Jak tylko mości Starosta począł mówić, ruchliwy dotąd Pan Ankwicz stanął i począł wpatrywać się w mówcę łowiąc każde słowo. Zastygł tak z miną poważną, a hardą szukając decyzji Starosty. Nie reagował kiedy ten perorował. Dopiero gdy skończył patrząc po społu, Mateusz rozluźnił się i w iście wyszukanej pozie wypuścił z ulgą powietrze. - Jużci Waszmość w porę nabrał rozsądku. Napiję się za to!
Poczym pociągnął sowitego łyka z gąsiorka, co to mu iście magicznym sposobem podszedł pod rękę. Otarł usta Mateusz gdy zgasił pragnienie i spełnił toast. Popatrzył jeszcze po Panu Ligęzie, który wciąż wesół zagadywał w koło. Poczym zwrócił się raz jeszcze w stronę woźnego. - Jakże by odmówić tak zacnemu zaproszeniu. Toż to najpiękniejszej urody i szlachetności propozycja. Tedy miej pewność że się spotkamy. A myślę że i waszmości ulegniecie tak wspaniałej propozycji? – spojrzał po towarzyszach. - Ale – zwrócił się znów ku Panu Wolskiemu – – Pozwól mi waszmość wierzyć że w boju nie zmieniasz decyzji tak lekko. Bo przyszło by nam w kluczowej sprawie liczyć że widząc zmienność ruchów wojsk starosty, jedyną drogą do zwycięstwa jest tak rozśmieszyć wroga co by zakrztusili i pomarli..
Poczym nie bacząc na odpowiedź odwrócił się od Starosty i wciąż trzymając się bezpiecznej strony rzeczki podszedł do Pana Ligęzy. - Mości Ligęza. Zdaje się że wspaniała kompanija się szykuje i mylił bym się sądząc że gdzie indziej jak u Pana chorążego Bełzackiego kwiat naszego rycerstwa… choć wywołaniec pewnie nie jeden… się zbierze. Przeto spytam czy zechciał byś waćpan gąsiorek wina, a miodu szlachetnego spożyć wspólnie. A jeśli w gościnie tak kluczowej jak u mości Bełzackiego chorążego to tym zacniej…
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |