Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2008, 20:47   #41
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
O cholera jasna... pomyślał Quenril czując coraz większy ból w kolanie. Mimo tylu godzin ćwiczeń przed bitwą, wystarczyła jedna walka z dość silnym przeciwnikiem, by mężczyzna złapał kontuzję.
- Ja nie jestem od walki tylko od myślenia...- westchnął cicho żołnierz lekko kulejąc. Bitwa powoli dobiegała końca, a nie zapowiadało się na to, by strona Zjednoczonych Klanów wygrała. Alberai zdecydowanie nie miał ochoty umierać. Błagał wszystkich bogów których znał, by żaden z Imperialnych wojowników nie obrał sobie go na cel i kuśtykając zaczął iść w stronę z której przyszedł. Dezercja wydawała się mu teraz najodpowiedniejszym rozwiązaniem. I tak ściga już go rząd Wodnego Klanu, więc czemu nie mieliby na niego polować przedstawiciele pozostałych Klanów. Nie chciał się też dostać do niewoli co jest chyba oczywiste. Przez lata spędzone w branży (jeśli można to tak nazwać) niewolniczej, przyglądał się jak panowie traktują swoich służących. Już lepsza byłaby od tego śmierć, a jak już napisałem umierać nie chciał, dlatego wybrał dezercję.
Handlarz nie uszedł jednak daleko. Chyba za słabo się modlił bo po krótkim marszu napotkał grupę Imperialistów dobijających żołnierzy walczących po stronie klanów. Quenril zrobił gwałtowny w tył zwrot i zaczął "biec" tak szybko jak pozwalała mu na to jego boląca noga. Sytuacja ta mogłaby wyglądać komicznie- śmiesznie kuśtykający człowieczek, a za nim gnające psy gończe. Quenril roześmiałby się gdyby te psy gończe były jego podwładnymi, a tym człowieczkiem ktokolwiek byleby nie on. Teraz jednak nie było mu do śmiechu. Przez pewien czas rozważał nawet możliwość przebicia się mieczem z heroicznym krzykiem na ustach: "nie dostaniecie mnie buce!" ale po chwili ogarnęła go beznadzieja. Zwolnił trochę bieg, a po chwili poczuł silne uderzenie w głowę. Stracił przytomność...
***
Quenril ocknął się i spostrzegł, że się porusza. Czyżby dusze były przenoszone do piekła wozami?...- taka była pierwsza absurdalna myśl handlarza niewolników. Zrozumiał jednak, że wciąż żyje, a jego przeznaczeniem jest zgnicie jako robotnik albo niewolnik w Imperium (jeden los jednak nie wykluczał drugiego). Do wciąż silnie promieniującego bólu kolana doszedł jeszcze silniejszy ból głowy wywołany z całą pewnością ciosem od któregoś z tych żołnierzy. Stęknął cicho, a następnie chciał sprawdzić, czy to uderzenie sprawiło duże obrażenia. Nie dał jednak rady ponieważ był spętany.
- Weź tę chusteczkę.- usłyszał nagle- Jest czystsza od twojej. A pamiętaj, że brud zawiera groźne bakterie. I nie płacz. Kiedyś będzie lepiej. Jak nie dziś to jutro. Albo za kilka lat. Albo po śmierci.
- Nie wierz mu.- rzekł powoli Quenril gdyż każde słowo potegowało ból głowy- zanim dożyjesz do tego "kiedyś będzie lepiej" żołnierze zrobią Ci wiele niemiłych rzeczy dziewczyno. Wieeele. A później Cię zabiją albo ty ich wyręczysz.- teraz odezwał się do mężczyzny który pocieszał kobietę- Szkoda, ze nie powiedziałeś jej jeszcze, ze umieranie nie boli- rzekłszy to uśmiechnał się smutno, ale blizna spotęgowała efekt tak, że wyglądało to jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem.- Skąd jesteście?
 
Donki jest offline  
Stary 14-03-2008, 22:15   #42
 
grabi's Avatar
 
Reputacja: 1 grabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwu
Avagornis przebudził się. Powieki dalej miał ciężkie, jednak instynkt nakazywał mu nie zasypiać. Rozejrzał się wokół siebie. Znajdował się w wozie-klatce z kilkoma innymi osobami. Spośród nich rozpoznawał tylko jednego – towarzysza z oddziału, któremu uratował życie. Towarzysz już wcześniej się przebudził i podobnie jak on rozglądał się po współwięźniach. Garreta przyciągnęła płacząca ludzka kobieta. „Cóż za strata czasu” – pomyślał Avagornis –„Zamiast beczeć, mogłaby pomyśleć, jak się z stąd wydostać. Na dodatek Garret w mgnieniu oka zmienił się z żołnierza w pocieszyciela”.

Jaszczur poprawił pozycję i skulił się by pomóc swemu ciału w zachowaniu ciepła. Nie było może zbyt mroźno, lecz dla jaszczura żyjącego na bagnach, gdzie upał i duchota były codziennością, chłód był nie lada wyzwaniem. Ogon owinął dookoła swoich stóp, a głowę skrył w ramionach. Ręce skrzyżował na piersiach, by dodatkowo ogrzać Ornisa. Wąż zdołał ukryć się przez wrogami i leżał skryty pod pancerzem jaszczura. Avagornis musiał chronić węża przed zimnem, by ten zachował swoją ruchliwość. Był to as jaszczura, który mógł zabić wroga swoją trucizną.

„Trzech żołnierzy, woźnica i ten dodatkowy żołdak, który wygląda na weterana.” – rozmyślał jaszczur, patrząc na weterana. Przeniósł wzrok na współwięźniów i oceniał ich. Garreta znał najdłużej i zdążył się już przekonać o jego zdolnościach. Kobieta ciągle płakała, nie dając złudzeń, że w razie ucieczki to ona będzie największym ciężarem. Człowiek w ciężkiej zbroi może nie dotrwać podróży, gdyż z pewnością wpadnie w śnieg na najbliższej zaspie i do tego wyraźnie lubi siać niepokój. Co do pozostałej dwójki, to nie mógł za bardzo odgadnąć, czy mieli przystępny charakter, jednak z pewnością potrafili walczyć. Avagornis kalkulował. Jeśli Ornis zabiłby jednego żołnierza, to ta piątka musiałaby sobie poradzić z 4 osobami. Prawdopodobnie woźnica jest najsłabszy, więc kobieta mogłaby się nim zająć. Jego myśli jednak zaprzątała postać weterana, z którym musiałyby walczyć 2 osoby. Gdyby udało im się powstrzymać go do czasu, aż jad Ornisa zacznie działać, to walczyliby w trzech na jednego. Co jednak może zrobić nieuzbrojona dwójka w starciu z wyekwipowanym weteranem.
Avagornis przerwał swoje rozważania i począł rozglądać się po ekwipunku pilnujących go osób. Wszystko było ważne. Rodzaj i waga pancerza, jak i ilość oraz rodzaj broni posiadanej przez strażników.
 

Ostatnio edytowane przez grabi : 14-03-2008 o 22:16. Powód: żeby ładnie wyglądało
grabi jest offline  
Stary 15-03-2008, 15:23   #43
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
- Aj, aj jak mnie wszystko boli - Akvila podniósł się na zdrowej ręce.
- Klatka? No proszę jednak nasza pani czarodziejka nadaje sie co najwyżej do wyciągania królików z kapelusza. - spojrzał po reszcie kompanów - o widzę, że brakuje kilku, pewnie pierwsi się ocknęli i zwiali. Dezercja to w sumie nie głupi pomysł by był.. ehh teraz nie ma co o tym rozmyślać. - usiadł i oparł się o kratę - przynajmniej kilku ubiliśmy. - spojrzał na pozostałych ludzi, nie będących z jego kompanii - ktoś z was to medyk, albo mag? Tak się składa, że mam pękniętą kość w lewym przedramieniu, milo by było jakby ktoś to w końcu zreperował. - nie widząc zbyt żywiołowych reakcji, tylko pokręcił głową. Wtedy też zauważył że Oin przytomności jeszcze nie odzyskał, aby dopomóc koledze, kopnął go w bok
- wstawaj karle, patrz co narobiłeś! - Oin jednak nie dawał żadnego znaku - ehh co za koleś...-
Akvila spojrzał na wojaka idącego przy powozie.
- Hej druhu. Dokąd nas zabieracie? Masz może coś mocniejszego do picia? W zamian jestem ci wstanie ofiarować tą oto piękną kobietę, na jeden szybki numerek. - wskazał na Amillay - Dobry układ jak na moje oko. - spojrzał na koleżankę, jednocześnie na twarzy zawitał mu drobny, ironiczny uśmiech. Wtedy też usłyszał pytanie od jednego z nieznajomych:
- Skąd jesteście?
Przyjrzał się obcemu
- Hmm z północy pewnie jak i ty. Miło, że podwożą nas na południe, kto wie, może będzie tam odrobinę cieplej.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 15-03-2008 o 15:29.
sante jest offline  
Stary 15-03-2008, 22:54   #44
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
- Skąd jesteście?
- Hmm z północy pewnie jak i ty. Miło, że podwożą nas na południe, kto wie, może będzie tam odrobinę cieplej.- Hmpf...pan dowcipny... pomyślał Quenril. Dopiero teraz spostrzegł resztę osób siedzących w wozie. Oprócz płaczącej kobiety i pocieszającego ją mężczyzny, był jeszcze wciąż nieprzytomny krasnolud, dowcipny człowieczek i... jaszczur. Alberai pogardzał tymi (z braku lepszego słowa) stworzeniami. To właśnie im zawdzięczał swój poszerzony uśmiech. Podczas jednej z wypraw "werbujących" gadzich gladiatorów spotkał się ze sporym oporem i zakończyło się to wiecznym uśmiechem na twarzy handlarza niewolników.
- Spytaj naszego gadziego kolegi- odrzekł po krótkiej pauzie Alberai, a następnie zwrócił się do jaszczura- o ile się nie mylę to właśnie na południu tobie podobni taplają się w błotku? Opowiedz coś o swoim społeczeństwie. Coś mi się zdaje, że minie wiele czasu zanim osiągniemy cel naszej wędrówki, więc dla zabicia czasuu...
 
