Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2008, 21:20   #47
John5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Żołnierz spojrzał na was z wyraźną niechęcią kiedy usłyszał pytanie Akvila
-Nie twoja sprawa, gdzie was zabieramy sukinsynu. Zresztą niedługo sami zobaczycie. I nie, nie mamy nic do picia. A nawet jakbyśmy mieli czemu mielibyśmy wykonywać prośby więźniów?-

Amillay zaczęła rzucać klątwę kiedy nagle poczuła okropny ból w głębi umysłu, tak jakby coś broniło jej dostępu do mocy. Zaskoczyło ją to na tyle, że cała włożona w czar koncentracja rozwiała się niczym mgła na wietrze. Zrezygnowana przysiadła z rezygnacją i ze zdumieniem zauważyła, jakąś dziwną, rdzawą obręcz na ręce. Zdawała się pochłaniać jej grotę.

Droga nie dość, że nierówna, to na dodatek okazała się być dziurawa, co i rusz rzucało wami na prawo i lewo. Strażnicy z kolei zdawali się kompletnie nie interesować losem „ładunku”. Byli w wyraźnie dobrych nastrojach, z na wpół usłyszanych zdań udało wam się ustalić, że armia sprzymierzonych poniosła sromotną klęskę, ponosząc ogromne straty. Po kilku godzinach wyjechaliście spomiędzy wzgórz, na rozległy płaski teren, gdzie w oddali dostrzegliście czarna kreskę obozu. Jeden z żołnierzy uśmiechnął się i szturchnąwszy towarzysza zadowolonym głosem powiedział.

-No nareszcie, już myślałem, ze nie dojedziemy przed zmierzchem. Gdyby nie to cholerne koło już dawno bylibyśmy na miejscu, a tak zostaliśmy w tyle, za główna kolumną. No ale nic to, za godzinę powinniśmy być w obozie.

Jego śmiech boleśnie zadźwięczał wam w uszach. Każdy na swój sposób domyślał się co może go czekać w obozie. Ponure podejrzenia utwierdzały was w przekonaniu, ze nic dobrego was tam nie oczekuje. Na obrzeżach obozu, równo ustawione, stały setki klatek, podobnych do tej, w której właśnie jechaliście. Zachodzące słońce krwawym światłem potęgowało jeszcze strach. Na kilku wozach zauważyliście, ludzi którzy nie przeżyli podróży. Nie zadano sobie nawet trudu, by wyciągnąć ich ciała. Po chwili wóz zatrzymał się a do weterana podszedł siwy mężczyzna o aparycji niedźwiedzia. Podali sobie dłonie i ściszonymi głosami dyskutowali o czymś zażarcie. Po chwili niedźwiedziowaty żołnierz skinął głowa i ruszył w głąb obozu. Po kilku chwilach wrócił, razem innym łysym i nadmiernie wysokim mężczyzną, który podszedł do krat i spojrzał na was z ciekawością.

- Tak, widzę, że nawet mag się tu znalazł. Dobrze, bardzo dobrze.- Jego lodowaty wzrok, sprawił, że przeszły po was ciarki. – A małym słowem wyjaśnienia, to idziecie na przesłuchanie. Małe niewinne przesłuchanie. Niewinne oczywiście do momentu, kiedy będziecie mówić. Kłamać odradzam, nasi ludzie są wyjątkowej klasy fachowcami. Jak na razie najlepszy z jeńców wytrzymał do 5 fazy… Tak czy siak, zabierać ich!

Żołnierze skinęli głowami i zaczęli pojedynczo wyciągać was z pojazdu, pomagała im w tym 8 mężczyzn podległych niedźwiedziowatemu. W kilka chwil skuci czekaliście przed namiotem, z którego co chwila dochodziły was krzyki przepełnione bólem i rozpaczą. Po kilkunastu minutach wywleczono z niego, czwórkę ciał. Nie byliście w stanie określić, czy byli to mężczyźnie, czy tez kobiety. Zaraz potem na zewnątrz wyszedł niski krępy mężczyzna o kaftanie uwalanym krwią, przeciągnął się ze stęknięciem i wyłamał palce. Przez chwilę stał wpatrując się w niebo, po czym podszedł do żołnierzy, którzy was pilnowali.

