Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2008, 09:16   #128
Mortarel
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Wyruszyliście wreszcie w drogę. Po ostatnich przygodach, chcieliście jak najszybciej wydostać się z lasu. Za jakieś dwa dni powinniście dotrzeć do podnóża Gór Szarych. Jeśli tylko, jakieś przeciwności nie zatrzymają was na drodze. Okazało się bowiem, że niedźwiedź oprócz zrobienia potwornego bałaganu, zjadł jedynie kilka miar śliwek oraz dwie połacie suszonego mięsa.

Pogoda była ładna, słońce świeciło wysoko, ogrzewając was swoim blaskiem. Ptaszki ćwierkały na drzewach, a krasnolud nucił pod nosem piosenkę o piwie. Podróżowaliście tak traktem, jedni na wozi, drudzy obok, na swoich koniach. Garnir oczywiście powodził wozem, jednakże uderzenie w głowę chyba nie wpłynęło niekorzystnie na możliwości kierowania pojazdem. W zasadzie oprócz guza, krasnoludowi już nic nie było. Abrahim zaś z daleka pałał dumą, gdyż jego to właśnie strzał ranił niedźwiedzia.

Giles z Josephem jechali na odległość rzutu kamieniem przed wozem. Miało to na celu wypatrzenie jakichś trudności, aby móc w porę je ominąć oraz wskazanie drogi, którą mają podążać inni.

Leonardo i Santiago zaś podczas drogi zdążyli już uprzątnąć wóz, a teraz obaj leżeli na nim, odsłoniwszy częściowo plandekę, wygrzewali się w promieniach słonecznych. Chyba nawet skubnęli trochę piwa, ale któż ich wie, nawet ja tego nie widziałem

W pewnej jednak chwili, stała się rzecz niezwykła i niespodziewana. Bowiem znowu, tak jak z rana podniosła się mgła. Jednak była ona inna od tej porannej, gdyż była gęsta i bieluchna niczym mleko. Skutecznie ograniczając widoczność. Niemal momentalnie, z pojawieniem się mgły zaczęły dochodzić do was dziwne odgłosy. Przypominały wycie, zawodzenia, śmiechy, a czasem nawet muzykę. Co chwila zaś, dobiegał was dźwięk, jakby właśnie przy drodze, coś przebiegło w krzakach, coś złamało gałąź, jednak, kiedy spojrzeliście w stronę odgłosu nie mogliście dojrzeć niczego. Raz po raz niosły się wtedy echem po lesie chichoty. Kiedy zaczęło się ściemniać dojrzeliście dziesiątki świateł naokoło was. Jakby ktoś palił ogniska w lesie. Jednak w takiej odległości, że ognisko dla was było jedynie świetlnym punktem, jednak zasadnej wielkości. Szybko doszliście jednak do wniosku, że to nie mogły być ogniska, bowiem przemieszczały się. Raz to zagęszczając się wokół was, raz oddalając, otoczyły was jakby łańcuchem. Nieustannie zaś dochodziły was te dziwne odgłosy. Macie tylko nadzieje, że się nie zgubicie.

Giles z Josephem zaczęli się zastanawiać, czy aby nie minęli już skrzyżowania, do którego dotarli będąc na zwiadach. Możliwe, bowiem i bardzo prawdopodobne, że przy mgle przeoczyli je i minęli.
 
Mortarel jest offline