okna są wysoko i nie ma drzwi od tej strony murów. Poddać się lub walczyć.
 
DrHyde jest offline