Donki jest offline  
Stary 16-03-2008, 00:45   #45
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
-Weź tę chusteczkę. Jest czystsza od twojej. A pamiętaj, że brud zawiera groźne bakterie. I nie płacz. Kiedyś będzie lepiej. Jak nie dziś to jutro. Albo za kilka lat. Albo po śmierci- powiedział nieco podobny do niej mężczyzna, Amillay przyjęła chustkę, lekko skinęła głową w ramach podziękowania, nie pocieszyły jej te słowa, lecz jeszcze bardziej przestraszyły, tak samo słowa dziwnie „uśmiechniętego” człowieka i przerażającego jaszczuroludzia. Amillay zdążyła się już nieco przyzwyczaić do tej rasy na odległość, teraz na nowo czuła do nich lęk.

Strach pełzał po jej plecach, objął obślizgłymi mackami i ściskał gardło, kobieta próbowała się uspokoić, wziąć w garść. Zamknęła oczy. Ciemność, pustka, taka w tym momencie wydawała się kojąca, taka bezpieczna. Próbowała sobie wyobrazić coś dobrego coś co lubiła. Zielone pagórki, misternie kolorowe i bogate kwiaty, radosny śpiew ptaków, który zaraz zmienił się w odgłosy torturowanych...krew... wszędzie krew... . Otworzyła oczy, ponownie była wśród obcych jej żołnierzy i wrogów. Jedynie do krasnoluda i Matellusa zdążyła się już przyzwyczaić. Do tego ostatniego nie pajała sympatią, a krasnolud leżał dalej nieprzytomny, bała się sprawdzić czy żyje. Wolała oszukiwać się myślą, że zaraz się ocknie. Człowiek ze szramą na twarzy wydawał się tak samo przerażający jak jaszczur. Amillay skuliła się jeszcze bardziej w kącie wozu

-Klatka? No proszę jednak nasza pani czarodziejka nadaje sie co najwyżej do wyciągania królików z kapelusza.- powiedział Matellus, kobieta słysząc to odwróciła głowę w stronę idącego obok żołnierza, dusiła w sobie łzy, przychodziło jej to z trudem, lecz udało się.
~ jestem beznadziejna na nic się nie nadaję ~ mówił jej wewnętrzny głos ~ nie... przecież nie miałam szans z tym magiem... ~ Kobieta wzięła głęboki oddech, nie miała ochoty słuchać więcej drwin ze strony nowych kompanów, nie miała ochoty zmierzać na śmierć, jeszcze nie teraz...
Amillay ponownie spojrzała na idącego obok żołnierza, który na początku posłał jej triumfalny uśmiech. Kobieta mimo że nie miała zbyt dużo siły, skupiła się i rzuciła na niego klątwę, chociaż wolałaby wysłać ją na Akvile, lecz w tym momencie nie było wyboru. Nie wiedziała jeszcze czy czar zadziała pozostało czekać...
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 21-03-2008, 09:10   #46
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Oin podniósł obolały łeb. Mało co pamiętał i wpadł w lekki szok gdy zobaczył wokoło kraty klatki. Powoli się podniósł i oparł swoją wielką niczym bochen chleba dłoń na toporze…

- Kurwa jego mać! Gdzie mój topór?! Wy chędożone syny łysego trolla! Takie z was cwaniaki!? Otwórz te klatkę i chodź na ubita ziemię! Chowacie się za plecami przeklętych guślarzy i innych nawiedzonych popaprańców! Oddawaj mi topór ty bucu pierdolony!
– Krasnolud rzucił się przez wszystkich w kierunku krat, które były od strony eskortującego żołnierza. Mundurowy odwrócił się i uśmiechnął. Nie powiedział nic. – Tak kurwa do ciebie mówię kurwi synu parchatej dziewki. Żeby ci dzieci trądem obrosły a żona nie dała!

