Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2008, 17:54   #610
Odyseja
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Luinehilien w wesołym nastroju krzątała się po kuchni, pomagając gospodarzowi przygotować śniadanie dla ośmiu osób. Co prawda raz upuściła patelnię, ale poza tym większych problemów nie miała. Tak jak myślała. Nie zapomniała jeszcze, pomimo tych kilku lat na łonie natury, jak się gotuję. Omlet ostatni raz jadła, przed wyruszeniem na nauki... osiem lat temu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, ile czasu upłynęło, od kiedy opuściła rodzinny dom. Już nigdy więcej nie przebywała w nim dłużej niż tydzień. Teraz domu nie ma... Druidka szybko odrzuciła od siebie te myśli. Zaczął się przecież nowy dzień, wydostaną się z miasta... W najgłębszej części duszy zamknęła świadomość, że każdy nowy dzień, każda godzina, każda minuta i sekunda zbliżają Tais do zagłady. Po co o tym myśleć? Przez trzy miesiące przecież wiele jeszcze może się zmienić...

Później wstał Rasgan. Na każdy jego uśmiech, odpowiadała mu tym samym. Coraz bardziej lubiła elfa. Najwyraźniej na razie wszyscy byli w doskonałych nastrojach.

Następnym, który się obudził, był Beriand, któremu Luinehilien nie odpowiedziała, bo, po pierwsze, nie wiedziała, a po drugie, nie wydawało jej się, by pytanie było skierowane do niej.

Druidka wręcz emanowała radością. Tak, jakby noc pozwoliła jej się pozbyć jakiegoś jarzma. To, co się wydarzyło wczoraj, było dawno. Ważny jest dzień dzisiejszy. Przez moment czuła się, tak, jak wtedy, gdy miała trzy lata. Było to tak dawno, ale Luinehilien pamiętała swoje uczucia, gdy żyła jej matka. Poczucie bezpieczeństwa, optymizm i radość. Czemu tylko spokój nie trwał tak długo, jakby chciała?

Mi Raaza zauważyła tylko kątem oka. Zdążyła się już pogodzić z tym, że kapłan będzie z nimi podróżować. Po chwili jednak ujrzała błysk sztyletu i automatycznie odskoczyła. Z niedowierzaniem i przerażeniem na twarzy widziała, jak Mi Raaz błyskawicznie przykłada nóż do gardła Turama. Chociaż stała najbliżej, nie była w stanie nic zrobić. Nie była tak szybka jak było to potrzebne. A może szukała dla siebie wytłumaczenia?

- Zachowajcie spokój, jeżeli nikomu nie przyjdzie do głowy zostać bohaterem, to wszyscy przeżyjecie.

Druidka nie mogła w to uwierzyć. Czy kapłan był tak głupi, czy tak zdesperowany? Do tej pory ukrywał swoje zamiary, a teraz tak nagle zrobił coś takiego. Najgorsze było to, że postawił wszystkich w szachu.

- Lunehien jesteś druidką i nie obce są ci tajniki medycyny prawda? - Czemu Luinehilien miała wrażenie, że kapłan celowo przekręcił jej imię? - Wiesz, że mój sztylet może jednym sprawnym ciosem pozbawić życia inżyniera, dlatego nie próbuj żadnych czarów. I niech nikt nie waży się zrobić kroku w moją stronę, bo nawet jeśli zginę to albo w pośmiertnym skurczu, albo siłą samego upadku przebiję szyję inżyniera!


Luinehilien gdyby mogła, zabiłaby go samym wzrokiem. Nie mogła nic zrobić. Miał rację. Nie mieli wyboru. Przynajmniej druidka takowego nie widziała.

- Teraz Thuramie napiszesz do swojego wuja z prośba o wyjawienie miejsca ukrycia prawdziwego berła. I miej nadzieję, że odpisze jeszcze przed obiadem.

- Nie rób nic głupiego... Odłóż sztylet... - mówiła powoli, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów. Nie bardzo wierzyła, że to coś pomoże. No i cała radość znikła. Równie gwałtownie, jak wiosną, 22 lata temu...
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline