Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2008, 16:22   #181
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Lorianna i Siemowit

Młody mężczyzna siedział na oknie z oczami zwróconymi w ciemność. Czuł się niemal jak wtedy, gdy zobaczył ją pierwszy raz. Jedno spojrzenie, jeden uśmiech i już wiedział, że oddałby duszę za krótką chwile, w której mógłby się cieszyć widokiem ukochanej. Siemowit oparł głowę o twardy kamień i zamknął oczy. Wiedział, że przyjdzie... musiała przyjść. Ich przeznaczeniem było spędzić całą wieczność razem i nic nie mogło tego zmienić. Nawet tyle lat rozłąki nie mogło zniszczyć ich miłości. Miłości wielkiej, wspaniałej, zdolnej pokonać śmierć.

Ciche skrzypienie drzwi i odgłos kroków uświadomił mężczyźnie, że oto nadszedł czas. Otworzył oczy i spojrzał w jej kierunku. Stała tam, piękna i wspaniała, jak najcudowniejsza muza. Jego muza! Jego ukochana! Związana z nim, aż po Ostateczną Śmierć! Błyskawicznie znalazł się na nogach i wyszedł z cieni, wprost w obręb światła wpadającego z korytarza.

- Siemowit...

Cichy szept, który uleciał z jej warg, dla Siemowita brzmiał, niczym najwspanialsza symfonia. Spojrzał w jej oczy ciekaw, co w nich dojrzy i z radością spostrzegł, że były takie jak dawniej. Ciemne, przenikliwe... dokładnie te samo, które jednym spojrzeniem potrafiły rzucić go na kolana. Te same, niezmienione przez czas, czekały na niego przez te wszystkie lata. Właśnie na niego, na wybrańca Fortuny...

- Siemowicie... coś ty zrobił? - wyszeptały drżące wargi.

Nie! To nie miało tak wyglądać! Dlaczego w jej oczach nie było radości? Dlaczego nie widział na jej twarzy uśmiech szczęścia? Przecież tego właśnie chciała! Tą drogę wskazała mu, gdy odtrąciła go od siebie.

- Ja... ja uniosłem na swych barkach grzech Kaina. Pozwoliłem, by anioł wypalił mi na czole piętno krwi. Ja zrobiłem to, co mi nakazałaś swym milczeniem w dniu, gdy mnie opuściłaś. Zrobiłem to dla ciebie moja piękna. By stać się godnym mojej bogini, Venus generosa.

Dłoń mocniej zacisnęła się na czerwonej róży, a jeden z kolców wbił się w palec mężczyzny. Na bladej skórze ukazała się pojedyncza kropla krwi. Delikatnie, jakby bojąc się, że mógłby przestraszyć ukochaną, objął ją w talii i przyciągnął bliżej siebie.

- Cii... Niech słowa nie niszczą tej chwili.

Skaleczony palec przyłożył do jej drżących warg, delikatnie rozmazując krople krwi na jej ustach. Nadszedł czas. Czas, by znów odnowili swoją miłość, taką jaka była dawniej. Zamykając oczy, Siemowit zbliżył swoje wargi do warg ukochanej.

„Boże... Panie mój... Ojcze w Niebiosach... Stwórco Nieba i Ziemi... Wszechwiedzący... ty mnie chyba nie lubisz, prawda to azali?” - myślała wówczas jego najdroższa Lorianna.

W ostatniej chwili chyba wsunęła dłoń między ich usta unikając pocałunku. Miała ochotę pluć, jak najszybciej zetrzeć posokę Siemowita, która niczym smoła wypalała się karminem na jej wargach. Musiała jednak działać rozmyślnie.

Subtelnym gestem starła rękawem vitae Kainity ze swej skóry. Jednak ostrożny ruch ręki nie uszedł uwadze Siemowita. Z zaskoczeniem i niedowierzaniem obserwował, jak ukochana skrawkiem sukni ociera usta z jego krwi. Dlaczego? Dlaczego odrzucała jego dar? Niewielki, niepozorny. A jednak tak dla niego ważny. Spojrzała na niego poważnie, szeroko otwartymi oczyma - tak jak lubił, starając się przy tym, by nie wyczytał prawdziwych uczuć z jej twarzy. By nie rozpoznał złości i odrazy. Nawet jako ludzkie pachole – książę Siemowit bywał wszak szaleńcem.

- Nie takim cię kochałam. Kochałam człowieka czystego i prawego, nieskażonego klątwą. Skąd mam wiedzieć kim teraz jesteś? Może jeno imię i twarz pozostały te same... - rzekła księżna, nadając swojemu głosowi odcień smutku.

- Nie takim? Człowieka czystego i prawego? Czemu więc porzuciłaś mnie tamtego dnia?! Dlaczego zostawiłaś mnie na pastwę losu?! I tylko patrzyłaś, jak odchodzę, znikam z twojego życia!

Siemowit postąpił w kierunku ukochanej, a w jego oczach widać było płomienie gorączki. Gorączki, a może obłędu? Choć nie miał przy sobie żadnej broni, to w jakiś niesamowity, nienaturalny sposób wydawał się groźny. Niebezpieczny, jak cała armia. Niebezpieczny i szalony. Ale czy rzeczywiście całkiem ogarnął go obłęd? Czy Lorianna nie potrafiła dostrzec iskier świadomości, tylko czekających, by ktoś wydobył je na powierzchnie i skierował na właściwy tor?

- Nie okłamiesz mnie moja piękna. Widzę twe serce, twą duszę. Wiem, że zostawiłaś mnie bo byłem słaby, byłem nikim. Nie mogłem się z tobą równać ukochana. Ale teraz mogę! Teraz i w moich żyłach płynie krew Kaina. Teraz i ja ma moc, której tysiące... nie, miliardy śmiertelników pożąda!

Nagle mężczyzna się zatrzymał. W jego oczach zabłysła iskierka zrozumienia i przez krótką chwile, Lorianna była pewna, że jednak dostrzegł jej prawdziwe uczucia. Gdy Siemowit znowu się odezwał, w jego głosie brzmiał gniew.