-Co nowe mięsko przynieśliście? – zaśmiał się rubasznie –No ale dobra, robota czeka. Nie mam na to całej nocy. Wprowadźcie ich i poprzywiązujcie do palików.

Wnętrze namiotu nie wyglądało tak tragicznie, jak rysowało się ono w waszych umysłach. Ściany nie były zbryzgane krwią, a wnętrzności nie plątały się pomiędzy nogami, za to był wysoki blondyn z dziobami po ospie, który rozsypywał dookoła świeży piach, zakrywają nieliczne kałuże krwi. Kiedy wszystko było gotowe niski mężczyzna skinął głową na żołnierzy dając znak, by się wynosili, po czym podszedł do krasnoluda. Nagle rozległ się trzask a głowa Oina odskoczyła do tyłu uderzając o słupek. Mężczyzna przekrzywił głowę i poprawił z drugiej strony.

- No i jak rozmowniejszy?-
- Pieprz się suczy synu. A żebyś ...-

Kopnięcie w żebra przerwało krasnoludowi sprawiając, ze przez chwilę nie mógł złapać tchu. Mężczyzna nie pytał drugi raz, tylko podszedł do Garreta, na powitanie uderzając pod mostek, potworny ból rozlał się po całym ciele.

-A ty? Może ty mi coś powiesz ciekawego na temat waszej armii co?-
-Skur… wy… syn.-
Tylko tyle zdołał powiedzieć przez ściśnięte bólem gardło Garret. Mężczyzna wzruszył ramionami i uderzył pięścią w podbródek pozbawiając go przytomności. Kolejną ofiarą była Amillay. Wyczekując na uderzenie napięła mięśnie, jednak cios nie nadszedł z oczekiwanej strony. Ciężki, wojskowy but opadł na jej dłoń, mężczyzna patrząc jej beznamiętnie w oczy powiedział. Kiedy oprawca przekręcił nogę w bok, wizg bólu wyrwał się z czarodziejki.

-Mag tak? No, to radzę szybko mówić jeśli jeszcze kiedyś chcesz czarować. Zmiażdżone kości dłoni niemal nie da się wyleczyć, nawet magia mało co pomaga w takich wypadkach.-

-Wystarczy już Angus.- Ten zimny ton był wam skądś znany. Poły namiotu rozchyliły się i do środka wszedł łysy mag, którego spotkaliście kiedy przyjechaliście od obozu. –Na razie wystarczy. Oni mają się jeszcze do czegoś nadawać.
-To nie twoja działka. Ja decyduję na ile mogę sobie pozwolić z jeńcami.-
-Już nie, od teraz zajmą się nimi moi ludzie. Tu masz odpowiednie dyspozycje.-

Angus szybko przeczytał podany mu dokument i na jego twarzy pojawiła się złość.

- Nie wiem o co tu chodzi, ale się dowiem. Ale niech będzie są twoi. Przykro mi. – zwrócił się do was – Macie pecha. Z jakiegoś powodu, to on się teraz wami zajmie. Cóż życzę szybkiej śmierci.-

Pospiesznie zebrał nieliczne, dziwacznie wyglądające narzędzie, których przeznaczenia nie chcieliście się nawet domyślać i wyszedł razem z blondynem. Dopiero wtedy na twarzy maga pojawił się paskudy uśmiech. Podchodził do każdego z was z osobna i nacinał wasze ramiona pobierając odrobinę krwi, do szklanych fiolek, które miał ze sobą.

- Czyli jesteście moi.– Wypowiedział cicho jakieś słowa, w języku, którego nawet Amillay nie rozpoznawała. Krew we fiolkach zabarwiła się na zielono. -Dobrze, a teraz przysięgnijcie mi posłuszeństwo. Oczywiście możecie się nie zgodzić, kat już czeka, a podobno zły dziś jak osa. Mnóstwo roboty ma, to i nie zawsze zetnie za pierwszym razem. No ale szybko przysięgajcie, potem wyjaśnię resztę.-

Cyniczny uśmieszek wprawiał was w konsternację. Zgodzić się, czy odmówić? Żyć jako niewolnik, czy też umrzeć już teraz, na katowskim pieńku?
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline