Don Fiasco Byłem pewien, że strzeliłem z gwoździa w stół. Ostry taniec, byłem noszony.
Don budził się tej nocy kilkakrotnie i za każdym razem nie mógł zasnąć ponownie. Chodził po karczmie szukając ucieczki od przenikliwego bólu głowy. Zgiął się wpół targany torsjami i zasnął na podłodze. Gdy się znów ocknął, wyszedł z karczmy i ruszył chwiejąc się na nogach w kierunku studni. Zaczerpnął wody i oblał sobie głowę. Dokonawszy nocnych ablucji i po usunięciu z butów śladów rzygowin ruszył do stajni, gdzie nieprzytomny runął w siano. Tym razem ze snu wyrwał go koszmar i odzyskał świadomość z jedną chwilą. Chłopak bał się wrócić do świata za zamkniętymi powiekami, więc zajął się przygotowaniami do podróży. Wyczesał grzywę Poborcy i ponownie zaplótł warkoczyki. Natarł cięciwę, ogłowie, popręg, buty, bryczesy i pochwę. Naostrzył miecz, nóż, obejrzał i poprawił lotki. We włosy wtarł brylantynę.
Gdy skończyły mu się pomysły na zajęcia dla pijanych rąk poszedł do karczmy zabierając po drodze wiaderko z wodą. Zza kontuaru wyciągnął czerpak i usiadł za ławą. Ogarnęło go zmęczenie i strzelił z gwoździa w stół.
Ryk pobudki docierał do Dona jak zza ściany. Słyszał wygłaszaną tyradę, co więcej wwiercała mu się ona w czaszkę oszołamiając bólem, ale gotów był udawać, że jej nie ma. Nie mógł jednak zignorować pragnienia. Po krótkiej walce z poalkoholowym lenistwem pił młócąc drewnianym czerpakiem jak wiosłem. Wciąż się chwiejąc ruszył w kierunku drzwi, a woda z jego twarzy i kubraka obficie skapywała na podłogę.
Don wparował do stajni i jął wycierać Poborcę wiechciem słomy. Gdy skończył, klepnął go w zad. Kary ogier posłusznie ruszył za swym człowiekiem. Osobliwie, to Don dźwigał siodło i juki, którymi obciążył konia dopiero przed budynkiem. Sprawdził rząd i obaj ruszyli do studni. Mocno zbudowany wierzchowiec szedł posłusznie kilka stóp za Donem. Przy studni chłopak napełnił manierkę i bukłak i solidnie wyczyścił końskie oczy.
- To zapalenie spojówek cię wykończy Poborco – wyszeptał do konia płucząc płótno, którego używał do mycia jego oczu. - A teraz rozruszasz gnaty, bo z tymi taborami, to mi na śmierć zastygniesz.
Po chwili objeżdżali okolicę ciesząc się pogodą i ruchem. Minęła słuszna chwila nim Don przypomniał sobie o wczorajszych zobowiązaniach. Zawrócił zwierzę i ruszył na plac. Dojeżdżając widział charakterystyczne, niebieskie plecy Karli Bijoux. Wparował na plac nieco za szybko i tylko łaska bogów sprawiła, że nie stratował krzątających się dzieci. Dotarły do niego tylko niektóre słowa dziesiętnika. Wyłapał jedynie: "Na trakcie, którym będziemy jechać (...) nikt nie uszedł z życiem (...) Don Fiasco - pomocnik".
Delikatnym gestem zmusił konia do obrotu wokół własnej osi.
- Może dziś znajdziemy żony Poborco, a jutro postaramy się je stracić – wyszeptał do końskiego ucha, gdy zatrzymali się naprzeciw karej kobyłki i jej właścicielki. Gdy tamte ruszyły w stronę dziesiętnika, w ogóle ich nie zauważając, dodał - A może nie.
Don ponownie nakazał Poborcy obracać się wokół własnej osi, a sam położył się na końskiej szyi. Gdy rozległa się muzyka zasnął.
Poborca wyglądał jakby chciał zobaczyć, co robi jego człowiek. Próbował odwrócić łeb i rzucić na Dona przekrwionym okiem. Po kilku klęskach poniechał tego i samowolnie przestał się obracać. Ustawił się w kierunku jazdy i parsknął próbując ponownie zwrócić na siebie uwagę karej kobyłki.
__________________ wchodzimy pierwsi, wychodzimy ostatni
Ostatnio edytowane przez Pan Łukasz : 25-03-2008 o 01:19.
|