- To o niego chodzi, tak? Co ten człowieczek, nędzny śmiertelnik mieniący się księciem, ma czego ja nie mam?! Władze? Ha! Jedno me słowo łamie ludzkie serca, jeden gest sprawia, że padają przede mną na kolana. On włada ze względu na swe urodzenie, ja ze względu na moc. Przeciw niemu się zbuntują, mi nikt nie ośmieli się stanąć na drodze. Jeżeli zechcę zrzucę go z tronu! Jest niczym! Pyłkiem na wietrze, który zdmuchnę jedną myślą. Co jeszcze ci ofiarował? Pieniądze? Nie, to tylko nędzne błyskotki będące jedną z wielu dróg do celu. W moich rękach spoczywa cały majątek tego głupca Bolesława, który wciąż myśli, że jestem jego synem. Ale ty nigdy na to nie patrzyłaś ukochana, prawda? Więc co? Dał ci miłość, której tak pragniesz? A czymże jest jego miłość? Odrobiną krwi, nędznym pocałunkiem, uściskiem dłoni? Tylko na tyle mógł się zdobyć. Tylko tyle mógł złożyć na ołtarzu waszej miłości. A ja? Ja w ofierze złożyłem ci swoje życie, swoją krew, myśli, serce, a nawet duszę! Tyle lat pozostałem ci wierny. Oddałem ci wszystko, co miałem i zrobiłbym to jeszcze miliardy razy. Ofiarowałem ci siebie ukochana, a ty?! Ty żałujesz mi jednego pocałunku po tylu latach rozłąki!

Tak, jak gwałtowny był napad szału młodzieńca, tak teraz nagle się uspokoił. W jeden chwili w jego oczach zgasły iskry obłędu, ustępując miejsca dawnemu spojrzeniu, pełnemu miłości i uczucia do dawno niewidzianej ukochanej. Ale w tym spojrzeniu było jeszcze coś. Smutek... smutek, ponieważ Siemowit zrozumiał, że posunął się za daleko. Wolnym ruchem mężczyzna uklęknął przed ukochaną, z delikatnością godną najwspanialszego kochanka ujmując jej dłoń i składając na niej pocałunek.

- Wybacz mi pani. Nie powinienem był... Jednak twoje słowa zabolały mnie bardziej, niż najokrutniejszy cios. Jeżeli nie wierzysz mi ukochana, że wciąż jestem, tym kim byłem... Wejrzyj w głąb mej duszy. Zajrzyj w serce i w myśli. Przecież potrafisz ukochana. Wypróbuj mnie i sama zdecyduj, czy jestem godny, by stać u twego boku. A jeżeli nie... to ciśnij mnie w otchłań.

Siemowit uniósł głowę i spojrzał w głębie jej wspaniałych oczu. Tych najwspanialszych źrenic, jakich nie widział od tylu lat. Nie miał zamiaru się bronić. Wszystko co zrobił, robił dla niej. Jeżeli ona nim pogardzała i nie miała w swoim sercu miłości dla niego, lepiej, żeby Ostateczna Śmierć spotkała go już teraz, z ręki ukochanej.

W tym samym czasie, Salwador powstał z klęczek. Okryty zasłoną swych mocy, skryty wśród cieni, był właściwie niedostrzegalny. Do tej pory ze spokojem przysłuchiwał się rozmowie, ale teraz... nie mógł dopuścić, by ta wampirzyca zniszczyła Siemowita, a wraz z nim wszystkie jego plany. O nie, Siemowit na razie miał zbyt wielką wagę dla Salwadora.
 
Markus jest offline  
Stary 17-03-2008, 08:52   #182
 
Eperogenay's Avatar
 
Reputacja: 1 Eperogenay nie jest za bardzo znanyEperogenay nie jest za bardzo znany
Kiedy po pierwszym tańcu nadszedł kolejny, profesor doszedł do wniosku, że nie uda mu się wykonać swojego planu od tej strony. Porozmawiał chwilę z ludźmi, pokręcił się tu i ówdzie, obserwował. Po chwili jednak postanowił zmienić taktykę. Nie wiedział, co się stanie podczas dnia, więc musiał wykorzystać noc jak najlepiej. Podszedł do najbliższego służącego, jakiemu zdarzyło się być w sali.

- Witaj, młodzieńcze, bądź tak miły i zaprowadź mnie, starego człowieka do przygotowanej dla mnie komnaty, gdy to zrobisz bądź tak miły powiadomić Księżną Loriannę, że Profesor Paprocki udał się odpocząć, po męczącym stare kości pobycie w sali...

Wystarczyło tylko poczekać, aż znajdzie się choć przez chwilę sam... Poszukiwania wywiadowcze nic nie dały, więc trzeba było rozpocząć pracę na poważniejszą skalę...

Gdy za profesorem zamknęły się drzwi komnaty, ten natychmiast porzucił pozę zgarbionego starca, czekała go praca. Nie zawracał sobie głowy chłopcem, który miał mu usługiwać jeszcze zanim tu przyjechał, dał malcowi wolną rękę, niech się bawi. Wie, co grozi za uszczerbek na dobrym imieniu Paprockiego.

- Hic et nunc, fiat lux - wyszeptał, a wszystkie świece w pomieszczeniu dały jaśniejsze światło, pozwalając mu się skupić. Teraz należało zająć się poszukiwaniami...

Paprocki bez trudu, siłą swojej woli przesunął mebel pod drzwi, uniemożliwiając wejście komukolwiek. Teraz, gdy znalazł chwilę spokoju wyciągnął kredę, jaką zdarzało mu się nosić przy sobie, a która była doskonała do jego potrzeb. Schylił się, upadł na kolana i rozpoczął mozolne rozrysowywanie diagramu na podłodze...

Nieco później, gdy nie tylko diagram, ale i wszystko, łącznie ze źródłami światła było na odpowiednich miejscach stanął przed diagramem, spojrzał na misę z wodą, jaka miała pewnie służyć za ochłodę zmęczonych nóg, a była idealnym zwierciadłem i rozpoczął długą i mozolną inkantację. Mógłby próbować zrobić to znacznie szybciej, lecz rytuał gwarantował niemal szanse na sukces... Jeśli wszystko się uda, za czas odpowiadający godzinie będzie w stanie rozpoznać każdego Massasa, jaki krąży po zamku i odnaleźć tego, którego poszukuje...

Komnata delikatnie drgnęła, gdy rytuał rozpoczął się, wypowiadany monotonnym tonem starego człowieka...
 
Eperogenay jest offline  
Stary 20-03-2008, 18:17   #183
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Książe Bolko


Vasques drań jeden musi mieć swojego szpiega bądź używać jakiś czarcich sztuczek, może jedno i drugie” – pomyślał Książe przysłuchując się wyjaśnieniom Gabriela jednocześnie zerkając ukradkiem na jego towarzyszkę. – „Podobno przybył tu w towarzystwie dwóch osób a przy nim została tylko ta dziwna dziewka…”

- To prawda uwięziony marszałek będzie o wiele cenniejszy, jednakże najpierw trzeba go schwytać. Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu panowie, nie ma chwili do stracenia. Za mną.- rzucił krótkim poleceniem i nie czekając udał się w dół schodów.

