Wiosna roku 2512. Lasy w Averlandzie. Na południe od wsi bez nazwy
NaturÄ… ludzkÄ… jest planować. UkÅ‚adać, wymyÅ›lać, strofować, porzÄ…dkować, myÅ›leć i wyobrażać sobie. Panować nad sytuacjÄ…. Ot tak. Poprzez prostÄ… myÅ›l – co mnie czeka? Co siÄ™ zdarzy? Jak siÄ™ przygotować? Taka jest natura ludzka.
Kiedy zaś sytuacja zaskakuje, wtedy rzecz się ma zgoła nienaturalnie. Bo i jak może być inaczej?!
Część drwali z miejsca skoczyła do przodu, jakby swą piersią chcąc innych osłonić czy też dać upust swej agresji. Nie postąpili daleko.
Inni cofnęli się zalęknieni.
Większość poczęła szukać cepów, toporów, lag, mieczy i siekier. Zbroi, a kawałka tarczy. Rzucili się jeden przez drugiego wyszarpują co się dało ze wspólnych, swoich i cudzych pakunków. A robili to tak chaotycznie jakby byli przekonani że wrób zechce poczekać.
Nie zaczekał. Felix jeden chyba patrzył i był w pełni świadom co się działo. Bestia rogata zawyła i puściła się pędem w dół zbocza. A zaraz za nim i obok, w luźnej zbieraninie pognali inni. Porośnięty futrem krasnolud, człowiek z okiem na czole i wielką siekierą. Inny chudy jak tyczka. Inny uzbrojony w gigantyczne kleszcze zamiast dłoni. Wszyscy dzicy, dziwni i drapieżni. Ale to nie ich wygląd był najgorszy. Felix nie raz widział walkę. I dobrze orientował się że najważniejsze jest w głowie. Odwaga, poświęcenie, zacietrzewienie. A bestie owe zdawały się tak zdeterminowane, wściekłe i gniewne, że ciarki przechodziły po plecach.
Nie byÅ‚o jednak czasu na myÅ›lenie. Chwila i decyzja. Albo dziaÅ‚asz, albo giniesz. Felix wÅ›ciekÅ‚y na stracony strzaÅ‚, wyszarpnÄ…Å‚ brzechwÄ™ i raz jeszcze przycelowaÅ‚. Spokojnie, czekajÄ…c… Pomknęła. PrzecinajÄ…c powietrze ze zÅ‚owrogim sykiem. WbijajÄ…c siÄ™ w czerep pÄ™dzÄ…cego bydlÄ™cia. Ten jednak jakby nie przejÄ…Å‚ siÄ™ specjalnie. Nie zwolniÅ‚ biegu kiedy strzaÅ‚a wbiÅ‚a siÄ™ gÅ‚Ä™boko w czoÅ‚o. UniósÅ‚ potężny topór i zamachnÄ…Å‚ siÄ™ na pierwszego z drwali, który bez przekonania zasÅ‚oniÅ‚ siÄ™ lagÄ…. Toporzysko przeszyÅ‚o powietrze godzÄ…c we wroga. Lecz o dziwo! sama bestia jakby zrozumiaÅ‚a powagÄ™ swej rany i zatoczyÅ‚a siÄ™ upadajÄ…c na bok.
Zaczęło się na dobre. Zwierzoludzie wbili się w szeregi ludzi. Nie bacząc na odnoszone rany, bili wściekle i kąsali. Bez opamiętania i zmęczenia wywijali bronią, kopali, pluli, szarpali i kąsali. A kiedy jeden upadł starał się chwycić wroga za nogę i ugryźć jeszcze.
Felix widział jak Rudy Drwal radził sobie wznosząc raz po raz potężną siekierę. Odbijał razy i sam nie pozostawał dłużny. Wprawnie robiąc. Zwierzolud zepchnięty do defensywy nie mógł odstąpić, stąd Rudy wbił mu topór w ramie. Potwór jeno się zaśmiał i odpowiedział tak samo. Z rozmachem uderzając mieczem wroga.
Gdzie indziej dwu wrogów dopadło do siebie odrzucając broń. I teraz zsuwali się razem w dół zbocza, kopiąc, bijąc i drapiąc. I tylko dało się słyszeć głośniejszy wrzask kiedy zwierzolud wbił się zębami w policzek drwala.
Blisko Felixa przeleciał jakiś stwór chaosu rzucając się na czyjeś plecy. Paru drwali wnet jednak dopadło do niego tłukąc, siekając i krojąc na długo jeszcze po tym jak wróg przestał dychać.
Furia i determinacja wroga. A przy tym nieznajomość strachu pokrewna chyba tylko szaleństwu dawała efekty. Trzech drwali padło bez ducha. Inni poczęli się cofać. Chaotycznie, bez wzajemnej pomocy. Bez współpracy i wiary. Ktoś począł uciekać na tyły bojąc się stawić czoła. I przez chwilę zdawało się że wobec ataku znacznie mniej licznej bandy zwierzoludzi, drwale ustąpią i poczną uciekać.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |