Jeff rozejrzał się dokoła. Miał niejasne wrażenie, że zasypane śniegiem ulice są mu jakby obce. Śnieżna biel zatarła wszelkie różnice między poszczególnymi budowlami i zdawało się, że wszystkie domy są prawie jednakowe. "Mam omamy czy zaniki pamięci" - pomyślał, zły na siebie i cały otaczający go świat. - "Gdzie jest ta przeklęta karczma..."
Na domiar złego nawet nie było kogo spytać o drogę...
Widok obdartusa na ulicach Rudedorfu wywołał na początku tylko zdziwienie. Podczas swych poprzednich wizyt w mieście nie zauważył ludzi w takim stanie. "Czyżby to wpływ zimy? Włóczędzy ze wsi ściągają do miasta by przeżyć?" - zastanowił się przez moment.
Bez wahania skierował się w stronę obdartusa. Nawet gdyby był obcy w mieście, mógł wiedzieć, gdzie jest gospoda "Pod Niedźwiedziem".
Ujrzawszy twarz włóczęgi, zaskoczony, zatrzymał Trafa. Nie chciał wierzyć własnym oczom. W jaki sposób ten człowiek tu się znalazł? I co tu robi?
Widok uciekającego wyrwał go z odrętwienia. Ruszył z miejsca, ale widząc szerokość alejki ponownie się zatrzymał. Było tak wąsko, że pewnie musiałby zostawić Trafa, a tego nie chciał zrobić. W tym pozornie wymarłym mieście z pewnością znalazłoby się natychmiast parę osób, które zajęłyby się koniem. A on sam musiałby potem kupić sobie nowego...
Uderzył piętami wierzchowca i ruszył wokół budynków, chcąc objechać je dokoła i poczekać na uciekającego z drugiej strony... |