Hmm. No niezbyt kusząca perspektywa. Heh.
Planowanie! Zacząłbym planować żeby nie popełniać błędów.
Ja bym wziął na wycieczkę po takim świecie ze sobą Greya
. Zna się trochę na survivalu, szlaja się po Beskidach i umie robić nożem... A jak będzie źle, to mogę go zjeść(kawał chłopa=dużo mięsa) i zabrać mu sweterek. (to zrozumieją niestety tylko osoby z II Pomorskiego Zlotu LI).
A tak serio, to zacząłbym gorączkowo przypominać sobie wszystkie odcinki "Ultimate Survival". Myślę, że najważniejsze to zaopatrzyć się w wodę, jedzenie i poszukać innych ludzi. W grupie łatwiej przeżyć.
Trzeba znaleźć schronienie, bo sen i odpoczynek są równie ważne jak jedzenie. Nie dźwigałbym za dużo. Zapewne jeszcze dużo mógłbym planować i zastanawiać się co w jakiej kolejności zrobić, jak wykorzystać znalezione przedmioty.
Poza planowaniem wszedłbym w stan umysłu pt: "Do or Die!"
Tak jak żołnierze pozbawieni nadziei na przeżycie w czasie bitwy - nie mając nic do stracenia - odnalazłbym w sobie niesamowitą wolę (prze)życia. Wiem, że to by mi dało kopa i zawsze się sprawdzało w ekstremalnych sytuacjach jakie mnie dotychczas spotykały.