Osobiście wątpił, żeby Marszałek był skłonny do współpracy, ktoś posiadający dar nieśmiertelności był zbyt niebezpieczny, aby pozwolić mu dalej stąpać po ziemi. Nagle Książe przystanął na sekundkę wyraźnie zszokowany wizją, która na niego spłynęła.

Co jeśli mógłbym go obedrzeć z tego daru, przywłaszczyć sobie go i stać się tak jak von Truttcheweitz nieśmiertelnym? Mógłbym już na zawsze być z moją ukochaną nie zamieniając się jednocześnie w wampira. Czy to jest możliwe? Taaak krzyżak jest mi potrzebny żywy…” – wiedział, że odpowiedzi na dręczące go pytania powinien poszukać w swojego nadwornego maga. Mistrz Emanuel był starym piernikiem i zrzędą, lecz ze sztukami tajemnymi był obeznany jak mało kto.

-Tędy- wskazał na jeden z bocznych korytarzy, prowadząc pośpiesznie swoich „gości” na podwórze. Nie chciał żeby ktokolwiek ich dostrzegł. Coś było nie w porządku, zawsze myśli o Loriannie dodawały mu sił, jednakże nie tym razem. Zaczął go ogarniać dziwny lęk jakby ukochanej groziło niebezpieczeństwo….jak podczas nocnych koszmarów, w których traci swoją miłość nieodwracalnie.

- Dziesięciu uzbrojonych ma natychmiast czekać na nas na zewnątrz zamku przy starej szopie, upewnić się czy nikt nie wchodził ani wychodził z budynku. – rzucił dość nerwowy rozkaz do jednego z dwójki strażników patrolujących korytarz. Ten zniknął błyskawicznie za zakrętem pędząc na złamanie karku, był wyraźnie zaskoczony tonem władcy. Bolko musiał jakoś odreagować wewnętrzne obawy bądź ukryć je głęboko, ale…ale nie mógł tego uczynić.

- Sprawdź dyskretnie czy z księżną Lorianną jest wszystko w porządku. –rozkazał drugiemu. Piast mógł przysiąc, że dostrzegł jak wojownik ciężko przełknął ślinie na wieść o swoim zadaniu. Jego ludzie byli całkowicie bezpieczni, lecz nie zmieniało to faktu, że woleli ograniczać ilość spotkań z wybranką swojego władcy.


Parę minut później byli już na zewnątrz, świeże powietrze wdzierające się w płuca działało pobudzająco, jednakże nowi „sojusznicy” niewiele ze sobą rozmawiali. Przed szopą kilkadziesiąt metrów dalej czekali na nich uzbrojeni po zęby strażnicy.

Czy to wystarczy na Wielkiego Marszałka?
 
mataichi jest offline  
Stary 21-03-2008, 22:19   #184
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Lorianna patrzyła oniemiała na swego dawnego kochanka, który nie tylko stał się wampirem, ale też zatracił się w swym szaleństwie. Mimo więzów nigdy nie mogła mu ufać, nie mogła bowiem wierzyć w jego zdrowy rozsądek. Teraz sytuacja miała się jeszcze gorzej. Siemowit rozpoznał swego wroga w Bolku i prawdopodobnie, jeśli księżna da mu powody, to Sokolnika obciąży winą za swój zawód miłosny. Kto wie, może to on stał za zamachem na życie władcy narcyzowa? Lorianna nie mogła dopuścić, aby sytuacja się rozwinęła.

- Sam widzisz Siemowicie, stałeś się bestią. – rzekła, jeszcze bardziej odsuwając od siebie mężczyznę – Chcesz zabić człowieka, którego poślubiłam? Proszę bardzo. Tym samym jednak wystąpisz przeciwko mnie. Zdziwionyś? Bolko to mój ghul, moja własność. Nie musze go kochać, nie musze nawet darzyć go względami, jest mi jednak potrzebny, by sprawować władze. Sam wiesz, że jako kobieta niezamężna nie mogłabym posiadać tych dóbr.

- Ja... ja mogę dać ci to wszystko... mogę...- wyszeptał w odpowiedzi Siemowit, ale zdawało się, że Lorianna go nie słyszy. A może nie chce usłyszeć?

Księżna odwróciła się plecami do kainity. Jej szczupłe dłonie błądziły po ściennym gobelinie po kształtach ludzi i zwierząt, jakby próbując przywołać je do życia.

- Odeszłam z twojego życia, bo... nie chciałam patrzeć jak umierasz. – mówiła cicho - Zbyt mocno mi na tobie zależało Siemowicie. Życie wieczne to straszliwa kara. Może jeszcze tego nie czujesz, ale... ja wiem. Myślałam nad przemienieniem cię, oh! Jakże często o tym myślałam. Nie chciałam jednak być cierpiał, byś był przeklęty... jak ja. Zbyt wielka była moja miłość.

Palce teatralnym gestem zacisnęły się na materii, sugerując tym samym wielkie katusze, które sama sobie musiała zadawać księżna.

- Ty sam odkryłeś tę ścieżkę... stałeś się dziecię Kaina. Każda moc ma jednak swoją cenę, nasza jest przekleństwo i bestia. Siemowicie, najdroższy mój... ufam ci, ufam w twą miłość. Jak mogę jednak zaufać potworowi, który w tobie drzemie? Jeśli chcesz się ze mną połączyć najmilszy, jest tylko jeden sposób...

Srebrne ostrze błysnęło w blasku świec. Bez wahania, bez grymasu nawet Lorianna przecięła wnętrze dłoni. Bez słowa podeszła do stolika, na którym ustawiono kielichy do wina. Tu nad jednym z naczyń zacisnęła mocno pięść tak, że jej vitae ciurkiem spłynęła do wnętrza jednego z nich.

Zdrową dłonią Lorianna ujęła kielich i wysunęła go w stronę Siemowita. Znów spojrzała mu głęboko w oczy, tym razem jakby z nadzieją.

- Będę twoja tylko jeżeli złączysz się ze mną więzami krwi... tak jak dawniej.


Tak jak dawniej... jak dawniej... dawniej.

Słowa kobiety odbijały się w uszach Siemowita, przypominając cichy szept. Obietnice cudownej przyszłości u boku ukochanej. Jakaś część umysłu mężczyzny krzyczała, że Lorianna próbuje go oszukać, że jest niczym diabeł, który kusi cudownymi wizjami, by usidlić duszę i wziąć człowieka w niewole. Ale ta część Siemowita była zbyt słaba, by uchronić wampira przed klęską.

Siemowit wahał się tylko przez krótką, ledwo dostrzegalną chwilę, poczym jego prawa dłoń ujęła trzymany przez Lorianne kielich. Mężczyzna powoli wstał z klęczek, spojrzał głęboko w oczy księżnej jakby spodziewał się, że znajdzie w nich odpowiedzi na gnębiące go pytania. Dostrzegł w nich nadzieje... a więc tego chciała? Tylko ten jeden kielich dzielił ich od szczęśliwej, wiecznej miłości. Ale czy na pewno?

Kolejny raz dłoń zacisnęła się na róży, jednak tym razem tak silnie, że łodyga pękła z suchym trzaskiem. Krew powoli spłynęła po zaciśniętej dłoni mężczyzny i na oczach Lorianny kolejne krople vitae wpadały do kielicha, mieszając się z jej własną krwią. Siemowit wyciągnął kielich w kierunku ukochanej.

- W każdym z nas drzemie potwór. Ufam ci, ufam w twą miłość... jednak jak mogę zaufać bestii, która drzemie w tym sercu. Daj mi dowód piękna, że wciąż jesteś moją ukochaną. Przez krew odnówmy swoją miłość, niech nasza krew umocni to co nietrwałe w naszych duszach. Jeden łyk połączy nas na całą wieczność ukochana.

„Sprytnyś Siemowiecie... o wiele bardziej jesteś sprytny niźli za ludzkiego żywota. Zapomniałeś jednak o czymś. Ty już byłeś moim niewolnikiem i starczy łyk Vitae, byś na powrót się nim stał. Ba! Już nim jesteś! Mi natomiast trzeba więcej, abyś wzbudził we mnie jakieś uczucia inne od wzgardy. Nigdy zresztą w tej kwestii nie zajmiesz miejsca Bolka...Nigdy!”

Lorianna przechyliła kielich i upiła łyk słodkiej, mocnej krwi. Przyjemne ciepło, które rozgrzewało ją od wewnątrz ukoiło nieco nerwy. Była nawet uśmiechnąć się lekko do swego rozmówcy – bez fałszu. Kto wie, w końcu może jej się on przyda?

W oczach Siemowita, Lorianna widziała olbrzymią ulgę i radość, zupełnie jakby ten jeden łyk był czymś wielkim i znaczącym. Jednak tak naprawdę dla mężczyzny ten gest stanowił jedynie symbol zaufania i prawdziwej miłości. Jedynie tyle i aż tyle. Gdy Siemowit patrzył, jak ukochana unosi kielich do ust, jego obawy o złe zamiary księżnej topniały, niczym lód pod dotykiem ciepłych, słonecznych promieni.

Na twarzy zakrytej przez kaptur odmalował się uśmiech, gdy tylko księżna napiła się z kielicha. Napięte mięśnie rozluźniły się w jednym momencie, gdy wampir zdał sobie sprawę, że Siemowitowi nic już nie grozi. Natomiast Lorianna... W głębi swej duszy Salwador eksplodował szaleńczym śmiechem, choć na zewnątrz pozostał cichy i obojętny. Nie chciał psuć tej wspaniałej, doniosłej chwili... Chwili kiedy Lorianna stawała zaledwie dwa kroki od otchłani, z dumnie uniesioną głowa. Jej spojrzenie, w którym widać było radość z tryumfu, było skierowane w odległy cel. Tak odległy, że wampirzyca nie widziała przepaści pod swoimi stopami.

Siemowit delikatnie wyjął kielich z dłoni ukochanej. Ostatnie spojrzenie w głąb wspaniałych oczu i jej delikatne, zachęcające skinienie głowy. Mężczyzna wolnym ruchem uniósł naczynie do ust, zamykając oczy i rozchylił wargi. Płyn wdarł się do gardła niosąc ze sobą niesamowitą gamę doznać. Vitae zdawało się zarazem słodkie i gorzkie, a jego moc napełniało martwe ciało siłą i namiastką życia... tym przyjemnym ciepłem, które zarezerwowane było tylko dla żywych.

W końcu Siemowit oderwał usta od kielicha, w którym pozostało tylko ostatnie krople. Otworzył oczy i przez moment zdawało mu się, że widzi twarz ukochanej, ale jakąś inną. Piękniejszą, wspanialszą, doskonalszą? Jednak uczucie minęło równie gwałtownie, jak się ukazało, gdy ciszę zalegającą w komnacie przerwał dźwięk.

Nagle rozległo się stukanie do drzwi. Po chwili zaś wewnątrz komnaty ukazała się głowa służącego.

- Pani...

- Tak?

- Profesor Paprocki kazał miłościwej pani przekazać, że udał się odpocząć do swojej komnaty.

- To wszystko?

- Tak pani.

- Odejdź zatem.


Drzwi zamknęły się, a księżna znów zwróciła swe zamyślone spojrzenie na Siemowita.

„Dlaczego Profesor mi o tym mówi? Czy to tylko kwestia etykiety, czy może ukryta wiadomość... Swoją drogą człek ten ma zbyt wielką wiedze na śmiertelnika, pytanie tylko czy sam jej szuka, czy aby nie gorszy czort za nim stoi...”

I znów rozległo się dyskretne pukanie.

- Na Boga... wejść!

Kolejne nieśmiałe skrzypnięcie odrzwi oraz kolejna głowa, która się w nich pojawiła.

- Wybacz pani, że przeszkadzam. Książę Bolko nakazał mi sprawdzić czyś w zdrowiu wytrwała. Dzisiejsza noc wszak bogata w wydarzenia...

- Ach, powiedz księciu
– celowo nie użyła przy wampirze określenia „małżonek” – że rozmawiam z dawnym znajomym i jestem całkowicie bezpieczna. Nie musi się frasować mną.

- Dobrze pani, wybacz raz jeszcze za wtargnięcie.


Znów drzwi zamknęły się. Lorianna udając zniecierpliwienie, westchnęła ciężko.

- Sam widzisz Siemowicie, że nie czas teraz na poważna rozmowę, ona musi zaczekać, kiedy to goście się rozjadą i nikt nam nie będzie przeszkadzać. Zresztą to nie jest dobre miejsce. Pamiętajmy o mej reputacji, musze cię więc prosić, byś powstrzymał swe namiętności i udał mego kuzyna... Nie smuć się jednak, skoroś wybrał życie wieczne, to czymże jest tych kilka dni w obliczu przyszłości? Lorianna delikatnie pogładziła mężczyznę po policzku - Teraz winnam udać się na ucztę, jednak zanim to uczynię, pragnę zadać ci jeszcze jedno pytanie. Czy wiadomo ci coś na temat mordu sług w mych stajniach? Pytam, azali wydarzenie to zbiegło się z twoim przyjazdem. Możeś coś widział?


Siemowit nie odpowiedział od razu, napawając się dotykiem jej gładkiej skóry muskającej jego policzek. Chciał złapać ukochaną za dłoń i zatrzymać przy sobie, ale wiedział, że nie może... jeszcze nie teraz. Ale już wkrótce. Mężczyzna zapatrzył się w oczy ukochanej.

- Nie martw się najdroższa. Czekałem na ciebie tyle lat, zdołam więc wytrzymać jeszcze parę dni. Czyż nie powiada się, że miłość jest wstanie wszystko pokonać? I czas... i krew.- Siemowit na chwilę zamilkł, pozwalając, by do Lorianny dotarło znacznie tych słów- Niestety o mordzie w stajni nic mi nie jest wiadome. Przykro mi najdroższa, że nie mogę ci pomóc.

Zabawne, jak łatwo kłamstwo przeszło przez gardło Siemowita. Tak łatwo... jak oszukanie ukochanej. W komnacie znów zapadło milczenie, nie przerywane nawet oddechem. I tylko Salwador, świadom, że to nie Siemowit, nie Lorianna, lecz właśnie on zwyciężył w tej rozgrywce, śmiał się w głębi swej duszy.

Lorianna patrzyła przez chwilę w oczy Kainity, jakby czegoś w nich szukając, po czym uśmiechnęła się lekko, przepraszająco.

- To dobrze... Mój drogi, uważaj na siebie i... proszę, miej też oko na moich ludzi – ten majątek jest mi naprawdę bliski. Ja muszę cię teraz przeprosić... już dość czasu zaniedbywałam mych gości.


To powiedziawszy skłoniła lekko głowę, po czym, szeleszcząc rozłożystą suknią, wyszła z pomieszczenia.

„Tak mało czasu, a tak wiele na głowie...”
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 21-03-2008 o 22:22. Powód: Post jest pisany przy współpracy Markusa i mojej
Mira jest offline  
Stary 27-03-2008, 17:09   #185
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Anzulewicz z ciekawością spojrzał na Gabriela, który po chwili odwrócił się do nich, przekazując bezcenne informacje, dotyczące miejsca ukrycia się krzyżaka.
Czyżby przebiegły Vasques miał gdzieś tutaj swojego szpiega?

Z rozmyślań wyrwał go Bolko, mówiący o pojmaniu krzyżaka żywego.
Pomysł ten nie zachwycił Gregora. Chciał on zabić marszałka, był rządny krwi. Jednak nie mógł sprzeciwić się Księciu, nie chciał tracić tak korzystnego sojusznika.

-Zgadzam się. Powinniśmy złapać marszałka i później zastanowić się co z nim uczynić.- odpowiedział dyplomata, kierując się wraz z „towarzyszami” w dół po schodach a następnie bocznym korytarzem prowadzącym na podwórze.
Anzulewicz domyślił się, że chodzi o nie zwracanie uwagi reszty gości. W końcu prawie nikt nie wie co stało się niedawno na wierzy.

Chwilę później, gospodarz rozkazał dziesiątce zbrojnych czekać na nich przy starej szopie, gdzie według Vasquesa znajdował się von Truttcheweitz.

W głowie Gregora pojawiły się niejasności. Myśl o podstępie Gabriela krążyła po jego głowie, nie dając mu spokoju.
Co jeśli rycerz miał swoje powody… ważne powody, by zaatakować Sokolnika? Co jeżeli to właśnie pan domu jest tym, na którego trzeba bacznie spoglądać… W tej chwili nie było czasu na dokładne przemyślenie tej sytuacji.

Doszli do szopy, gdzie czekało już na nich zbrojne starcie.
-„Miejmy nadzieję, że von Truttcheweitz pokazał wszystkie swoje sztuczki…”
 
Zak jest offline  
Stary 27-03-2008, 21:12   #186
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Weronika znudzona chodziła po sali oczekując czegoś niezwykłego. Nie mogła się już doczekać, aż bal się zakończy. Prawie wszyscy ludzie byli tacy sami. Sztuczne uśmiechy, ukłony, wymiana uprzejmości... Wszystko po to, by zyskać mocnych sojuszników, a potem gdy nadarzy się okazja wbić im nóż w plecy, aby zająć jego miejsce. Pogardzanie słabszymi i wchodzenie w łaski potężniejszym. To właśnie była polityka, maskowana pod grubą maską wytworności.

Weronika usiadła przy stole. Po tym, co się stało po wypiciu wina, nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie. Przyglądała się ludziom spożywającym posiłki. Gdy próbowała rozpocząć z kimś rozmowę, jej niekonwencjonalne przekonania odstraszały rozmówców. Cóż mogła począć?
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 04-04-2008, 18:29   #187
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Książe Bolko

- Co za przeklęta noc.- westchnął władca wpatrując się nieobecnym wzrokiem w starą szopę. Wraz z lekkim powiewem chłodnego wiatru dostrzegł małą błyszczącą rzecz wywijającą kółka w powietrzu. Wyciągnął szybko dłoń i schwycił drobny obiekt…był to maleńki żuczek, od którego pancerzyka odbijało się światło pochodni. –„Dziwną porę roku wybrałeś sobie przyjacielu na taki spacer.” – Owad za wszelką cenę chciał uwolnić się od swojego więzienia, do którego został tak niespodziewanie wtrącony. Bolko nie męcząc go dłużej otwarł dłoń a insekt wystrzelił w niebo jak pocisk. – „Równie dobrze mógłbym go zgnieść i tak nie przetrwa w tej temperaturze…ech ile jeszcze istnień będzie nas kosztował ten bal? Czy było warto?”


Przez parę sekund piast wydawał się niezwykle spokojny, nie przypominał człowieka, który jeszcze przed chwilą z całą swoją zaciętością pragnął dostać Marszałka.

Niestety jakby w odpowiedzi na myśli Księcia wyrósł przed nim jeden ze strażników tym samym burząc pozorny spokój swojego władcy. ..
-Panie mam ważne wieści.Bolko gestem nakazał mu zbliżenie się tak, aby nikt poza nim nie dosłyszał tej rozmowy.

-Pa…Panie w stajni ktoś wyciął sługi Biskupa, wszyscy nie żyją. Jedyną rzeczą, jaką pozostawił zabójca był napis na ścianie „Strzeżcie się nieczyści”. Czy mamy wszcząć alarm?

Mina władcy jeszcze bardziej zrzedła, najchętniej rozpędziłby wszystkich gości, lecz wiedział, że na to jest już za późno. –„ Musimy skończyć to co zaczęliśmy…”

-Czy Księżna wie o tym?

-Tak, ta ochydn…to znaczy służąca naszej pani, musiała już jej to przekazać.

- W takim razie podwoić straże, każdy fragment zamku ma być dokładnie przeczesany, nic więcej dopóki nie wydam rozkazu.

Strażnik odbiegł, tak przejęty swoją misją, iż nie raczył nawet zadbać o należyty szacunek dla swego dowódcy. Bolko nie dbał o to w tym momencie. Podszedł do swoich strażników i wydał rozkaz.

- W środku szopy ukrywa się zbrodniarz i złoczyńca, naszym zadaniem jest go dostać najlepiej żywego…choć martwy też nie będzie zły. Jest tylko jeden, ale nie lekceważcie go. – rzekł te słowa w zasadzie na pokaz, nie byli to, bowiem jacyś strażnicy tylko jego osobista gwardia, która miała do czynienia z wieloma istotami nadnaturalnymi.

Powoli jeden za drugim, wchodzili do środka starego budynku, przeczesując jego wnętrze zakryte wieloma nieużywanymi już gratami. Książe wszedł jako jeden z ostatnich i stanął na środku budynku. Czekał aż von Truttcheweitz podejmie rękawice.
 
mataichi jest offline  
Stary 05-04-2008, 20:58   #188
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Na salę weszła całkiem ładna kobieta ok. 40-tki, w prostej, można nawet powiedzieć, że surowej sukni. Mimo niemłodego już wieku, wciąż jeszcze zachowała dziewczęca kształty i mogła się cieszyć podziwem i zawistnym wzrokiem kobiet równym jej wiekiem, a gorzej wyglądających oraz cichymi westchnieniami młodych kawalerów. Prosta suknia, doskonale dopasowana do ciała, podkreślała jej pełne, kobiece wdzięki i dodawała uroku. Ci, którzy mieli okazję przebywać na śląsku doskonale wiedzieli kim jest kobieta. Była to Swietłana - księżna legnicka, córka halickiego księcia Wsiewołoda.
14 lat temu jej mąż - świętej pamięci Książę Konrad zginął tragicznie. Od tamtej pory kobieta musiała dźwigać na swych barkach ciężar rządzenia sporym księstwem i wychowania siedmiorga książęcych dzieci. Mimo to nie widać było po niej oznak starości i zmęczenia. Wręcz przeciwnie - Ci, którzy widywali ją dawniej mieli wrażenie, że kobieta z każdym rokiem pięknieje.

Księżna ciągnęła za sobą swą małoletnią córkę - Olgę, która ani myślała grać dobrze wychowaną, młodą panienkę na wydaniu i jak na złość rozglądała się dookoła z rozdziawioną buzią, jakby nigdy wcześniej nie widziała tylu ludzi.

-I czego wytrzeszczasz oczy, jakbyś samego Ducha Św. zobaczyła?! - Zdenerwowana zapytała córki. Zamknij usta, wyprostuj się, wypnij pierś... Instruowała córkę, a gdy ta nie dość chętnie wyprostowała plecy, uszczypnęła ją mocno między łopatkami... i pamięta...

-... Uśmiech przede wszystkim - Dokończyła znudzona dziewczynka i odeszła stawiając sztywno nogi, gdyż inaczej nie była w stanie utrzymać prostych pleców.

Księżna przybyła na bal nieco spóźniona, ale ani myślała uchybić zasadom dobrego wychowania. W pierwszej kolejności ruszyła przywitać się z gospodarzami. Nie dostrzegła jednak nigdzie księcia.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 05-04-2008 o 21:27.
echidna jest offline  
Stary 12-04-2008, 16:04   #189
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Lekkie skinienie głowy, cichy szelest sukni i skrzypnięcie drzwi. Wszystko to dobitnie świadczyło o końcu rozmowy pomiędzy księżną, a Siemowitem. Mężczyzna żałował, że nie ucałował ukochanej na pożegnanie i nie życzył jej powodzenie w wywiązywaniu się z trudnych obowiązków, jakie musiała wypełniać na balu. Zrobiłby to, gdyby tylko Lorianna nie odebrała mu całej pewności siebie tym spojrzeniem i ledwo widocznym uśmiechem.

Mężczyzna długo jeszcze stał pośrodku komnaty, wpatrując się w drzwi, którymi przed chwilą wyszła Lorianna. Odgłos jej kroków już dawno ucichł, a jednak Siemowit wciąż stał w ciemności, jakby spodziewał się, że jego ukochana zaraz wróci. Czuł dziwną gorycz w ustach, a co gorsza sam nie wiedział, czy pozostała ona po wypitej przed chwilą krwi, czy po kłamstwie, które wypowiedział.

Złamana róża bezgłośnie spadła na podłogę. Zaraz po tym kielich z ostatnimi kroplami krwi znalazł się na niewielki, drewnianym stoliku, tuż obok innych naczyń. Mijały kolejne minuty, a Siemowit kroczył po komnacie ogarniętej półmrokiem, z rękoma splecionymi za plecami i spojrzeniem utkwionym w podłodze. Już nawet nie starał się utrzymywać maski człowieczeństwa. Jego skóra była trupia blada, rysy w ciemnościach zdawały się nienaturalnie ostre, jak u drapieżnika, w oczach płonęło coś niepokojącego.

Blade dłonie zacisnęły się na zimnym kamieniu, podczas gdy stojący przy oknie Siemowit zmuszał martwe ciało do czerpania kolejnych oddechów chłodnego, nocnego powietrza. Jak przez mgłę mężczyzna pamiętał, że w odległej przeszłości, gdy był jeszcze żywy, miarowe, głębokie oddechy pomagały mu uspokoić umysł. Teraz jednak myśli, jak szalone, wciąż wracały do tego samego miejsca.

Bolko i Lorianna... Lorianna... Bolko... Czy rzeczywiście jesteś tylko jej zabawką? A kim ona jest dla ciebie? Kochasz ją? Zobaczymy... Przekonamy się, jak wiele zniesie twoja miłość!”

Siemowit obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi, którymi nie tak dawno wyszła Lorianna. Twarz mężczyzny znów nabrała barw, w oczach zgasła nienawiść, zastąpiona przez wesołe ogniki, tak często widoczne u młodych, pełnych zapału ludzi. Siemowit zbyt długo czekał na te chwilę, żeby pozwolić sobie na najdrobniejszy nawet błąd. Myśl o tym, że już wkrótce ta maskarada dobiegnie końca i będzie mógł ujawnić swoją prawdziwą twarz dodawała mu sił. Już wkrótce... będzie jak dawniej.

