Santiago schował swój rapier, niedźwiedź po prostu przebiegł obok niego i z całym impetem powalił krasnoluda. Gdy reszta drużyny zbierała Garnira z ziemi, Santiago pozbierał pozostałości po obozie, koce i inne pozostawione na ziemi przedmioty, zadeptał tlące się ognisko i wsiadł na wóz.
-Abrahimie, pamiętajmy o beber dla naszego companeiro, nie chcemy przecież by de nuevo miał napad.
Spojrzał wymownie na Leonarda, tak by ten pamiętał o umowie, jaką zawarli zeszłej nocy, gdy ten wylał zawartość swojego leku.
-Co z Garnirem?
Zapytał Santiago, siedząc już na wozie. Nie był zadowolony z siebie, że pozwolił niedźwiedziowi przebiec obok. "Biedny krasnolud, mam nadzieję, że nic mu nie będzie i na siniaku i guzie się skończy."
- Może zrobimy mu okład by zmniejszyć opuchliznę, która niewątpliwie się pojawi. |