Irytacja krasnoluda była tak wielka, iż dopiero teraz zauważył resztę kompani. Część poznawał. Wszyscy byli jacyś tacy zdziwieni i część się podśmiechiwała. Chyba reakcja na agresję jaką pokazał krasnolud. Zauważył Metellusa i Amillay, która wpakowała ich w to gówno.

- Tuneli magicznych wam się kurwa zachciało. Zaraz ci z dupy zająca wyciągnę i zobaczysz taka magię jakiej świat nie widział! – Ryknął na Amillay i popatrzył na śmiejących się pozostałych jeńców, przynależących zapewne do oddziałów piechoty.
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 21-03-2008 o 12:23.
DrHyde jest offline  
Stary 24-03-2008, 21:20   #47
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Żołnierz spojrzał na was z wyraźną niechęcią kiedy usłyszał pytanie Akvila
-Nie twoja sprawa, gdzie was zabieramy sukinsynu. Zresztą niedługo sami zobaczycie. I nie, nie mamy nic do picia. A nawet jakbyśmy mieli czemu mielibyśmy wykonywać prośby więźniów?-

Amillay zaczęła rzucać klątwę kiedy nagle poczuła okropny ból w głębi umysłu, tak jakby coś broniło jej dostępu do mocy. Zaskoczyło ją to na tyle, że cała włożona w czar koncentracja rozwiała się niczym mgła na wietrze. Zrezygnowana przysiadła z rezygnacją i ze zdumieniem zauważyła, jakąś dziwną, rdzawą obręcz na ręce. Zdawała się pochłaniać jej grotę.

Droga nie dość, że nierówna, to na dodatek okazała się być dziurawa, co i rusz rzucało wami na prawo i lewo. Strażnicy z kolei zdawali się kompletnie nie interesować losem „ładunku”. Byli w wyraźnie dobrych nastrojach, z na wpół usłyszanych zdań udało wam się ustalić, że armia sprzymierzonych poniosła sromotną klęskę, ponosząc ogromne straty. Po kilku godzinach wyjechaliście spomiędzy wzgórz, na rozległy płaski teren, gdzie w oddali dostrzegliście czarna kreskę obozu. Jeden z żołnierzy uśmiechnął się i szturchnąwszy towarzysza zadowolonym głosem powiedział.

-No nareszcie, już myślałem, ze nie dojedziemy przed zmierzchem. Gdyby nie to cholerne koło już dawno bylibyśmy na miejscu, a tak zostaliśmy w tyle, za główna kolumną. No ale nic to, za godzinę powinniśmy być w obozie.

Jego śmiech boleśnie zadźwięczał wam w uszach. Każdy na swój sposób domyślał się co może go czekać w obozie. Ponure podejrzenia utwierdzały was w przekonaniu, ze nic dobrego was tam nie oczekuje. Na obrzeżach obozu, równo ustawione, stały setki klatek, podobnych do tej, w której właśnie jechaliście. Zachodzące słońce krwawym światłem potęgowało jeszcze strach. Na kilku wozach zauważyliście, ludzi którzy nie przeżyli podróży. Nie zadano sobie nawet trudu, by wyciągnąć ich ciała. Po chwili wóz zatrzymał się a do weterana podszedł siwy mężczyzna o aparycji niedźwiedzia. Podali sobie dłonie i ściszonymi głosami dyskutowali o czymś zażarcie. Po chwili niedźwiedziowaty żołnierz skinął głowa i ruszył w głąb obozu. Po kilku chwilach wrócił, razem innym łysym i nadmiernie wysokim mężczyzną, który podszedł do krat i spojrzał na was z ciekawością.

- Tak, widzę, że nawet mag się tu znalazł. Dobrze, bardzo dobrze.- Jego lodowaty wzrok, sprawił, że przeszły po was ciarki. – A małym słowem wyjaśnienia, to idziecie na przesłuchanie. Małe niewinne przesłuchanie. Niewinne oczywiście do momentu, kiedy będziecie mówić. Kłamać odradzam, nasi ludzie są wyjątkowej klasy fachowcami. Jak na razie najlepszy z jeńców wytrzymał do 5 fazy… Tak czy siak, zabierać ich!

Żołnierze skinęli głowami i zaczęli pojedynczo wyciągać was z pojazdu, pomagała im w tym 8 mężczyzn podległych niedźwiedziowatemu. W kilka chwil skuci czekaliście przed namiotem, z którego co chwila dochodziły was krzyki przepełnione bólem i rozpaczą. Po kilkunastu minutach wywleczono z niego, czwórkę ciał. Nie byliście w stanie określić, czy byli to mężczyźnie, czy tez kobiety. Zaraz potem na zewnątrz wyszedł niski krępy mężczyzna o kaftanie uwalanym krwią, przeciągnął się ze stęknięciem i wyłamał palce. Przez chwilę stał wpatrując się w niebo, po czym podszedł do żołnierzy, którzy was pilnowali.

-Co nowe mięsko przynieśliście? – zaśmiał się rubasznie –No ale dobra, robota czeka. Nie mam na to całej nocy. Wprowadźcie ich i poprzywiązujcie do palików.

Wnętrze namiotu nie wyglądało tak tragicznie, jak rysowało się ono w waszych umysłach. Ściany nie były zbryzgane krwią, a wnętrzności nie plątały się pomiędzy nogami, za to był wysoki blondyn z dziobami po ospie, który rozsypywał dookoła świeży piach, zakrywają nieliczne kałuże krwi. Kiedy wszystko było gotowe niski mężczyzna skinął głową na żołnierzy dając znak, by się wynosili, po czym podszedł do krasnoluda. Nagle rozległ się trzask a głowa Oina odskoczyła do tyłu uderzając o słupek. Mężczyzna przekrzywił głowę i poprawił z drugiej strony.

- No i jak rozmowniejszy?-
- Pieprz się suczy synu. A żebyś ...-

Kopnięcie w żebra przerwało krasnoludowi sprawiając, ze przez chwilę nie mógł złapać tchu. Mężczyzna nie pytał drugi raz, tylko podszedł do Garreta, na powitanie uderzając pod mostek, potworny ból rozlał się po całym ciele.

-A ty? Może ty mi coś powiesz ciekawego na temat waszej armii co?-
-Skur… wy… syn.-
Tylko tyle zdołał powiedzieć przez ściśnięte bólem gardło Garret. Mężczyzna wzruszył ramionami i uderzył pięścią w podbródek pozbawiając go przytomności. Kolejną ofiarą była Amillay. Wyczekując na uderzenie napięła mięśnie, jednak cios nie nadszedł z oczekiwanej strony. Ciężki, wojskowy but opadł na jej dłoń, mężczyzna patrząc jej beznamiętnie w oczy powiedział. Kiedy oprawca przekręcił nogę w bok, wizg bólu wyrwał się z czarodziejki.

-Mag tak? No, to radzę szybko mówić jeśli jeszcze kiedyś chcesz czarować. Zmiażdżone kości dłoni niemal nie da się wyleczyć, nawet magia mało co pomaga w takich wypadkach.-

-Wystarczy już Angus.- Ten zimny ton był wam skądś znany. Poły namiotu rozchyliły się i do środka wszedł łysy mag, którego spotkaliście kiedy przyjechaliście od obozu. –Na razie wystarczy. Oni mają się jeszcze do czegoś nadawać.
-To nie twoja działka. Ja decyduję na ile mogę sobie pozwolić z jeńcami.-
-Już nie, od teraz zajmą się nimi moi ludzie. Tu masz odpowiednie dyspozycje.-

Angus szybko przeczytał podany mu dokument i na jego twarzy pojawiła się złość.

- Nie wiem o co tu chodzi, ale się dowiem. Ale niech będzie są twoi. Przykro mi. – zwrócił się do was – Macie pecha. Z jakiegoś powodu, to on się teraz wami zajmie. Cóż życzę szybkiej śmierci.-

Pospiesznie zebrał nieliczne, dziwacznie wyglądające narzędzie, których przeznaczenia nie chcieliście się nawet domyślać i wyszedł razem z blondynem. Dopiero wtedy na twarzy maga pojawił się paskudy uśmiech. Podchodził do każdego z was z osobna i nacinał wasze ramiona pobierając odrobinę krwi, do szklanych fiolek, które miał ze sobą.

- Czyli jesteście moi.– Wypowiedział cicho jakieś słowa, w języku, którego nawet Amillay nie rozpoznawała. Krew we fiolkach zabarwiła się na zielono. -Dobrze, a teraz przysięgnijcie mi posłuszeństwo. Oczywiście możecie się nie zgodzić, kat już czeka, a podobno zły dziś jak osa. Mnóstwo roboty ma, to i nie zawsze zetnie za pierwszym razem. No ale szybko przysięgajcie, potem wyjaśnię resztę.-

Cyniczny uśmieszek wprawiał was w konsternację. Zgodzić się, czy odmówić? Żyć jako niewolnik, czy też umrzeć już teraz, na katowskim pieńku?
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 25-03-2008, 09:31   #48
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Garret zaklął kiedy podczas nagłego zakrętu poleciał prosto na kraty. Wyciągnął przed siebie ręce przytrzymując się prętów. Ustał ponownie równo tylko po to żeby miotło nim ponownie jak szmacianą lalką. Tym razem uderzył boleśnie plecami.
- Im szybciej dotrzemy do tego obozu jenieckiego czy gdzie tam nas prowadzą tym będzie mniej boleśnie bolało podczas przesłuchania - rzekł masując bolące plecy.
W końcu zaciśniętą pięścią zaczął z całej siły uderzać w bolące miejsce. Nie miał pojęcia czy to pomagało czy nie, ale ból po takim uderzeniu wydawał mu się mniejszy.
Sądząc z podsłuchanych rozmów żołnierzy jego armia przegrała i poniosła duże straty. Po ostatniej bitwie był pewein, że tak będzie. Teraz zauważył w oddali obóz. Żolnierze wydawali się być uradowani faktem dotarcia do niego. Cierpliwie stał oczekując rychłego wyjscia z tego śmierdzącego wozu.
Po dojechaniu na miejsce w innych klatkach zobaczył martwych więźniów których nawet nie wyciągnięto z wozów.
- Wspólczuję tym co będą musieli jeździć takimi wozami przesiąkniętymi zapachem zgnilizny i rozkładu. Takie same są u nas. A nawet bywają gorsze.