Szybkie kroki mężczyzny odbijały się wśród pustych kamiennych ścian, gdy Siemowit zmierzał w kierunku sali balowej. Przeszedł jednak zaledwie kilka metrów poczym gwałtownie się zatrzymał. Jego nieruchoma sylwetka zdawała się czegoś nasłuchiwać, poczym mężczyzna od niechcenia machnął dłonią, jakby odganiał natrętnego owada. Nawet, gdyby ktokolwiek widział rozgrywającą się scenę, zapewne i tak nie dostrzegłby delikatnej sugestii poruszenia w ciemności. Salwador spokojnym, nieśpiesznym krokiem zagłębił się w labirynt korytarzy.

***

Młoda kobieta szła w kierunku sali balowej. Jej prosty strój, spracowane dłonie i zmęczenie malujące się na twarzy wyraźnie świadczyły, że nie jest jedną z gości, lecz zwyczajną służką, którą zagoniono do prostych usług. Aktualnie niosła dwa pełne dzbany, by goście mieli czym zaspokajać pragnienie.

Choć była już zmęczona, to jednak wciąż miała dość sił, by nucić sobie pod nosem wesołą i prostą melodie. Szła powoli, nieśpiesznie. Teraz, gdy trwał bal raczej nikogo nie spodziewała się spotkać w tej części zamku, a do sali balowej nie było jej zbyt pilno. Miało już dość poklepywania po tyłku przez starszych mężczyzn, którzy już zdarzyli się nacieszyć wdziękami swoich zwiędłych żon i teraz poszukiwali młodszych kobiet, z którymi mogliby sobie trochę pofolgować.

- Nie powinnaś sama oddalać się od sali balowej.

Dziewczyna aż podskoczyła na dźwięk tych słów. Odwróciła się błyskawicznie równocześnie unosząc ręce, jakby chciała wykorzystać dzbany do osłony przed napastnikiem. Jednak dość szybko zorientowała się, że jej strach był całkowicie nieuzasadniony. Kilka metrów przed nią stał młody mężczyzna. Przyjazny, łagodny uśmiech, sprawił że wszelkie obawy natychmiast znikły z umysłu służki.

Siemowit wolnym krokiem podszedł do kobiety, z rozbawieniem zauważając zmianę na jej twarzy, gdy dostrzegła jego strój. Kobieta dygnęła przed nim z nową obawą widoczną na twarzy, Widać nie czuła się zbyt swobodnie w towarzystwie gościa książęcej pary i trudno było dziwić się jej zachowaniu. Dziewczyna skromnie spuściła oczy, gdy mężczyzna stanął tuż przed nią.

- Nie bój się, ja ci nic nie zrobię. Ale mimo wszystko powinnaś na siebie uważać. Wielu panów mogłoby mieć ochotę, by spędzić kilka upojnych chwil w towarzystwie tak pięknej niewiasty.

Siemowit z rozbawieniem zauważył, że dziewczyna zarumieniła się, choć trudno było powiedzieć, czy tego powodem była bezpośredniość słów mężczyzny, tak rzadko widoczna u szlachetnie urodzonych, czy może komplement, który usłyszała z jego słów. Siemowit delikatnie ujął jej podbródek i uniósł głowę, tak by spojrzała mu w oczy.

Dziewczyna jeszcze nigdy nie widziała takich oczu. Ciemnoniebieskie tafle zdawały się wciągać ją w głąb, coraz niżej i niżej. Na początku spróbowała odwrócić wzrok, ale nie była wstanie. Błękit przesłonił cały świat, a ona czuła jak jej świadomość tonie. Starała się walczyć z tym uczuciem, ale nie miała żadnych szans. Wkrótce nie było już nic poza tymi oczyma i ciepłym, uspokajającym głosem dochodzącym z oddali. [Dominacja]

***

Siemowit pchnął drzwi i dumnym krokiem wkroczył na sale balową. Ze swoim zwyczajnym, przyjaznym uśmiechem spokojnie spacerowała pomiędzy gośćmi, z uwagą rozglądając się za Bolkiem. Teraz po rozmowie z księżną wypadałoby zamienić parę słów z jej mężem. Jednak jak na złość księcia nie było ani na jego miejscu przy stole, ani wśród tańczących. Oczywiście mógł tak jak Siemowit spacerować wśród gości i zabawiać ich rozmową, jednak uganianie się za Bolkiem po całej sali balowej było co najmniej bezsensowne. Znacznie lepszym pomysłem było poczekać, aż książę z powrotem zasiądzie do stołu i dopiero wtedy zająć go rozmową.

Zresztą oficjalnie Siemowit przybył na bal, by znaleźć żonę, więc wypadało choć udawać, że się jej szuka. Z leniwą gracją mężczyzna wymijał kolejnych gości zajętych rozmową, bądź ucztowaniem. Choć na balu było niemało pięknych kobiet, większość albo była już narzeczona, albo nawet zamężna. Te nieliczne, które wciąż były wolne i piękne równocześnie, otaczał ciasny krąg zalotników.

- To będzie ciężka noc.- wyszeptał Siemowit.

***

Sambor Gryfita siedział pochylony nad drewnianą misą pełną wody. Choć znów mógł normalnie oddychać, wciąż czuł ostry ból przeszywający całe ciało przy najdrobniejszym zaczerpnięciu powietrza. Doskonale wiedział, że cokolwiek wydarzyło się tam na dole, na sali balowej, z całą pewnością miało charakter nadnaturalny. A to oznaczało, że od teraz Sambor musiał być piekielnie ostrożny, jeżeli nie chciał stać się ofiarą .

Mężczyzna zanurzył dłonie w misie i nabrawszy wody obmył nią spoconą twarz. Po tym ataku był zmęczony i osłabiony. Zasadniczo niewiele brakowało, a byłby już zimnym trupem. Przyglądając się swojemu zdeformowanemu odbiciu, widocznemu w zburzonej tafli wody, na oślep sięgnął po materiał, którym mógłby otrzeć twarz.

Gdy oczy wpatrzone w tafle zauważyły ruch za plecami Sambora, było już za późno. Delikatne ukłucie, a następnie ekstaza ogarniająca każdy najdrobniejszy fragment świadomości, były ostatnim, co czuł Sambor w swoim dawnym życiu.

