Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2008, 22:19   #184
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Lorianna patrzyła oniemiała na swego dawnego kochanka, który nie tylko stał się wampirem, ale też zatracił się w swym szaleństwie. Mimo więzów nigdy nie mogła mu ufać, nie mogła bowiem wierzyć w jego zdrowy rozsądek. Teraz sytuacja miała się jeszcze gorzej. Siemowit rozpoznał swego wroga w Bolku i prawdopodobnie, jeśli księżna da mu powody, to Sokolnika obciąży winą za swój zawód miłosny. Kto wie, może to on stał za zamachem na życie władcy narcyzowa? Lorianna nie mogła dopuścić, aby sytuacja się rozwinęła.

- Sam widzisz Siemowicie, stałeś się bestią. – rzekła, jeszcze bardziej odsuwając od siebie mężczyznę – Chcesz zabić człowieka, którego poślubiłam? Proszę bardzo. Tym samym jednak wystąpisz przeciwko mnie. Zdziwionyś? Bolko to mój ghul, moja własność. Nie musze go kochać, nie musze nawet darzyć go względami, jest mi jednak potrzebny, by sprawować władze. Sam wiesz, że jako kobieta niezamężna nie mogłabym posiadać tych dóbr.

- Ja... ja mogę dać ci to wszystko... mogę...- wyszeptał w odpowiedzi Siemowit, ale zdawało się, że Lorianna go nie słyszy. A może nie chce usłyszeć?

Księżna odwróciła się plecami do kainity. Jej szczupłe dłonie błądziły po ściennym gobelinie po kształtach ludzi i zwierząt, jakby próbując przywołać je do życia.

- Odeszłam z twojego życia, bo... nie chciałam patrzeć jak umierasz. – mówiła cicho - Zbyt mocno mi na tobie zależało Siemowicie. Życie wieczne to straszliwa kara. Może jeszcze tego nie czujesz, ale... ja wiem. Myślałam nad przemienieniem cię, oh! Jakże często o tym myślałam. Nie chciałam jednak być cierpiał, byś był przeklęty... jak ja. Zbyt wielka była moja miłość.

Palce teatralnym gestem zacisnęły się na materii, sugerując tym samym wielkie katusze, które sama sobie musiała zadawać księżna.

- Ty sam odkryłeś tę ścieżkę... stałeś się dziecię Kaina. Każda moc ma jednak swoją cenę, nasza jest przekleństwo i bestia. Siemowicie, najdroższy mój... ufam ci, ufam w twą miłość. Jak mogę jednak zaufać potworowi, który w tobie drzemie? Jeśli chcesz się ze mną połączyć najmilszy, jest tylko jeden sposób...

Srebrne ostrze błysnęło w blasku świec. Bez wahania, bez grymasu nawet Lorianna przecięła wnętrze dłoni. Bez słowa podeszła do stolika, na którym ustawiono kielichy do wina. Tu nad jednym z naczyń zacisnęła mocno pięść tak, że jej vitae ciurkiem spłynęła do wnętrza jednego z nich.

Zdrową dłonią Lorianna ujęła kielich i wysunęła go w stronę Siemowita. Znów spojrzała mu głęboko w oczy, tym razem jakby z nadzieją.

- Będę twoja tylko jeżeli złączysz się ze mną więzami krwi... tak jak dawniej.


Tak jak dawniej... jak dawniej... dawniej.

Słowa kobiety odbijały się w uszach Siemowita, przypominając cichy szept. Obietnice cudownej przyszłości u boku ukochanej. Jakaś część umysłu mężczyzny krzyczała, że Lorianna próbuje go oszukać, że jest niczym diabeł, który kusi cudownymi wizjami, by usidlić duszę i wziąć człowieka w niewole. Ale ta część Siemowita była zbyt słaba, by uchronić wampira przed klęską.

Siemowit wahał się tylko przez krótką, ledwo dostrzegalną chwilę, poczym jego prawa dłoń ujęła trzymany przez Lorianne kielich. Mężczyzna powoli wstał z klęczek, spojrzał głęboko w oczy księżnej jakby spodziewał się, że znajdzie w nich odpowiedzi na gnębiące go pytania. Dostrzegł w nich nadzieje... a więc tego chciała? Tylko ten jeden kielich dzielił ich od szczęśliwej, wiecznej miłości. Ale czy na pewno?

Kolejny raz dłoń zacisnęła się na róży, jednak tym razem tak silnie, że łodyga pękła z suchym trzaskiem. Krew powoli spłynęła po zaciśniętej dłoni mężczyzny i na oczach Lorianny kolejne krople vitae wpadały do kielicha, mieszając się z jej własną krwią. Siemowit wyciągnął kielich w kierunku ukochanej.

- W każdym z nas drzemie potwór. Ufam ci, ufam w twą miłość... jednak jak mogę zaufać bestii, która drzemie w tym sercu. Daj mi dowód piękna, że wciąż jesteś moją ukochaną. Przez krew odnówmy swoją miłość, niech nasza krew umocni to co nietrwałe w naszych duszach. Jeden łyk połączy nas na całą wieczność ukochana.

„Sprytnyś Siemowiecie... o wiele bardziej jesteś sprytny niźli za ludzkiego żywota. Zapomniałeś jednak o czymś. Ty już byłeś moim niewolnikiem i starczy łyk Vitae, byś na powrót się nim stał. Ba! Już nim jesteś! Mi natomiast trzeba więcej, abyś wzbudził we mnie jakieś uczucia inne od wzgardy. Nigdy zresztą w tej kwestii nie zajmiesz miejsca Bolka...Nigdy!”

Lorianna przechyliła kielich i upiła łyk słodkiej, mocnej krwi. Przyjemne ciepło, które rozgrzewało ją od wewnątrz ukoiło nieco nerwy. Była nawet uśmiechnąć się lekko do swego rozmówcy – bez fałszu. Kto wie, w końcu może jej się on przyda?

W oczach Siemowita, Lorianna widziała olbrzymią ulgę i radość, zupełnie jakby ten jeden łyk był czymś wielkim i znaczącym. Jednak tak naprawdę dla mężczyzny ten gest stanowił jedynie symbol zaufania i prawdziwej miłości. Jedynie tyle i aż tyle. Gdy Siemowit patrzył, jak ukochana unosi kielich do ust, jego obawy o złe zamiary księżnej topniały, niczym lód pod dotykiem ciepłych, słonecznych promieni.

Na twarzy zakrytej przez kaptur odmalował się uśmiech, gdy tylko księżna napiła się z kielicha. Napięte mięśnie rozluźniły się w jednym momencie, gdy wampir zdał sobie sprawę, że Siemowitowi nic już nie grozi. Natomiast Lorianna... W głębi swej duszy Salwador eksplodował szaleńczym śmiechem, choć na zewnątrz pozostał cichy i obojętny. Nie chciał psuć tej wspaniałej, doniosłej chwili... Chwili kiedy Lorianna stawała zaledwie dwa kroki od otchłani, z dumnie uniesioną głowa. Jej spojrzenie, w którym widać było radość z tryumfu, było skierowane w odległy cel. Tak odległy, że wampirzyca nie widziała przepaści pod swoimi stopami.

Siemowit delikatnie wyjął kielich z dłoni ukochanej. Ostatnie spojrzenie w głąb wspaniałych oczu i jej delikatne, zachęcające skinienie głowy. Mężczyzna wolnym ruchem uniósł naczynie do ust, zamykając oczy i rozchylił wargi. Płyn wdarł się do gardła niosąc ze sobą niesamowitą gamę doznać. Vitae zdawało się zarazem słodkie i gorzkie, a jego moc napełniało martwe ciało siłą i namiastką życia... tym przyjemnym ciepłem, które zarezerwowane było tylko dla żywych.

W końcu Siemowit oderwał usta od kielicha, w którym pozostało tylko ostatnie krople. Otworzył oczy i przez moment zdawało mu się, że widzi twarz ukochanej, ale jakąś inną. Piękniejszą, wspanialszą, doskonalszą? Jednak uczucie minęło równie gwałtownie, jak się ukazało, gdy ciszę zalegającą w komnacie przerwał dźwięk.

Nagle rozległo się stukanie do drzwi. Po chwili zaś wewnątrz komnaty ukazała się głowa służącego.

- Pani...

- Tak?

- Profesor Paprocki kazał miłościwej pani przekazać, że udał się odpocząć do swojej komnaty.

- To wszystko?

- Tak pani.

- Odejdź zatem.


Drzwi zamknęły się, a księżna znów zwróciła swe zamyślone spojrzenie na Siemowita.

„Dlaczego Profesor mi o tym mówi? Czy to tylko kwestia etykiety, czy może ukryta wiadomość... Swoją drogą człek ten ma zbyt wielką wiedze na śmiertelnika, pytanie tylko czy sam jej szuka, czy aby nie gorszy czort za nim stoi...”

I znów rozległo się dyskretne pukanie.

- Na Boga... wejść!

Kolejne nieśmiałe skrzypnięcie odrzwi oraz kolejna głowa, która się w nich pojawiła.

- Wybacz pani, że przeszkadzam. Książę Bolko nakazał mi sprawdzić czyś w zdrowiu wytrwała. Dzisiejsza noc wszak bogata w wydarzenia...

- Ach, powiedz księciu
– celowo nie użyła przy wampirze określenia „małżonek” – że rozmawiam z dawnym znajomym i jestem całkowicie bezpieczna. Nie musi się frasować mną.

- Dobrze pani, wybacz raz jeszcze za wtargnięcie.


Znów drzwi zamknęły się. Lorianna udając zniecierpliwienie, westchnęła ciężko.

- Sam widzisz Siemowicie, że nie czas teraz na poważna rozmowę, ona musi zaczekać, kiedy to goście się rozjadą i nikt nam nie będzie przeszkadzać. Zresztą to nie jest dobre miejsce. Pamiętajmy o mej reputacji, musze cię więc prosić, byś powstrzymał swe namiętności i udał mego kuzyna... Nie smuć się jednak, skoroś wybrał życie wieczne, to czymże jest tych kilka dni w obliczu przyszłości? Lorianna delikatnie pogładziła mężczyznę po policzku - Teraz winnam udać się na ucztę, jednak zanim to uczynię, pragnę zadać ci jeszcze jedno pytanie. Czy wiadomo ci coś na temat mordu sług w mych stajniach? Pytam, azali wydarzenie to zbiegło się z twoim przyjazdem. Możeś coś widział?


Siemowit nie odpowiedział od razu, napawając się dotykiem jej gładkiej skóry muskającej jego policzek. Chciał złapać ukochaną za dłoń i zatrzymać przy sobie, ale wiedział, że nie może... jeszcze nie teraz. Ale już wkrótce. Mężczyzna zapatrzył się w oczy ukochanej.

- Nie martw się najdroższa. Czekałem na ciebie tyle lat, zdołam więc wytrzymać jeszcze parę dni. Czyż nie powiada się, że miłość jest wstanie wszystko pokonać? I czas... i krew.- Siemowit na chwilę zamilkł, pozwalając, by do Lorianny dotarło znacznie tych słów- Niestety o mordzie w stajni nic mi nie jest wiadome. Przykro mi najdroższa, że nie mogę ci pomóc.

Zabawne, jak łatwo kłamstwo przeszło przez gardło Siemowita. Tak łatwo... jak oszukanie ukochanej. W komnacie znów zapadło milczenie, nie przerywane nawet oddechem. I tylko Salwador, świadom, że to nie Siemowit, nie Lorianna, lecz właśnie on zwyciężył w tej rozgrywce, śmiał się w głębi swej duszy.

Lorianna patrzyła przez chwilę w oczy Kainity, jakby czegoś w nich szukając, po czym uśmiechnęła się lekko, przepraszająco.

- To dobrze... Mój drogi, uważaj na siebie i... proszę, miej też oko na moich ludzi – ten majątek jest mi naprawdę bliski. Ja muszę cię teraz przeprosić... już dość czasu zaniedbywałam mych gości.


To powiedziawszy skłoniła lekko głowę, po czym, szeleszcząc rozłożystą suknią, wyszła z pomieszczenia.

„Tak mało czasu, a tak wiele na głowie...”
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 21-03-2008 o 22:22. Powód: Post jest pisany przy współpracy Markusa i mojej
Mira jest offline