Dopiero wtedy zauważył patrzącego na niego bacznie mężczyznę. Mężczyzna przemówił:
- A małym słowem wyjaśnienia, to idziecie na przesłuchanie. Małe niewinne przesłuchanie. Niewinne oczywiście do momentu, kiedy będziecie mówić. Kłamać odradzam, nasi ludzie są wyjątkowej klasy fachowcami. Jak na razie najlepszy z jeńców wytrzymał do 5 fazy… Tak czy siak, zabierać ich!
Garret nie opierał się żołnierzom. Posłusznie szedł prowadzony przez nich. Nie było przecież sensu w opieraniu się. Dotarli do namiotu z którego dochodziły krzyki bólu.
- No, no. Nawet burdel dla sodomitów mają - rzucił ironicznie. Po chwili przekonał sie, ze ta ironia była nie na miejscu. Z namiotu wyniesiono 4 ciała. Potem wprowadzono do niego całą kompanię. Był świadkiem jak jakiś blondyn przykrywa ślady krwi piaskiem.
" Żeby za brudno nie było. Trzeba dbać o porządek" - pomyślał.
Został przywiązany do palika. jak za starych dobrych czasów. Zobaczył jak człowiek zajmujący się przesłuchaniamiuderzył krasnoluda. Potem podszedł do niego. Zamiast jednak zadać pytanie "na dzień dobry" uderzył go prosto w brzuch. Planował ciętą ripostę, ale utrata tchu i ból w plecach sprawily, że odpowiedział mu tylko:
-Skur… wy… syn.
Nagle pociemnialo mu w oczach. Kiedy je otworzył zobaczył, że teraz drab miażdzy dłoń czarodziejki. Chciał już krzyknąć żeby wrócił i dał jej spokój gdy nagle wszedł jakiś łysy mężczyzna. Odbył on krótką pogawędkę z drabem, a następnie został sam na sam z nimi.
Był zbyt obolały żeby opierać się tajemniczemu przybyszowi który od każdego z nich pobrał próbkę krwi. Krew w fiolkach stała się nagle fioletowa. Łysy powiedział :
-Dobrze, a teraz przysięgnijcie mi posłuszeństwo. Oczywiście możecie się nie zgodzić, kat już czeka, a podobno zły dziś jak osa. Mnóstwo roboty ma, to i nie zawsze zetnie za pierwszym razem. No ale szybko przysięgajcie, potem wyjaśnię resztę.
- Odpierdol się - rzucił Garret spokojnym głosem - Kat tu czy kat tam. Co za różnica. Mnie to gówno obchodzi gdzie zginę. Kieruj mnie do kogo chcesz.
Wolność.
Garret pragnął jej. Nie bał się. Wiedzał, ze ona i tak na niego czeka.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 30-03-2008 o 11:43.
wojto16 jest offline  
Stary 25-03-2008, 13:31   #49
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
Jaszczur nie był jakoś specjalnie rozmowny, ale nawet gdyby gad coś mu odpowiedział, w zasadzie nie słuchałby go. Wiedział wystarczająco dużo o społeczeństwie zielonoskórych. Pragnął jedynie by ludzie przewożeni razem z nim nie myśleli za dużo o tym co ich czeka po osiągnięciu celu wędrówki. Przy odrobinie szczęścia jaszczur mógłby zaatakować mężczyznę, wtedy być może strażnicy zaczęliby ich rozdzielać, otworzyliby klatkę i byłaby szansa na ucieczkę. Gad jednak milczał, a Quenril nie miał ochoty ponawiać pytania.
Słońce leniwie zachodziło na niebie dając wrażenie, jakby cała ziemia była skropiona krwią. Alberai miał dziwne wrażenie, że to słońce obrazuje jego życie i życie wszystkich którzy tak jak on zostali pojmani i są teraz przewożeni do miejsca swojego przeznaczenia. Kończy się dzień tak, jak nasze życie się zaraz skończy… Nieźle to sobie wymyśliłem heh… i pomyśleć, że ten czerwony blask to tylko zapowiedź jutrzejszego deszczu…. A może to znaczy, ze jutro będzie ładna pogoda?... Szkoda że tego nie zobaczę…
W oddali było już widać zarys obozu.
Strażnicy prowadzili grupkę więźniów w stronę budynku, z którego dało się słyszeć przeraźliwe krzyki. Po chwili wywleczono stamtąd cztery ciała. Nie dało się rozpoznać kim byli ich zmasakrowane twarze przeraziły handlarza niewolników. Dopiero teraz zaczęło do niego docierać co się z nim za chwilę stanie. Zaczął oddychać szybko. Zdał sobie sprawę z tego, że boi się śmierci bardziej niż życia niewolnika. Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Ktoś przywiązał go do pala. Następnie zaczął wypytywać co wiedzą o planach armii Zjednoczonych Klanów. Przecież byli tylko zwykłymi żołnierzami, co oni mogli wiedzieć o większych planach. Byli zwykłym mięsem armatnim, zwykłą tarczą w ręce rządzących. Handlarz niewolników miał mgłę na oczach. Nie mógł rozpoznać nikogo. Nie wiedział kto jechał wraz z nim, a kto jest ich oprawcą.
- Wystarczy już Angus- ten zimny głos trochę otrzeźwił Quenril’a. Może nie podzielimy losu tamtej czwórki pomyślał. Następnie zaczął uważnie słuchać rozmowy między Imperialistami.
-To nie twoja działka. Ja decyduję na ile mogę sobie pozwolić z jeńcami.
-Już nie, od teraz zajmą się nimi moi ludzie. Tu masz odpowiednie dyspozycje.
Angus szybko przeczytał podany mu dokument i na jego twarzy pojawiła się złość.
- Nie wiem o co tu chodzi, ale się dowiem. Ale niech będzie są twoi. Przykro mi. - zwrócił się do więźniów - Macie pecha. Z jakiegoś powodu, to on się teraz wami zajmie. Cóż życzę szybkiej śmierci..- Od Ciebie byśmy takiej nie dostali pomyślał Alberai.
Kiedy oprawca odszedł łysy mag zabrał od więźniów trochę krwi a następnie przemówił:
-Dobrze, a teraz przysięgnijcie mi posłuszeństwo. Oczywiście możecie się nie zgodzić, kat już czeka, a podobno zły dziś jak osa. Mnóstwo roboty ma, to i nie zawsze zetnie za pierwszym razem. No ale szybko przysięgajcie, potem wyjaśnię resztę.- pierwszy odezwał się mężczyzna wcześniej pocieszający czarodziejkę.
- Odpierdol się. Kat tu czy kat tam. Co za różnica. Mnie to gówno obchodzi gdzie zginę. Kieruj mnie do kogo chcesz.
- No dla mnie jest raczej ważne czy zginiemy trochę później- rzekł handlarz niewolników.- Ja bym wolał trochę później.- następnie zwrócił się do maga- mogę przysiąc Ci posłuszeństwo, ale powiedz mi jedną rzecz… Po co Ci nasza krew?
 