***

- Kim jest ta śliczna panna?
- Ona? Toż to chyba Weronika Aklewicz. A czemuż to pytasz panie? Czyżby przyciągnęła cię jej uroda?
- Jest piękna... Pewnie ojciec wyznaczył jej już męża?
- A skądże! Choć piękna, to ponoć strasznie nieposłuszna. Słyszałem, że próbowała uciekać z domu. Jak dla mnie, to w końcu powinna wyjść za mąż. Założę się, że porządny maż już by ją nauczył pokory i posłuszeństwa. Powiadam ci panie, że dziś to przekleństwo mieć córkę. Sam mam jedną i mówię ja panu, piękne to tak, że się nie da wypowiedzieć, ale też okropnie nieposłuszne. Mówię ja panu, prawdziwe przekleństwo!
- Tak, z całą pewnością. A teraz zechce mi pan wybaczyć.


Siemowit wstał od stołu i ruszył w kierunku Weroniki. Dziewczyna siedziała przy stole, ale mimo to nie była zainteresowana jedzeniem. Jej uwaga w głównej mierze skoncentrowana była na ignorowaniu siedzącego obok niej chłopaka. Młodzik najwyraźniej był zafascynowany urodą młodej kobiety i teraz niezdarnie starał się przyciągnąć uwagę Weroniki. Jego zaloty musiałby być szczególnie nieudane, co łatwo było poznać po tym, jak dziewczyna z wyraźnym znudzeniem rozglądała się dookoła.

- Witaj Weroniko.

Zarówno dziewczyna, jak i zalecający się do niej chłopak, odwrócili się w kierunku młodego mężczyzny, który tak bezpardonowo wtrącił się do ich rozmowy albo raczej do nudnego monologu chłopaka. Weronika uważnie przyjrzała się twarzy mężczyzny, który ledwo chwilę temu zwrócił się do niej po imieniu. Była wręcz pewna, że widzi go po raz pierwszy. A jednak było w nim coś znajomego... ten przyjazny, czarujących uśmiech, przystojna twarz i wesołe ogniki tańczące w oczach.

- Wiem, że nasze ostatnie spotkanie nie zakończyło się zbyt przyjemnie, ale mam nadzieje, że nie żywisz do mnie urazy. I wciąż wierze, że zechcesz zaszczycić mnie tańcem.

Siemowit wyciągnął dłoń w kierunku Weroniki, ledwo powstrzymując się od śmiechu na widok zaskoczonego i pełnego oburzenia spojrzenia młodzieńca, który ledwo chwilę temu próbował zauroczyć dziewczynę swoim wątpliwym urokiem.
 
Markus jest offline  
Stary 16-04-2008, 12:48   #190
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Była zmęczona, piekielnie zmęczona. Mimo to nie mogła wycofać się z gry, którą sama rozpoczęła, musiała być silna. Silna i sprytna.

Skierowała się do Czerwonego Pokoju, gdzie jeszcze niedawno został ukrócony żywot jej dawnego rycerza Griszko. Zdradliwego rycerza – trzeba dodać.
W środku, prócz gromadki więźniów, rozwieszonych na ścianie niby na krzyżu, księżna dostrzegła znajomą sylwetkę. Tylko jedna osoba chwiała się w tak przedziwny sposób, siedząc na ziemi w kucki.

- Książę Jakub z Piastów...

- Witaj pani.
– odezwał się, nawet na nią nie patrząc - Piękną dziś mamy noc, nieprawdaż? Taką... krwawą. Azali księżyc zaszedł czerwoną łuną...

- Więc już wiesz?

- Może wiem, może nie wiem. Któżby słuchał wariata?
– Malkavianin spojrzał na kobietę z przekorą w oczach.

- Ja. Ja posłucham. Mów, proszę.

Nawet szaleniec zrozumiał w tym momencie, że to już nie jest zwykły żart. Lasombra nie miała w zwyczaju prosić, a jednak to zrobiła. Jak wiele konwenansów jest w stanie jeszcze złamać? Jakub był tego bardzo ciekaw.


***

Lorianna szła korytarzem do sali balowej powoli, wyniośle prostując sylwetkę. Chociaż pod wpływem wydarzeń cała chęć zabawy z niej uleciała, czuła się w obowiązku sprawdzenia stanu gości oraz ich nastrojów. Mimo tej świadomości czuła jednak wielki ciężar na piersi. Ciężar grzechów przeszłości, które były tak wielkie, tak niewybaczalne, że... mogły zetrzeć jej obecne szczęście w piach.

„Bolko...”

Był jeden sposób na ocalenie księcia – przemiana. Czy miała jednak prawo przekląć Sokolnika na wieki po to tylko, by samej sobie oszczędzić teraz cierpień?
Dziwne... nigdy wcześniej nie miała takich myśli. Czyżby więc...? Nie! Wolała tego nie rozważać. Nie teraz, gdy Siemowit bacznie ją obserwował, niczym sęp wisząc nad swoją ofiarą.

Gdy weszła do sali, wielu spośród gości się jej pokłoniło, radując z przybycia gospodyni. To nad ich głowami dostrzegła znajome oblicze.

Swietłana Wsiewołodowna... widzę, że czort dzisiaj nie próżnuje i co rusz podsyła mi tu jakichś swoich faworytów.”

Choć relacje obu władczyń były raczej oziębłe, przyznać trzeba, iż darzyły się pewnym szacunkiem – jak na rywalki przystało. Obie bowiem miały jasne umysły i potrafiły mocno trzymać pęta rządów, mimo że nieraz im powiadano, iż nie ma dla nich miejsca w świecie mężczyzn.

Księżna ruszyła w stronę, gdzie znajdowała się otoczona kręgiem własnych potomków szlachcianka.

- Witaj droga przyjaciółko. – przywitała Swietlanę nadając swojemu głosowi odcień spontanicznej radości – Wielce się raduję, że dotarłaś i uświetniłaś to miejsce swoją obecnością. Zaprawdę miło widzieć ciebie i twoje dziadki w dobrym zdrowiu. Jak ci się powodzi?


Gdy tak gawędziła o wszystkim i niczym, próbując wyczuć nastawienie i emocje Wsiewołodowny, wzrok jej padł na Weronikę. Trudno podejrzewać czy to zrządzenie losu czy przypadek, że właśnie do niej podszedł teraz Rawski, niby w ogóle nie spostrzegając dawnej ukochanej. Zerkając w stronę dopiero co przemienionej wampirzycy, Lorianna zmrużyła oczy niby kot, oto wszak w jej głowie zrodziła się kolejna idea.

„A gdyby tak... podstawić jaką dziewoję Siemowitowi? Choćby i Weronikę... Może by wtedy się odkochał, a i pozostał pod mym wpływem? Trza to rozważyć w spokoju... lecz kiedy będę go miała, o niebiosa?!”
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 16-04-2008 o 12:57.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172