Donki jest offline  
Stary 26-03-2008, 12:42   #50
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Prawie wtopiła się cała w róg wozu gdy rykną na nią krasnolud, czuła się taka mała, taka bezradna i przegrana. Mimo iż włożyła duży wysiłek w tak prosty czar, nie udało jej się. Poczuła jeszcze większy ból ~ Nie umiem już czarować...cała magia ze mnie uszła.....~ pomyślała w pierwszej chwili, lecz zobaczyła zaraz dziwną, połyskującą obręcz. ~ Dwimeryt... ~ .Znała go tylko z opowieści, tak naprawdę nie wierzyła, ze istnieje surowiec powstrzymujący magie. Była zrezygnowana do granic możliwości, podkulona siedziała i spoglądała w jeden punkt, na nikogo nie patrzyła, z nikim nie rozmawiała. Dopiero gdy wóz zatrzymał się, ocknęła się z tego transu. Zachodzące słońce żegnało krwista czerwienią. Amillay westchnęła ciężko
~ i pomyśleć, ze to ostatni zachód jaki widzą moje oczy... taki idealny...doskonały~

Drwiący śmiech, przepełniony dominacją odbijał jej się w uszach i tkwił boleśnie raniąc słabe serce i duszę. Co mógł oznaczać? Zadała sobie pytanie kobieta, krótkie pytanie przywołało milion odpowiedzi, a każde wydawało się takie realne i prawdopodobne. Gdyby mogła uciec właśnie teraz, przemknąć się niezauważenie miedzy żołnierzami, biegłaby nie czując bólu do utraty sił. Dobrze wiedziała, ze to niemożliwe.

-Tak, widzę, że nawet mag się tu znalazł. Dobrze, bardzo dobrze. A małym słowem wyjaśnienia, to idziecie na przesłuchanie. Małe niewinne przesłuchanie. Niewinne oczywiście do momentu, kiedy będziecie mówić. Kłamać odradzam, nasi ludzie są wyjątkowej klasy fachowcami. Jak na razie najlepszy z jeńców wytrzymał do 5 fazy… Tak czy siak, zabierać ich! –

Amillay powoli wstała i utykając skierowała się we wskazane miejsce. Była gotowa powiedzieć wszystko co wie, najciemniejsze sekrety, tylko, żeby nie robili jej krzywdy, zostawili w pokoju i uwolnili. Lecz kobieta nic nie wiedziała, nigdy nie zgłębiała się w rozmowy dowódców, nie zastanawiała nad nimi.

Trzymała się jakiś czas, wargi samoistnie jej drżały, tak samo dłonie. Unikała jak tylko mogła wzroku jakiegokolwiek żołnierza. Ostre rozkazy i dzikie wrzaski jeszcze bardziej zwiększały jej strach.

Krasnolud był pierwszy... Kobieta, nie utrzymywała już łez. Ledwo trzymając się na nogach, zakryła sobie twarz i uszy, następny był mężczyzna nieco do niej podobny. Nogi Amillay odmówiły posłuszeństwa, upadła. Wydawało jej się, że Garret odszedł do innego świata, cios był potężny.
W pewnej chwili oprawca staną nad nią, kobieta trzęsąc się, przygotowała się do uderzenia. Gdy nieoczekiwanie cios spadł na jej dłoń.

~ zawsze dbaj o dłonie adeptko, to jest twoja siła i obrona. To dzięki nim będziesz rzucać czary, to na ich sprawność będziesz liczyć w czasie zagrożenia- powiedziała uśmiechając się nauczycielka, spoglądając na brudne ręce Amillay, która odwzajemniła uśmiech i natychmiast pobiegła je umyć. ~

Kobieta krzyczała i płakała żałośnie, nie próbowała ruszać ręką, skuliła się na ziemi w kłębek, pozbawiona wszystkiego co było jej drogie. Drgnęła tylko lekko gdy znajomy jej mag , nadciął jej ramie.

- Dobrze, a teraz przysięgnijcie mi posłuszeństwo. Oczywiście możecie się nie zgodzić, kat już czeka, a podobno zły dziś jak osa. Mnóstwo roboty ma, to i nie zawsze zetnie za pierwszym razem. No ale szybko przysięgajcie, potem wyjaśnię resztę.- powiedział mag. Ami zmagała się w swoim wnętrzu, spojrzała na niego, zapragnęła być taka jak on...

- naucz mnie Mistrzu swojej magii...a przyłączę się do Ciebie...jeśli nie to jedyną drogą dla mnie jest śmierć.... – powiedziała z łzami w oczach. Nie miała siły już wstać w tej chwili wyglądała jak małe bezradne dziecko czekające aż ktoś ją przygarnie. Cała wiarę, która miała, godność i nadzieje w jednym momencie utraciła. Została jedynie bezwzględna i niewzruszona chęć przetrwania. Nie rozumiała Garreta, gdyż dla niej wolność, była wolnością duszy, pełna samodzielność, brak lęku. Chciała pokazać całemu światu, ze da sobie rade sama, bez niczyjej pomocy...niezależność to dla niej wolność.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172